wtorek, 31 stycznia 2012

Jadłospis Nikodema

Nie mam już siły do tego mojego Nikodema!!! Ten dzieciak chyba żyje samym powietrzem. Z czego "toto" ma siłę tak cały dzień rozrabiać???

Jadłospis na dzisiaj w przedszkolu wyglądał tak:

WTOREK - 31.01.2012

Śniadanie
Mleko, kakao, bułka, masło, kiełbasa szynkowa.

Obiad
Zupa ryżanka z natką, pulpety w sosie koperkowym,
surówka z pora, marchwi i jabłek, ziemniaki,
sok pomarańczowy.

Podwieczorek
Herbata z cytryną, bułka zapiekana z serem żółtym,
ketchup, jogurt.

Co z tego wszystkiego zjadł Nikodem? Nic!!! Po południu wmusili w Niego trzy kromki suchego chleba - ale tylko same środki, bez skórki, bo od skórki brzuch Go boli. 
W domu zjadł biszkoptowego Bakusia i miseczkę rosołu i stwierdził, że się objadł po wszystkie czasy. Swoją drogą bardzo ekonomiczne dziecko, pożywienia potrzebuje średnio raz na miesiąc:(((

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Jak nie zjeść jajecznicy

Lenka prosi o kanapkę z szyneczką - złote dziecko do jedzenia, pochłania wszystko jak leci, nawet wątróbkę:).  Sama radość przyrządzać dla Niej posiłki. Nikodem natomiast - szkoda słów.
- Nikodemku, co będziesz jadł???
Pędzi do lodówki, staje na taborecie, otwiera drzwiczki i patrzy. I patrzy, i patrzy. Myśli intensywnie...
- Co my tu mamy?
Próbuję coś delikatnie zasugerować:
- Może bułeczkę z masełkiem? Cieplutkie, świeżutkie, pycha! - wszelkie dodatki do kanapki oczywiście odpadają w przedbiegach. Nie tyka żadnej wędliny, serów, pasztetów i innych temu podobnych. Wegetarianin z urodzenia, cholera jasna.
- Hmmm, może mi nie zaszkodzi, tylko żeby była złożona, albo nie - rozłożona ... albo nie!
- A może wolisz paróweczkę na ciepło?
- Nie, po parówce boli mnie brzuch.
- To może tościka Ci zrobić?
- Nieeee, od ketchupu bolą mnie zęby.
Szlag mnie trafia i apopleksja, ale próbuję dalej:
- To zrobię Ci bez ketchupu.
- No co Ty, Mamo, tost bez ketchupu???
- Naleśniczka?
- Nie, nie mam ochoty na naleśniczka.
- To może usmażyć Ci jajeczniczkę? Lubisz przecież jajeczniczkę:)
- Jak są jajka, to nie rób. A jak nie ma, to zrób!
I jak zwykle kończy się na danonku, albo innym deserku - dobrze, że chociaż to zjada.

niedziela, 29 stycznia 2012

Buźka dla kotka

Lenka zerwała mnie dzisiaj z  łóżka o 6.30:
- Mamo,  Mamo, trzeba zrobić kotkowi oczka!!!
Nie było wyjścia, musiałam wstać i  dokończyć wczorajsze rękodzieło.
Najpierw kocur dostał oczy z guzików:


Następnie doprawiliśmy mu nosek z pomponika (nie wiem nawet skąd mi się ten pomponik w domu znalazł) i wąsiki z czarnej tasiemki:


Jeszcze tylko usteczka z kawałka czerwonego troczka od jakichś spodni Lenki i różowa kokardka na szyję ze starego ramiączka od biustonosza:)


Na tym zakończyliśmy prace twórcze. Lenuśka jest przeszczęśliwa  i wszędzie targa ze sobą sierściucha:) Następnym razem mocno się zastanowię, zanim rzucę taki durny pomysł!


sobota, 28 stycznia 2012

Jak zrobić maskotkę

Odbiło mi dzisiaj dokumentnie i rzuciłam łupieżom hasło, że może uszyjemy maskotkę. Po długich naradach wybór padł na kotka. Narysowaliśmy więc na papierze kontury kocura i go wycięliśmy:


Następnie wzięliśmy moją starą bluzkę w kwiatki i na jej lewej stronie Lenuśka odrysowała kredą wyciętego kotka:


 Kolejnym etapem było wycinanie kotka z materiału, rzecz jasna podwójnie, żeby było co zszywać:



Następnie wzięłam igłę i nitkę, no i oczywiście okulary, bo bez nich nawlekałabym tę igłę do usranej śmierci (starość nie radość). Lenka dzielnie asystowała i też zaopatrzyła się w okulary:)



Teraz było najgorsze - szycie wstrętnego sierściucha, ściegiem mocno dowolnym, trwało i trwało i trwało i trwało. Dzieciaki obejrzały trzy bajki  na dividivi a ja dalej szyłam, aż prawie od tego oślepłam:) Po wielu godzinach mozolnej pracy ręcznej kot wyglądał tak:


Teraz należało sierściucha wypchać. Poświęciłam na ten cel starą poduszkę na taboret wypełnioną gąbką. Gąbkę porwaliśmy na małe kawałeczki i  upchnęliśmy w animalu. Myślałam, że nigdy nie skończymy, bo durny sierściuch pochłaniał każdą ilość wciskanej w niego gąbki. Po godzinach starań osiągnęliśmy produkt finalny (jak na debiut uważam, że nienajgorzej:):



Teraz trzeba jeszcze tylko dorobić oczy, nos, pyszczek i wąsiki i sierściuch będzie gotowy:) Niestety Lenka stwierdziła kategorycznie, że idzie już spać i zabrała ze sobą animala bez twarzy. Może to i dobrze,  bo i tak niewiele już widzę  i szczerze mówiąc mam serdecznie dosyć zwierzaka.
Chyba mnie jakieś zaćmienie dopadło, żeby wyskakiwać z takim pomysłem! A najlepsze jest to, że Nikodem  stwierdził, że skoro zostało nam gąbki, to jutro zrobimy nietoperza, albo myszkę, albo niebieski samochód... Ratunku!!!

Wiosna, wiosna, wiosna ach to ty...

Za oknami zima i z dnia na dzień coraz większy mróz, a u nas w domu wiosna!
Wprawdzie nasz hiacynt idzie na razie głównie w korzenie:


ale za to krokus i szafirek prześcigają się w kwitnięciu:)





Piękny widok! Mam nadzieję, że wiosna szybko do nas przyjdzie.Będzie można wyskoczyć z części tych okropnych kilogramów ciuchów. Będzie można więcej czasu spędzać na świeżym powietrzu. Będzie można poszaleć przy obsadzaniu skrzynek na balkonie... Ehhh, byle do wiosny!

piątek, 27 stycznia 2012

6-latek idzie do szkoły?

Dzisiaj w przedszkolu zostałam uraczona bardzo miłym, skądinąd pisemkiem następującej treści:

Szanowni Państwo!
Miło mi powiadomić, iż Państwa syn  Nikodem jest zameldowany w obwodzie Szkoły Podstawowej Nr 4 im. Marii Skłodowskiej-Curie (chyba wysoko się cenią, skoro uważają, że fakt zameldowania mojego Syna w obwodzie ich szkoły jest dla mnie niezmiernie miłą wiadomością! - tego nie było w piśmie). Bardzo proszę o przekazanie do dnia 24 lutego 2012r. telefonicznie, osobiście lub drogą e-mailową potwierdzenia podjęcia nauki  w klasie I w roku szkolnym 2012/2013 w naszej szkole bądź wskazanie innej wybranej przez Państwa placówki. Z wyrazami szacunku ...

W zasadzie z Ich strony to bardzo miło, że mnie o tym informują, gdyż w myśl ustawy o systemie oświaty to na rodzicach spoczywa obowiązek powiadomienia szkoły o formie spełniania przez dziecko obowiązku szkolnego. 
Nikodem, z racji przyjścia na świat w roku 2006, od września, zgodnie z założeniami reformy oświaty, powinien iść do pierwszej klasy (poroniony pomysł!). Na szczęście jeszcze w tym roku, to ja mogę zadecydować o gotowości mojego dziecka do edukacji szkolnej! 
Czy poślę Nikodema do szkoły od września? Zdecydowanie NIE!!! Ponieważ ani moje dziecko, ani tym bardziej szkoła nie są na to przygotowane. Rozważyłam wszystkie "za i przeciw"  i stwierdziłam, że szkoła nie podoła temu zadaniu, bo:
- po pierwsze moje dziecko nie jest dostatecznie rozwinięte emocjonalnie - w ławce dłużej niż 2 min. i 45 sek. nie usiedzi - wzorowym uczniem to On na pewno nie będzie,
- po  drugie nie jest dostatecznie rozwinięte manualnie - nie potrafi zawiązać butów, ma problem z odpięciem i zapięciem guzika przy spodniach, tyłka sobie dokładnie nie podetrze,
- po trzecie nikt Go w szkole nie przypilnuje, żeby zjadł cokolwiek (w przypadku Nikodema posiłki są dla mnie bardzo istotne!) i w rezultacie nie będzie chyba jadł już wcale,
- po czwarte nikt nie zapewni Mu opieki poza czterema czy pięcioma godzinami obowiązkowych zajęć - świetlica w szkole jest przeważnie wielką porażką - pani sobie, dzieci sobie:(. Poza tym na świetlicy przebywają dzieci w wieku od lat 6 do 13, którym do głowy przychodzą różne przedziwne pomysły,
- po piąte szkoła absolutnie nie jest przygotowana na przyjęcie dzieci w tym wieku - brak placów zabaw, brak odpowiednich pomocy dydaktycznych i przede wszystkim - brak odpowiedniej kadry pedagogicznej,
- po szóste i najważniejsze - Nikodem  pytany o szkołę, stwierdził, że tam mają dla Niego za wysokie ławki i krzesełka, On nie sięgnie do blatu i nie będzie mógł pisać ani rysować!
Podsumowując: same minusy, plusów nie widzę! Nikodem zostaje więc w przedszkolu:)



czwartek, 26 stycznia 2012

Czarna rozpacz!!!

- Mamo, mamoooooooooo! Kot mnie podrapał - drze się Lenka.
- O rany, gdzie?
- W stopę!!!
Idę, patrzę, śladu nie widać, ale Młoda drze się, jak opętana:
- Jak ja teraz pójdę na bal? No jak? Z takim czymś na stopie? No jak? Buuuuuuuuuuuuuuu!!!
- Matko Boska, ale przecież chyba nie zamierzasz na tym balu stóp pokazywać???
- Zamierzam, Olafowi!
- O rany, zaraz przykleimy plasterek i do balu się zagoi.
- Ale Mamo, przecież mówiłaś, że na noc się plasterków nie przykleja, bo wtedy się nie goi!
Cholera jasna,  faktycznie tak mówiłam.
- Yyyyyyyyyyyyy, no tak, to nie będziemy przyklejać plasterka.
Nic  nie pomaga, Młoda dalej się drze:
- Boli mnie buzia, mam takie coś na  stopie i jak ja teraz pójdę na bal??? Buuuuuuuuuuuuuuuuu!!!
- A dlaczego boli Cię buzia, Kochanie?
- Bo mnie Marcel uderzył w buzię, buuuuuuuuuuuuu:( I jeszcze Marcel ugryzł Marcelinę:(
Włącza się Nikodem:
-  Mamo, mamo, a jak maluchy przyszły dzisiaj do mojej grupy, to Kacper łaskotał  Lenkę! I do  tego ołówkiem!!!
Rany Boskie, co te dzieci wyprawiają w tym przedszkolu???
Chyba wolę nie  wnikać!!!

Lenka śpiewa

Na uroczystości z okazji Dnia Babci i Dziadka w przedszkolu Lenka śpiewała piosenkę w duecie ze swoim przedszkolnym narzeczonym - Olafem:) Był to Jej drugi publiczny występ (pierwszy był wierszyk na zakończenie żłobka).
Pani bardzo Ją chwaliła, bo Lenuśka z natury jest nieśmiała (w przeciwieństwie do Nikodema!) i publiczne występy bardzo Ją stresują. Na początku było trochę tremy, ale jak  wiadomo, początki zawsze są trudne. Niemniej jednak trema została przełamana i piosenka odśpiewana! Na pewno bardzo pomogła obecność i wsparcie Olafa:) Dziadek był bardzo dumny i ja też jestem dumna z mojej małej dzikuski:) Wszystko jest trudne,nim stanie się proste!


Bajki na dobranoc - Kubuś Puchatek - rozdział V

Rozdział V, w którym Prosiaczek spotyka Słonia

Pewnego dnia, gdy Krzyś z Puchatkiem i Prosiaczkiem gawędzili sobie pospołu, Krzyś, kończąc kawałek chleba z masłem, który właśnie zajadał, powiedział z całym spokojem: 
- Widziałem dziś Słonia, Prosiaczku.
- A co on robił?
- Wygrzewał się na słońcu - odpowiedział Krzyś. - Ale zdaje się, że on mnie nie widział.
- I ja też widziałem Słonia - rzekł Prosiaczek - tylko nie wiem, czy to był Słoń.
- I ja też widziałem - powiedział Puchatek medytując, jak też może wyglądać Słoń.
- Nieczęsto spotyka się słonie - rzekł Krzyś tonem dorosłego człowieka.
- W każdym razie nie teraz - wtrącił Prosiaczek.
- Nie o tej porze roku - dodał Puchatek.
Po czym cała trójka zaczęła mówić o czym innym. I tak rozmawiali, aż Prosiaczek z Puchatkiem poszli sobie do domu. Z początku, gdy maszerowali ścieżką biegnącą brzegiem Stumilowego Lasu, niewiele mówili do siebie. Ale gdy doszli do strumyka i pomogli sobie wzajemnie przejść po spadzistych
kamieniach, i znowu dreptali przez wrzosowisko, zaczęli przyjacielską pogawędkę o tym i o owym.
- Jeśli wiesz, o co mi chodzi, Puchatku... - zaczął Prosiaczek. A Puchatek na to:
- O to samo, co i mnie, Prosiaczku.
- Ale z drugiej strony, Puchatku, musimy pamiętać o tym... - powiedział Prosiaczek.
- Słuszna racja, Prosiaczku, nie pomyślałem o tym... - I gdy doszli do Sześciu Sosen, Puchatek rozejrzał się dokoła, czy nikt nie słucha, i rzekł uroczystym tonem:
- Prosiaczku, coś sobie postanowiłem.
- Co postanowiłeś, Puchatku?
- Postanowiłem złapać Słonia.
To mówiąc, kiwnął stanowczo parę razy łebkiem i czekał aż Prosiaczek zawoła: "Co takiego? Puchatku, ależ ty nie dasz rady!" lub coś w tym rodzaju dla dodania mu odwagi, ale Prosiaczek nie odzywał się. A to dlatego, że żałował, że to nie on pierwszy wpadł na ten pomysł.
- Zrobię to - powiedział Puchatek po dłuższej chwili - i musi to być Bardzo Pomysłowa Pułapka, więc i ty będziesz mi musiał w tym dopomóc, Prosiaczku.
- Puchatku - zawołał Prosiaczek z zapałem - zobaczysz, jak ci dopomogę! - I zaraz dodał: - A jak się do tego weźmiemy? - A Puchatek odpowiedział: - O to właśnie chodzi: jak? - po czym siedli obydwaj i zaczęli rozmyślać. Pierwszą myślą Puchatka było wykopać Strasznie Głęboki Dół i wtedy Słoń, idąc tamtędy, wpadnie do tego Dołu i wtedy...
- Dlaczego? - zapytał Prosiaczek.
- Co dlaczego? - powiedział Puchatek.
- Dlaczego miałby tam wpaść?
Puchatek podrapał się w nos łapką i wytłumaczył Prosiaczkowi, że Słoń może sobie spacerować nucąc piosenkę i, patrząc w niebo, zastanawiać się, czy nie będzie deszczu, i w ten sposób nie zobaczy Strasznie Głębokiego Dołu aż do chwili, kiedy już wpadnie do połowy i będzie już za późno.
Prosiaczek powiedział, że to jest bardzo dobry podstęp, tylko przypuśćmy, że deszcz już padał przedtem.
Puchatek znów poskrobał się w nos i powiedział zafrasowany, że on o tym nie pomyślał. Ale po chwili rozpogodził się i powiedział, że gdyby deszcz już padał wcześniej, Słoń mógłby patrzeć w niebo i zastanawiać się, czy się nie wypogadza, i w ten sposób nie zauważy Strasznie Głębokiego Dołu, dopiero
gdy wpadnie do połowy... I wtedy będzie już za późno.
Prosiaczek powiedział, że kiedy ten punkt został już wyjaśniony, ma on wrażenie, że będzie to naprawdę Bardzo Pomysłowa Pułapka.
Puchatek był bardzo dumny, gdy to usłyszał, i czuł się tak, jakby Słoń już był złapany, ale była jeszcze pewna rzecz, o której należało pomyśleć, a mianowicie: gdzie się wykopie Strasznie Głęboki Dół?
Prosiaczek powiedział, że najlepsze miejsce byłoby tam, gdzie będzie stał Słoń akurat przed samym wpadnięciem, tylko o krok dalej.
- A co się stanie, kiedy on nas zobaczy, jak będziemy kopać? - zapytał Puchatek.
- Przecież on będzie patrzył w niebo.
- Ale może się domyślić - rzekł Puchatek - jeśli spojrzy w dół. - Pomyślał przez dłuższą chwilę i powiedział zasmucony: - To nie takie łatwe, jak mi się zdawało. Przypuszczam, że to dlatego tak trudno złapać Słonia.
- Tak, to chyba dlatego - powiedział Prosiaczek. - Po czym westchnęli obydwaj i wstali. Gdy wydobyli z siebie kłujące igły jałowca, znów usiedli, a Puchatek przez cały czas mówił do siebie: - Ach, gdybym mógł coś mądrego wymyślić. - Bo zdawało mu się, że Bardzo Mądry Rozum na pewno by coś wynalazł, żeby złapać Słonia.
- Dajmy na to - powiedział do Prosiaczka - że ty chciałbyś mnie złapać. Co byś zrobił?
- Tak bym zrobił: zmajstrowałbym pułapkę i do tej pułapki wsadziłbym garnek miodu, a ty zwąchałbyś go i wlazłbyś do środka, i...
- Wlazłbym do środka - przerwał mu Puchatek podniecony - ale bardzo ostrożnie i najpierw wylizałbym brzegi dookoła udając, że tam nic więcej nie ma, uważasz? Potem bym sobie poszedł i pomyślał o tym troszkę, i znowu bym wrócił, i zacząłbym wylizywać ze środka, a potem...
- To już mniejsza o to. Słowem, już byś tam był, a ja bym cię złapał. Teraz najważniejsza rzecz, o której trzeba pomyśleć, to to, co lubią Słonie. Zdaje się, że żołędzie, prawda? Nazbieramy ich dużo, dużo... Puchatku, mówię do ciebie, zbudź się! Puchatek, który zapadł w rozkoszny sen, zbudził się nagle i powiedział, że miód jest o wiele lepszą przynętą niż żołędzie. Prosiaczek był innego zdania. I już właśnie mieli posprzeczać się o to, gdy Prosiaczek uprzytomnił sobie, że jeśli dadzą do pułapki żołędzie, to on, Prosiaczek, będzie musiał się o nie wystarać, a jeśli miód, wtedy Puchatek będzie musiał dać miodu ze swoich zapasów. Wobec tego powiedział:
- No, dobrze, więc niech będzie miód. - A Puchatek, który akurat to samo pomyślał, co Prosiaczek, powiedział: - Świetnie, więc niech będą żołędzie.
- Więc miód - rzekł do siebie Prosiaczek z głębokim namysłem i z miną, jakby to już było zupełnie postanowione. - Ja będę kopał dół, a ty pójdziesz po miód.
- Doskonale - zgodził się Puchatek i poszedł.
Gdy tylko przydreptał do domu, poszedł do spiżarni, wlazł na krzesło i zdjął z górnej półki duży garnek miodu. Na garnku było napisane MJUT, lecz Puchatek jedynie dla upewnienia się zdjął z wierzchu papierek, którym garnek był owiązany, i zajrzał do środka. Rzeczywiście, wyglądało to jak miód.
- Nigdy nic nie wiadomo - powiedział Puchatek. - Pamiętam, że mój wujcio mówił kiedyś, że widział ser zupełnie tego samego koloru. Więc wsadził język do środka i liznął porządnie.
- Tak - powiedział - to miód. To rzecz zupełnie pewna. I to miód, powiedziałbym, aż do samego dna.
Chyba, oczywiście - dodał - żeby kto wsadził ser do środka po prostu przez figle. Więc może zrobiłbym lepiej, gdybym zajrzał trochę głębiej... tak tylko, na wszelki wypadek... na wypadek, gdyby Słonie nie lubiły sera... tak jak na przykład ja... Aaa! - westchnął Puchatek z rozkoszą. - Miałem rację. Jest to
miód aż do samego dna. Gdy Puchatek nie miał już żadnych wątpliwości, wziął garnek z sobą i poszedł do Prosiaczka, a Prosiaczek spojrzał w górę z samego spodu Strasznie Głębokiego Dołu i zapytał: - Masz? - a Puchatek odpowiedział: - Tak, ale garnek jest niezupełnie pełen. - I zrzucił go w dół Prosiaczkowi, a Prosiaczek rzekł: - Masz rację. Czy to wszystko, co ci zostało? - A Puchatek
odpowiedział: - Wszystko - ponieważ tak było naprawdę. Więc Prosiaczek postawił garnek na dnie dołu, wylazł na górę i obydwaj razem z Puchatkiem poszli do domu.
- No, dobranoc, Puchatku! - rzekł Prosiaczek, gdy doszli do mieszkania Misia. - Więc spotykamy się jutro o szóstej rano przy Sześciu Sosnach i sprawdzimy, ile Słoni jest w naszej pułapce.
- Punkt szósta, Prosiaczku. Czy masz w domu sznurek?
- Nie. A po co ci sznurek?
- Żeby je związać i przyprowadzić z sobą do domu.
- O, to zbyteczne. Sądzę, że Słonie idą, kiedy na nie gwizdać.
- Są takie, co idą, a są takie, co nie idą. Ze słoniami nigdy nic nie wiadomo. No, dobranoc!
- Dobranoc!
I gdy Prosiaczek maszerował do domu. Kubuś Puchatek układał się do snu. W parę godzin później, gdy noc zbierała się do odejścia, Puchatek obudził się nagle z uczuciem dziwnego przygnębienia. To uczucie dziwnego przygnębienia miewał już nieraz i wiedział, co ono oznacza. Był głodny. Więc poszedł do
spiżarni, wgramolił się na krzesełko, sięgnął na górną półkę, ale nic nie znalazł.
"To zabawne - pomyślał. - Wiem, że miałem tu garnek miodu. Pełen garnek, pełen miodu aż po brzegi, a na nim było napisane MJUT, żebym wiedział, że to miód. To naprawdę bardzo dziwne". Po czym zaczął spacerować tam i z powrotem, rozmyślając, gdzie też podział się garnek z miodem, i mrucząc do siebie małą Mruczankę:
To po prostu niebywałe,
Pełen garnek miodu miałem,
A na garnku tak jak drut
Napisane było MJUT.
Garnek śliczny był, nowiutki,
Kolorowe miał obwódki,
Więc ogromnie
To mnie
Smuci,
Że mój garnek się zarzucił.
Przemruczał to sobie pod nosem parę razy, nucąc przy tym, gdy nagle przypomniał sobie, że wsadził garnek do Strasznie Głębokiego Dołu, żeby złapać Słonia.
- Masz ci los! - rzekł Puchatek. - Wszystko to przez nadmiar uprzejmości dla panów Słoni. - I wrócił do łóżka.
Ale nie mógł zasnąć. I im bardziej się o to starał, tym bardziej nie mógł. Próbował liczyć owce, co czasem bardzo pomaga na uśnięcie, a gdy to nie pomogło, spróbował liczyć Słonie. Ale to było jeszcze gorsze. Bo każdy Słoń, którego porachował, rzucał się od razu na garnek miodu i zjadał go. Przez kilka
chwil leżał biedaczek spokojnie, ale gdy pięćset osiemdziesiąty siódmy Słoń oblizywał się, mówiąc do siebie: "Dobry miodek, już dawno takiego nie jadłem" - Puchatek nie mógł już wytrzymać, zerwał się z łóżka, wybiegł z domu i popędził prosto do Sześciu Sosen.
Słońce leżało jeszcze w łóżeczku, lecz nad Stumilowym Lasem, na niebie, było światło, które wskazywało na to, że ono wkrótce rozkopie pościel i zacznie wstawać. Sosny w półświetle wyglądały smutno i samotnie. Strasznie Głęboki Dół zdawał się głębszy, niż był naprawdę, a garnek z miodem na jego dnie wyglądał dziwnie tajemniczo. Lecz gdy Puchatek podszedł bliżej, jego własny nos powiedział mu, że jest tam naprawdę miód, a jego własny język wysunął się na wierzch i zaczął mu lizać pyszczek, gotowy do łasowania.
- Masz ci los! - rzekł Puchatek, gdy wsadził nos do garnka. - Jakiś Słoń tu się raczył.
- Potem pomyślał przez chwilkę i powiedział: - Ach, nie, to przecież ja sam. Zapomniałem. I było tak naprawdę. Puchatek wyjadł prawie cały miód. Tylko na spodzie garnka zostało go trochę, więc wsadził łebek do środka i zaczął wylizywać resztę... Tymczasem obudził się i Prosiaczek. Gdy tylko otworzył
oczy, powiedział sam do siebie: "Och!" Potem rzekł odważnie: "Tak!", a potem jeszcze odważniej: "Właśnie tak!" Ale widocznie nie czuł w sobie wiele odwagi, bo po głowie chodził mu tylko jeden wyraz: "Słonie. "
Jak też wygląda Słoń? Czy jest Dziki i Groźny? Czy przychodzi, kiedy na niego gwizdnąć? I jak przychodzi? Czy na ogół lubi prosiaczki?
A jeśli lubi, to czy nie robi mu różnicy, jaki to jest rodzaj prosiaczka? Teraz przypuśćmy, że jest on groźny dla prosiaczków, to czy jest mu obojętne, że jeden Prosiaczek miał dziadka, który nazywał się Wstęp Bronisław? Nikt mu nie odpowiedział na żadne z tych pytań... a już za godzinę miał ujrzeć pierwszego Słonia w swoim życiu.
Oczywiście, miał z nim pójść Puchatek, bo to zawsze raźniej pójść we dwóch, ale przypuśćmy, że Słonie są Bardzo Groźne dla prosiaczków i dla misiów. Co wtedy? Czy nie byłoby lepiej udać, że ma ból głowy i że w żaden sposób nie może dziś pójść do Sześciu Sosen? Ale dajmy na to, że będzie piękna pogoda i żaden Słoń nie złapie się w Pułapkę, wtedy on, Prosiaczek, musiałby sterczeć całe rano w łóżku, niepotrzebnie tracąc czas. Co tu robić?
Nagle przyszła Prosiaczkowi Mądra Myśl do głowy. Najspokojniej w świecie pójdzie sobie do Sześciu Sosen, zajrzy ostrożnie do Pułapki i zobaczy, czy Słoń się złapał. Jeśli się złapał, wtedy cichutko wróci do łóżka, a jeśli nie, to nie wróci. I poszedł. Najpierw pomyślał, że w Pułapce nie będzie Słonia, a
później pomyślał, że będzie, bo usłyszał jego słoniowe pomruki zupełnie wyraźnie.
- Ojej! Ojej! - rzekł Prosiaczek do siebie i już chciał uciec.
Ale że był tuż-tuż obok Pułapki, pomyślał sobie, że musi koniecznie zobaczyć, jak wygląda Słoń. Więc na paluszkach podszedł do Pułapki i zajrzał do środka.
A Kubuś Puchatek przez cały czas próbował wyjąć głowę z garnka. Im bardziej nią obracał, tym bardziej wpychał ją do środka.
- Masz ci los! - jęczał Puchatek z głębi garnka. - Pomocy! Ojej! Próbował uderzać garnkiem o rozmaite przedmioty, a ponieważ nie widział, o co uderza, nic mu to nie pomogło; próbował jeszcze wygramolić się z Pułapki, a że nic przed sobą nie widział, tylko garnek, a i tego niewiele, był zupełnie bezradny...
Wreszcie podniósł w górę łebek razem z garnkiem i wydał z siebie głośny, rozdzierający jęk Smutku i Rozpaczy... A stało się to właśnie w chwili, gdy nadszedł na paluszkach Prosiaczek.
- Pomocy! Pomocy! - krzyczał Prosiaczek. - Słoń, straszliwy Słoń! - i zaczął uciekać ile sił w nogach, wciąż krzycząc na całe gardło: - Pomocy, pomocy! Słoniowy Strach! Słoniocy! Słoniocy! Strachliwy Pom! Pomocny Strach! Słoniocy! I bez zatrzymania, wrzeszcząc wniebogłosy, przybiegł do Krzysia.
- Co się stało, Prosiaczku? - zapytał Krzyś, który właśnie wstawał z łóżka.
- Sło... Sło... - bełkotał Prosiaczek tak zdyszany, że ledwo mógł mówić. - Słoń... Słoń...
- Gdzie?
- O, tam - odpowiedział Prosiaczek wskazując łapką.
- A jak on wygląda?
- Jak... jak... ma największy łeb, jaki kiedy w życiu widziałeś, Krzysiu. Wielki, olbrzymi jak nie wiem co. Ogromny, duży jak olbrzymie nie wiem co. Jak garnek.
- No, dobrze - powiedział Krzyś wkładając buty. - Pójdę i zobaczę, jak on wygląda. Chodź ze mną.
Prosiaczek nie bał się wcale, gdy miał pójść z Krzysiem, więc poszedł.
- Czy ty nic nie słyszysz? - pytał Prosiaczek z niepokojem, gdy zbliżali się do Pułapki.
- Coś słyszę - odparł Krzyś.
To Puchatek uderzył łebkiem o twardy korzeń drzewa.
- Tutaj! - szepnął Prosiaczek. - Czy to nie straszne? - I mocno ścisnął rękę Krzysia. Nagle Krzyś wybuchnął śmiechem... i śmiał się... i śmiał się... i śmiał się. I nagle - trach! - łeb Słonia huknął o korzeń, garnek rozprysnął się i spod rozbitego garnka wyjrzał na świat boży łebek Kubusia Puchatka.
I wtedy to Prosiaczek dowiedział się, jakim był Głupim Prosiaczkiem, i tak mu strasznie było wstyd, że popędził prosto do domu i położył się do łóżka z bólem głowy. A Krzyś z Kubusiem Puchatkiem poszli do domu na śniadanie.
- Ach, ty Misiu, Misiu, okropnie cię lubię - powiedział Krzyś.
- I ja cię też - powiedział Puchatek.
A. A. Milne

wtorek, 24 stycznia 2012

Czego to ludzie nie wymyślą!

Przeważnie szczypiorek kroję tradycyjnym nożem, ale okazuje się, że jestem staroświecka i kompletnie zacofana:)
Przedstawiam gadżet niezbędny w każdej kuchni:) Dla nowoczesnych Pań Domu - nożyczki do szczypiorku!


poniedziałek, 23 stycznia 2012

Pojęcie czasu

- Mamo, ile dni zostało do balu? - pyta Nikodem.
- Cztery - odpowiadam.
- To ile to?
- No cztery!
- Pokaż na palcach!
No więc odliczam na palcach: wtorek, środa, czwartek i piątek.
Nikodem przetwarza informację na zrozumiałą przez Niego:
- To znaczy: jutro rano, jutro rano, jutro rano i jeszcze jutro rano będzie bal. Prawda Mamusiu?
- Yyyyyy, tak, prawda.
Na to wtrąca się Lenka:
- A wczoraj rano?
- Wczoraj to była niedziela - mówię zdziwiona.
- Jutro, Ty głupia!!! - drze się do Niej Nikodem.
- Ale wczoraj rano czy idziemy do przedszkola? - nie daje się zbić z tropu Lenka.
- Chodzi Ci o jutro? Tak, idziemy. I jeszcze pojutrze i popojutrze i potem już będzie bal.
- W piątek?
- Tak, w piątek.
- Mama, to za ile to dni???
O rany! No więc zaczynamy od nowa: wtorek, środa, czwartek i piątek - 4 dni.
Lenka długo myśli i w końcu stwierdza zadowolona:
- Aaaaaaaa, to może się nie spóźnimy!

niedziela, 22 stycznia 2012

Zabawy ekstremalne

Łupieże katują mnie takim cudem - dobrze, że utwór krótki, bo ja wysiadam przy drugim powtórzeniu (normalnie zadyszki dostaję!). Kto ma siłę, niech próbuje:

źródło: youtube.pl

"Co mnie w Tobie zachwyciło"

źródło: youtube.pl

Praca domowa

W najbliższą środę w 5-latkach odbędzie się uroczystość - Dzień Babci i Dziadka połączony z Jasełkami. Lekkomyślna Pani Bożenka (wychowawczyni Nikodema) przydzieliła mojemu synowi rolę!
Czarno ja to widzę, niemniej jednak Nikodem będzie jeżykiem! Wprawdzie niepojętym jest dla mnie, co do jasnej anielki w Jasełkach robi jeżyk (!) - chyba jakaś wersja hard core, niemniej jednak mamy do opanowania tekst:

- Idę z Wami kolędować,
jabłek nie będę żałować.
Takie witaminki
w sam raz dla Dziecinki.

No więc ćwiczymy dzisiaj namiętnie ten czterowiersz. Nikodemek powtarza ładnie i składnie, ale jak znam swojego Syna, jak przyjdzie co do czego, odwali interpretację własną.
Zaraz po tekście właściwym bowiem siłą rozpędu leci:
- Witaminki, witaminki,
dla chłopczyka i dziewczynki...
I dalej drogą dziwnych skojarzeń:
- Mydło wszystko umyje,
nawet uszy i szyję..

Ja w każdym bądź razie ostrzegałam...


Robimy sobie wiosnę:)))

Nie cierpię zimy! Zimno, ciemno, buro i ponuro:( Jestem zdania, że zimowe miesiące powinno się przesypiać:) Z utęsknieniem czekam na pierwszą zieloną trawkę, pączki pękające na krzakach bzu pod oknem, nawet na uprzykrzone muchy no i oczywiście na ciepełko i słoneczko budzące to wszystko do życia.
W piątek nabyłam w Biedronce w drodze kupna (za całe 3,99 zł) wazonik z cebulką hiacynta i teraz go hodujemy:) Codziennie sprawdzamy postęp wzrostu opornego chwasta i uzupełniamy wodę. Z niecierpliwością czekamy na upragnionego fioletowego kwiatka. Szczególnie Lenka mocno się zaangażowała:) Byle do wiosny...


sobota, 21 stycznia 2012

Odwieczny problem sprzątania

- Nikodem, do spania, sprzątamy zabawki!
- Przecież jest posprzątane!
- A te klocki co robią na podłodze?
- To są moje budowle, one muszą zostać!
- No dobra, ale samochody trzeba posprzątać.
- Lenka niech posprząta.
- Ale to nie Lenka się bawiła samochodami, tylko Ty. Więc rusz tyłek i posprzątaj po sobie!
- Ale Ona się patrzyła, jak ja się bawię, to może posprzątać!
Ręce i cycki opadają...

Nikodema rozważania na temat urodzin

Nikodem jest dzisiaj w filozoficznym nastroju:
- Mamo, a prawda, że wszyscy mają urodziny?
- Tak, prawda.
- A zwierzęta też?
- Też.
- To Kitka też ma urodziny?
(Kitka to nasza kocica).
- Tak Kochanie.
- Mamo, a mamy też mają urodziny?
- Oczywiście Kochanie.
- A Ty też?
- Tak Skarbie.
- Mamusiu, a co lubisz najbardziej na świecie?
- Najbardziej na świecie lubię, kiedy moje dzieci są grzeczne:)
- Mamooooooooooo, ale do jedzenia!
- Aaaaaaaaa, do jedzenia. Do jedzenia to najbardziej lubię sałatkę owocową z lodami i polewą czekoladową:)
- Ja też! To ja Ci taką zrobię na urodziny. I wiesz co? I ja Ci jeszcze dam prezent! A wiesz jaki? Dam Ci na urodziny jedną z moich zabawek, chcesz?
- Naprawdę? Oddasz mi swoją zabawkę?
- Tak, bo Cię bardo lubię!
Leci grzebać w swoich samochodach, przebiera, wybiera.
- Co robisz Synek?
- Szykuję dla Ciebie prezent na urodziny.
- Kochanie, ale ja nie mam dzisiaj urodzin, dopiero na wiosnę.
- Nie szkodzi Mamusiu, ja sobie już przygotuję, żebym potem nie musiał się męczyć.
W ten oto sposób na biurku stoi blaszane pudełko po kucykach Ponny (Lenka ostro protestowała, ale w końcu pudełko oddała), w środku spoczywa resorak i laurka. Wszystko to czeka do kwietnia.
Kochany Synuś mamusi!!!

Dzień Babci, Dzień Dziadka!

Niechaj Dziadzio z Babciunią tak nam długo żyją,
póki komar i mucha morza nie wypiją.
A ty mucho, ty komarze, pijcie wodę powoli,
niech się Dziadzio z Babcią nażyją do woli. 




Znaki zodiaku moich bachorków:)

LENKA - ur. 28.08.2008r. - PANNA (24.08 - 22.09) 

Rozsądne dziecko
Dzieci spod znaku Panny chętnie pomagają we wszystkich pracach. Są gospodarne i oszczędne. Później, w nieco starszym wieku, są bardzo rozważne - zanim cokolwiek zrobią, głęboko i starannie to przemyślą, nie znoszą improwizacji. Kochają porządek – wszelki chaos psuje im humor. Zasadniczymi wadami są: bierność, małostkowość, egocentryzm, hipochondria.
Dziecko spod tego znaku ma naturę realisty. Nawet w zabawach dąży do zrozumienia każdej rzeczy „od podszewki”, lubi ją analizować. W dzieciństwie wydaje mu się, że świat jest wielką układanką, w której należy pracowicie poskładać poszczególne części, żeby dokładnie go zrozumieć.

NIKODEM - ur. 15.12.2006r. - STRZELEC (23.11 - 21.12)

Otwarty na świat
Mali Strzelcy nie mogą usiedzieć ani chwili spokojnie, ciągle o coś pytają lub gorączkowo poszukują czegoś w kieszeniach lub teczkach. Ich aktywność męczy dorosłych.
W szkole cieszą oko nauczycieli w.f., ponieważ młodzież chętnie demonstruje swoją sprawność fizyczną- i to o zgrozo - nie tylko na lekcjach. Młody Strzelec wraca często do domu zziajany, brudny, obdarty, ale szczęśliwy. Zanim się weźmie do lekcji, najchętniej zajrzy do książki pełnej fantastycznych przygód. Taką lekturą może się zająć aż do późna w nocy, a rano z trudem przychodzi mu wstać.
Młodzież ta jest nad wiek rozwinięta, ogólnie lubiana i zdolna. Nie można trzymać strzelców zbyt długo na jednym miejscu, bo nie wytrzymują tego psychicznie. Muszą mieć dużo swobody i wolnej przestrzeni, aby się wyszumieć.

W zasadzie wszystko się zgadza: Lenuśka - spokojna, ułożona, wstydliwa, ale zawsze chętna do pomocy, Nikodem -  szałaput, wariat, roztrzepaniec, bardzo otwarty w kontaktach ze wszystkimi i ze wszystkim, generalnie z całym światem:)

Łóżko piętrowe

Długo zastanawiałam się nad kupnem piętrowego łóżka. Myślałam: czy dzieci nie za małe? czy to jeszcze nie za wcześnie? czy będzie bezpiecznie? czy potwory mi z góry nie pospadają? czy nie pobiją się, kto ma gdzie spać?
Wreszcie pół roku temu zdecydowaliśmy się na kupno tego wynalazku i muszę przyznać, że to był strzał w dziesiątkę:) Dzieciaki miały wtedy: Lenka - 3 lata, Nikodem - niecałe 5. W małym, blokowym mieszkaniu takie łóżko świetnie się sprawdza, zajmuje naprawdę niewiele miejsca i o dziwo jest bardzo wygodne.
Zdecydowaliśmy się na klasyczny model w barwie olchy. Jakoś szczęśliwie obyło się bez awantur o miejsce do spania. Łupieże zupełnie naturalnie dokonały sensownego podziału miejsc leżących - Lenka na dole, Nikodem na górze.
Wprawdzie z racji mojego mikrego wzrostu (niewiele ponad metr sześćdziesiąt - kołdra mi starcza nawet w poprzek!) mam trochę problemu ze zmianą pościeli na górze, ale i tak jestem bardzo zadowolona z tego nabytku. Poza tym drabinka łóżka świetnie nadaje się do urządzania teatrzyków kukiełkowych dla pluszaków, budowania domu dla kota i innych cudacznych zabaw:) Zdecydowanie polecam!




piątek, 20 stycznia 2012

Przebranie na Bal Karnawałowy

Od wieków wiadomym jest, że Bal Karnawałowy w przedszkolu to największa zmora rodziców! Za co przebrać potomka? Żeby nie było sztampowo, żeby było ciekawie, żeby było niepowtarzalnie i przede wszystkim, żeby dziecko dobrze się w tym stroju czuło!!! Odwieczny problem rodziców dzieci w wieku przedszkolnym.
Wszystko przecież już było - księżniczka, pirat, dobra wróżka, zła wróżka, kowboj, batman, motylek, biedronka, kot w butach, krasnoludek, kopciuszek, królewna śnieżka, śpiąca królewna (nawiasem mówiąc, zawsze myliłam te dwie bajki!), shrek, piłkarz, pielęgniarka, baletnica, kościotrup.
W przyszłym tygodniu ten koszmar czeka właśnie mnie. W najbliższy piątek wielki bal a u mnie zero pomysłów na przebranie, zero inwencji twórczej, kreatywność na poziomie zero. Bo przecież wszystko już było! I jak tu być oryginalnym?
Łupieże pytane o preferencje wzruszają ramionami. Nikodemowi jak zwykle wszystko jedno, a Lenusia zmienia zdanie średnio dwa razy dziennie. Co robić? Kupić, uszyć, zrobić, wypożyczyć??? Powoli ogarnia mnie przerażenie...

Moje miasto w liczbach

Zaczerpnięte ze strony Urzędu Miasta dane statystyczne Urzędu Stanu Cywilnego mojego miasta za 2011 rok:
Czynności z zakresu rejestracji stanu cywilnego dokonane  w formie aktów stanu cywilnego:
1. Akty urodzenia                    902  
2. Akty małżeństwa                 340  
         3. Akty zgonów                        703
W 30 aktach urodzenia dokonano adnotacji o danych kryjących dotyczących ojca dziecka w oparciu o art.42 ust.2 ustawy Prawo o aktach stanu cywilnego, gdyż w tych przypadkach dziecko nie zostało uznane ani też nie ustalono ojcostwa (jest to tzw. fikcja prawna).
Ponadto sporządzono 116 protokółów dotyczących przyjęcia oświadczenia  o uznaniu ojcostwa przed Kierownikiem Urzędu Stanu Cywilnego. Przed sądem rodzinnym w 2011 roku odbyły się 2 takie czynności w tym 1 na wniosek ojca. W 2011 roku sporządzono 6 protokołów uznania dziecka poczętego.

Najmłodsza mama 2011 roku była z rocznika 1994, a najmłodszy tata 1992 rocznik.
Najstarsza mama 2011 roku była z 1968 rocznika, a najstarszy tata z 1957 rocznika.
Najwięcej matek urodziło dzieci w 2011 roku z roczników 1981-1986.


Wśród zarejestrowanych urodzeń w 2011 jest: 
463 dziewczynek
427 chłopców


Najpopularniejsze imiona nadawane chłopcom w 2011 roku to:
  • Kacper
  • Jakub                  
  • Filip
  • Bartosz
  • Jan
  • Igor
  • Adam
Najpopularniejsze  imiona  nadawane dziewczynkom w 2011 roku: 
  • Lena
  • Maja                   
  • Amelia
  • Natalia
  • Zuzanna
  • Aleksandra
  • Wiktoria  

    Pojedynczo występujące imiona dzieci w 2011r. to:                  
  • dziewczynki: Sabina, Róża, Rozalia, Marianna, Liwia, Klara, Karina.
  • chłopcy: Kosma, Nikodem, Olgierd, Robert, Ryszard, Szczepan, Tymon. 
W Urzędzie Stanu Cywilnego w 2011 roku zarejestrowano:
  • 10 par bliźniąt w tym: 1 par chłopców, 3 pary dziewczynek, 6 par mieszanych.
  • 7 dzieci martwo urodzonych
    W 2011 roku najwięcej związków małżeńskich (zarówno cywilnych jak i konkordatowych) było zawartych w następujących miesiącach:
  • Sierpień    66
  • Lipiec        50
  • Wrzesień   45
Najwięcej ślubów cywilnych w USC  zawarto w miesiącu:
  • Sierpień   18
  • Lipiec       17
  • Czerwiec   17 
Najmniej ślubów cywilnych i konkordatowych było zawartych w miesiącu:
  • Styczeń     11
  • Kwiecień    11
Wśród ogólnej liczby zawieranych małżeństw 277 aktów małżeństw sporządzono dla związku małżeńskiego kawaler – panna.

Największa różnica wieku małżonków:
 -  mężczyzna starszy od kobiety o 28 lata
 -  kobieta starsza od mężczyzny o 10 lat


Po zawarciu małżeństwa 8 kobiet zostało przy swoim nazwisku dotychczasowym, 45 kobiet połączyło nazwisko dotychczasowe z nazwiskiem męża i 1 mężczyzna przyjął nazwisko żony.
Odnotowano również w tutejszym USC przypadki rezygnacji z zamiaru wstąpienia w związek małżeński – 6 par zrezygnowało z zamówionego wcześniej ślubu.             
W 2011 roku odnotowano w aktach małżeństw w tutejszym USC 109 wyroków o rozwodzie i 8 wyroków o separacji.
Najstarsze rozwiedzione małżeństwo zawarte było z 1972 r.
Najstarsze małżeństwo z orzeczoną separacja było z 1969 r.
Najmłodsze  rozwiedzione małżeństwo zawarte zostało w 2010 roku.
Niektóre kobiety po rozwodzie powróciły do nazwiska poprzedniego.
W 2011 roku 17 kobiet postanowiło powrócić do nazwiska które nosiły przed zawarciem małżeństwa. Taka możliwość istnieje w ciągu 3 miesięcy od uprawomocnienia się orzeczenia o rozwodzie (tryb oświadczenia złożonego do protokołu przed Kierownikiem USC).

czwartek, 19 stycznia 2012

Nie drażnić...

Mam se taką tabliczkę na drzwiach...


Nie działa!!!

Wywiadówka w przedszkolu:)

Dzisiaj byłam na zebraniu rodziców w 5-latkach. Zapowiedziałam Nikodemowi, że jak Pani będzie się na niego skarżyć, to będą wpierdy:) Bardzo Go to ubawiło!
Zebranie, jak to zebranie - nic ciekawego, ale odbębnić trzeba:) Pani w zasadzie nie miała wiele do przekazania, ale i tak rozwinęła godzinny monolog.
Dostaliśmy do wglądu karty obserwacji - Nikodem w większości punktów miał plusiki na poziomie średnim. Wysoko natomiast oceniony został jego talent plastyczny (szczególnie, kiedy temat pracy był dowolny!), tworzenie aranżacji przestrzennych (np. bardzo ciekawe budowle z klocków) i dłuższe wypowiedzi na temat dowolny (!), czyli gadanie o głupotach:). Aaaa, no i praca w grupie. Plusika przy poziomie niskim nie było, co bardzo mnie cieszy:)
Tradycyjnie były uwagi do Jego jedzenia, ale na to akurat nic nie poradzę, bo dziecka na siłę nakarmić się nie da (wiem, bo w przypływie desperacji próbowałam!). Niemniej jednak Pani zauważyła pewien postęp, bo Nikodem coraz częściej daje się przekonać do spróbowania czegoś innego, niż suchy chleb i rosół:)
Wesołym akcentem była opowieść Pani o wyprawie do przedszkolnego ogrodu, gdzie dzieci miały wieszać na drzewach słoninkę dla ptaków. Kiedy już żarcie zostało rozwieszone, Pani stwierdziła, że mogą powoli wracać do sali. Na tę komendę grupowy rozrabiaka - Konrad puścił się biegiem a za Nim połowa grupy (w tym oczywiście Nikodem!). Pani nie zdążyła mrugnąć okiem a już towarzystwo Jej uciekło:) Dobrze, że pobiegli prosto do przedszkola!
Poza tym nic ciekawego - w przyszłym tygodniu Dzień Babci i Dziadka oraz Bal Karnawałowy, na koniec marca planowana jest duża impreza z okazji 30-lecia istnienia przedszkola z udziałem Prezydenta Miasta i występami na scenie kinoteatru,  a na kwiecień wycieczka wyjazdowa, prawdopodobnie do Warszawy - do Muzeum Ewolucji.
Generalnie Pani była zadowolona z frekwencji, zachowania i postępów w nauce młodzieży.
Ze spraw organizacyjnych - trzeba pamiętać, żeby dostarczyć tubkę pasty do zębów i paczkę chusteczek. Ot, zebranie, jak zebranie...

środa, 18 stycznia 2012

Bajki na dobranoc - Kubuś Puchatek - rozdział IV

Rozdział IV, w którym Kłapouchy gubi ogon, a Puchatek go znajduje

Poczciwy, bury osioł Kłapouchy stał sobie samotnie w zaroślach ostu na skraju Lasu, z łbem zwieszonym ku ziemi, i rozmyślał o sprawach tego świata. Od czasu do czasu smętnie zapytywał samego siebie: "Dlaczego?" - to znowu: "Na co i po co?", a czasem znów myślał: "O tyle, o ile", a niekiedy sam nie wiedział, o czym właściwie rozmyślał. I gdy Kubuś Puchatek, kołysząc się z boku na bok, przechodził tamtędy, Kłapouchy ucieszył się bardzo, że może przestać myśleć na chwilę, by móc powiedzieć smętnie i ponuro:

- Jak się masz?
- A ty jak się masz? - spytał Puchatek.
- Nie bardzo się mam - odpowiedział Kłapouchy. - Już nie pamiętam czasów, żebym jakoś się miał.
- Ach, mój Kłapouniu - rzekł Puchatek - bardzo mnie to martwi. Pozwól, że ci się przypatrzę.
I Kłapouchy, z głową posępnie zwieszoną ku ziemi, stanął przed Puchatkiem, który obszedł go dookoła.
- Powiedz mi, Kłapouszku, co się stało z twoim ogonem? - zapytał.
- A co się miało z nim stać?
- Nie ma go na miejscu.
- Czy jesteś tego pewien?
- Zwykle tak bywa, że ogon jest albo go nie ma. Co do tego nie można się pomylić. A twojego nie ma.
- Nie ma? A co tam jest?
- Nic.
- Trzeba się przekonać - powiedział Kłapouchy i powoli obrócił się w tę stronę, gdzie jeszcze przed chwilą był jego ogon. I gdy przekonał się, że nie może go złapać, obrócił się w przeciwną stronę i tak długo wykręcał łeb, aż trafił na to samo miejsce. Wtedy przechylił się naprzód i zajrzał przez rozstawione przednie nogi, i powiedział z długim i smutnym westchnieniem: 
- Przekonałem się, że masz rację.
- Pewnie, że mam rację - odpowiedział Puchatek.
- To jest zupełnie jasne - powiedział Kłapouchy - nie mam co do tego żadnych złudzeń.
- Musiałeś go gdzieś zostawić - rzekł Kubuś Puchatek.
- Ktoś musiał mi go zabrać - powiedział Kłapouchy. - I jak tu mieć dla nich serce? - dodał po dłuższej chwili milczenia.
Puchatek czuł, że powinien powiedzieć Kłapouchemu coś pocieszającego, ale nie wiedział co. Więc zamiast tego postanowił uczynić coś pocieszającego.
- Kłapousiu - rzekł uroczyście. - Przyrzekam ci, że ja, Kubuś Puchatek, odnajdę twój ogon.
A na to Kłapouchy:
- Dziękuję ci, Puchatku. Prawdziwy z ciebie przyjaciel - powiedział. - Nie to, co Inni - powiedział. I tak Puchatek powędrował szukać oślego ogona.
Był prześliczny dzień wiosenny, gdy Miś ruszył w drogę przez Las. Małe, wiotkie obłoczki igrały beztrosko na błękitnym niebie, podpływając, to znów uciekając przed słońcem, jakby się z nim chciały przekomarzać. Ale słońce niewiele sobie, widać, robiło z tych figielków, bo nie zważając na nie przyświecało i grzało z całym zapałem, a jodłowy zagajnik, który przez cały okrągły rok nie zdejmował z siebie swych zielonych igieł, teraz, przy świeżej, młodziutkiej zieleni buków, wyglądał jak ktoś bardzo zaniedbany. I właśnie przez ten zagajnik i młode zarośla szedł sobie miś. Wędrował przez polany porosłe jałowcem i wrzosem, poprzez kamieniste łożyska potoków, przez piachy i znów przez wrzosowiska, aż w końcu, zmęczony i głodny, dobrnął do Stumilowego Lasu. A w Stumilowym Lesie mieszkała Sowa Przemądrzała.
- I jeśli ktokolwiek wie cokolwiek o czymkolwiek - powiedział sobie Miś - to tylko Sowa Przemądrzała - albo nie jestem Kubusiem Puchatkiem. A przecież nim jestem - dodał. 
Sowa zajmowała pod Kasztanami staroświecką, uroczą rezydencję, najwspanialszą ze wszystkich, tak przynajmniej zdawało się Puchatkowi, bo była tam i kołatka, i sznur od dzwonka z chwaścikiem.
Pod kołatką widniał napis, który głosił:
PRO SZE ZWONIDŹ JEŹLIKTO HCE PO RADY
A pod chwaścikiem dzwonka było napisane:
PROSZĘ PÓKADŹ JEŹLIKTO NIEHCEPO RADY
Te napisy wykonał własnoręcznie Krzyś, bo tylko on jeden w całym Lesie umiał pisać. Sowa, choć była mądra i doświadczona i potrafiła czytać, pisać i sylabizować swe własne imię, była w wielkim kłopocie, gdy chodziło o trudniejsze słowa, takie na przykład jak obwarzanek lub jakikolwiek bądź.
Puchatek przeczytał obydwa napisy bardzo starannie, najprzód z lewa na prawo, a potem na wszelki wypadek z prawa na lewo. Potem, dla zupełnej pewności, zastukał kołatką i pociągnął za sznurek od dzwonka, i zawołał donośnym głosem:
- Sowo, przychodzę po poradę! To ja, Kubuś Puchatek! - Po czym drzwi się otworzyły i ukazała się w nich Sowa Przemądrzała we własnej osobie.
- Co słychać, Puchatku? - powiedziała. - Jakie masz nowinki?
- Ach, okropne i smutne - odpowiedział Puchatek. - Mój przyjaciel Kłapouchy zgubił swój ogon. Strasznie mu go brak. Więc czy nie mogłabyś mi łaskawie powiedzieć gdzie go szukać?
- Widzisz - odparła Sowa - najczęściej praktykowane postępowanie w takich wypadkach jest następujące...
- Ojej! - przerwał jej Puchatek. - Co znaczy najgęściej polukrowane postękiwanie? Jestem Misiem o Bardzo Małym Rozumku i długie słowa sprawiają mi wielką trudność.
- To oznacza rzecz, którą ma się zrobić.
- No, jeśli to tylko to znaczy, to niech już będzie - szepnął Miś skruszony.
- Więc rzecz do zrobienia jest następująca: po pierwsze, wyznaczenie wynagrodzenia. Trzeba ogłosić...
- Chwileczkę - przerwał jej Puchatek podnosząc łapkę do góry. - Co mamy zrobić dla tego czegoś, coś powiedziała? Bo właśnie kichnęłaś w tej chwili, kiedy chciałaś to słowo wymówić.
- Mylisz się. Nie kichnęłam.
- Kichnęłaś, sowo!
- Przepraszam cię, Puchatku, nie kichnęłam. Niepodobna kichnąć nie wiedząc o tym.
- Tak, ale nie można usłyszeć kichnięcia bez tego, żeby ktoś nie kichnął.
- Więc powiedziałam tak: Po pierwsze, wyznaczenie wynagrodzenia. Trzeba ogłosić...
- Co? Powtórz jeszcze raz... - poprosił Puchatek nieśmiało.
- Wynagrodzenia! - huknęła Sowa. - Ogłosimy, że damy bardzo dużą ilość czegoś tam temu, kto znajdzie ogon Kłapouchego!
- Aha, rozumiem - powiedział Puchatek kiwając głową - ale mówiąc o bardzo dużej ilości czegoś tam - mówił dalej marząco - ja zwykle o tej porze dostaję jakieś małe Conieco - i spojrzał tęsknie w stronę szafki stojącej w kącie bawialni Sowy - po prostu łyk słodkiej śmietanki czy czegoś tam innego i
odrobinkę miodu... Sowa Przemądrzała udawała, że nie słyszy.
- Otóż więc - powiedziała - napiszemy na karteczce ogłoszenie i zawiesimy je w Lesie.
- Odrobinę miodu - mruczał Puchatek do siebie - albo cokolwiek innego. Przy tym westchnął głęboko i starał się z uwagą słuchać tego, co mówiła Sowa. A Sowa mówiła coraz dalej, używając coraz dłuższych słów, aż wróciła do tego, od czego zaczęła, i wyjaśniła, że osobą, która napisze ogłoszenie, może być
tylko Krzyś.
- To właśnie on sporządził napisy na moich frontowych drzwiach. Chyba je widziałeś, Puchatku?
Puchatek już od pewnego czasu mówił tylko "tak" i "nie" na przemian, nie słuchając wcale tego, co mówiła Sowa, a że ostatnio powiedział "tak, tak", więc teraz przyszła kolej na "nie", choć nie wiedział wcale, o co Sowie chodziło.
- Naprawdę nie widziałeś ich? - spytała Sowa lekko zdziwiona. - Chodź, musisz je koniecznie zobaczyć.
Poszli do drzwi wejściowych i Puchatek spojrzał na kołatkę i napis pod nią, a potem na sznur od dzwonka z chwaścikiem i napis pod nim. I im dłużej patrzył na chwaścik, tym bardziej sobie przypominał, że widział już kiedyś coś podobnego.
- Ładny dzwonek, prawda? A jaki prześliczny chwaścik, czy nie? - spytała Sowa. Puchatek skinął głową.
- Coś mi on przypomina - powiedział - tylko nie mogę sobie przypomnieć co. Skąd go masz?
- Szłam akurat przez Las. Naraz patrzę, a to sobie wisi na krzaku. Zdawało mi się, że tam ktoś mieszka, więc myślę sobie, zajrzę. I pociągnęłam, żeby zadzwonić. I nic. Więc zaczęłam dzwonić bardzo gwałtownie, aż mi to zostało w ręku... A że zdawało mi się, że to nikomu niepotrzebne,
zabrałam do domu i...
- Sowo - rzekł Puchatek uroczyście. - Popełniłaś pomyłkę. Jest to komuś bardzo, a bardzo potrzebne.
- Komu?
- Kłapouchemu. Mojemu drogiemu przyjacielowi Kłapouchemu. On to bardzo lubił.
- Lubił?
- Był do tego bardzo przywiązany - odparł rzewnie Puchatek.


To mówiąc, odczepił chwaścik i zaniósł go Kłapouchemu i gdy Krzyś przybił go młotkiem na właściwe miejsce, Kłapouchy zaczął hasać i kozły fikać po Lesie, i machać ogonem tak wesoło, że Kubuś Puchatek z trudem przezwyciężył swoją radość i pośpieszył do domu po swoje małe conieco dla pokrzepienia sił.
I wycierając sobie pyszczek, w pół godziny później, zaśpiewał dumnie:
Kto znalazł ogon?
Ja - rzekł Puchatek.
O trzy na drugą. (W rzeczywistości było to o kwadrans po jedenastej)
Dzisiaj, we czwartek.
A. A. Milne

Dzień Kubusia Puchatka

Dziś obchodzimy Międzynarodowy Dzień Kubusia Puchatka. 130 lat temu, 18 stycznia 1882r.  urodził się pisarz Alan Aleksander Milne. Rocznica urodzin autora "misia o bardzo małym rozumku" stała się okazją do ustanowienia 18 stycznia Międzynarodowym Dniem Kubusia Puchatka.

Cytaty:
  • Jestem Misiem o Bardzo Małym Rozumku i długie słowa sprawiają mi wielką trudność.
  • Myślenie nie jest łatwe, ale można się do niego przyzwyczaić.
  • I gdy Królik zapytał: – Co wolisz, miód czy marmoladę do chleba? – Puchatek był tak wzruszony, że powiedział: – Jedno i drugie. – I zaraz potem, żeby nie wydać się żarłokiem, dodał: – Ale po co jeszcze chleb, Króliku? Nie rób sobie za wiele kłopotu.
  • Jest Biegun Południowy i jest chyba jeszcze Biegun Wschodni i Zachodni, choć ludzie nie lubią o nich mówić.
  • Lubię rozmawiać z Królikiem, bo Królik mówi wyraźnie o rzeczach wyraźnych, jak na przykład: Już pora na śniadanie lub Misiu, zjedz conieco...
  • Mam w spiżarni dwanaście garnczków, które wołają mnie już od godziny.
  • Puchatek spojrzał na obydwie łapki. Wiedział, że jedna z nich jest prawa, i wiedział jeszcze, że kiedy już się ustaliło, która z nich jest prawa, to druga była lewą, ale nigdy nie wiedział, jak zacząć.
  •  – Puchatku?
    – Tak Prosiaczku?
    – Nic, tylko chciałem się upewnić, że jesteś.
  • Wiesz, Prosiaczku... miłość jest wtedy... kiedy kogoś lubimy... za bardzo.
  • – A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? – spytał Krzyś, ściskając Misiową łapkę. – Co wtedy?
    – Nic wielkiego. – zapewnił go Puchatek. – Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika.
  • Jeśli będzie Ci dane żyć sto lat, to ja chciałbym żyć sto lat minus jeden dzień, abym nie musiał żyć ani jednego dnia bez Ciebie.

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Nieszczęsna głoska "s"

Następne ćwiczenia głoski "s" dla Nikodema:
- zęby zbliżone do siebie, szeroki uśmiech, język leży za dolnymi zębami, syczymy jak wąż (pilnujemy, żeby język nie wsuwał się między zęby,
- powtarzamy sylaby: se, sy, sa, so, su, ese, ysy, asa, oso, usu, es, ys, as, os, us,
- powtarzamy wyrazy: sen, sennik, sejm, sejf, segment, sęk, sęp, syn, sygnet, sygnał, sylaba, sylwetka, symbol, sympatia, sypialnia, sad, sala, salon, sałata, sanki, sandały, samolot, samochód, sąd, sąsiad, sok, sopel, sowa, sól, sójka,
Wszystko ładnie, pięknie, tylko Nikodemowi brakuje cierpliwości do tych ćwiczeń (mnie zresztą też!). Owszem bywają dni, kiedy ćwiczy chętnie i jest to naprawdę dobra zabawa, ale przeważnie trzeba Go do tego ostro motywować. Aż się boję, co wybitna Pani logopeda wymyśli w przyszłym tygodniu:(

Herbatka dla Babci i Dziadka

Takie oto zaproszenie na herbatkę w grupie 3-latków w dniu 20 stycznia o godzinie 15.00 dostanie Dziadek od Lenki:

Wszystkim Dziadkom nowa zima
Srebrne gwiazdki dziś poprzypina
Z taką gwiazdką każdy Dziadek
Mógłby iść na defiladę
Białym parkiem razem z nami
Na spotkanie z gołębiami.

niedziela, 15 stycznia 2012

Kaczuszki


źródło: youtube.pl

Bajki na dobranoc - Kubuś Puchatek - rozdział III

Rozdział III, w którym Puchatek z Prosiaczkiem tropią zwierzynę i o mało co nie łapią łasicy

Prosiaczek mieszkał we wspaniałym domu w samym środku wielkiego buka, a wielki buk rósł w samym środku Lasu, a Prosiaczek mieszkał w samym środku domu. Tuż obok jego domu wisiał kawałek złamanej deski z napisem: "WSTĘP BRON". Gdy Krzyś zapytał Prosiaczka, co to znaczy, dowiedział się, że są to imiona jego dziadka, od dawna już zresztą używane w jego rodzinie. Krzyś powiedział, że nie można się nazywać WSTĘP BRON, a Prosiaczek powiedział, że owszem, można, bo tak się właśnie nazywał jego dziadzio i był to skrót od WSTĘP BRONEK, co znowu było skrótem od WSTĘPA BRONISŁAWA. I że jego dziadzio miał dwa imiona na wypadek, gdyby jedno zgubił: WSTĘP po jednym wujaszku, a BRONISŁAW po jednym WSTĘPIE.
- Phi, i ja też mam dwa imiona - powiedział z lekceważeniem Krzyś - Stefan Krzysztof.
- No, więc widzisz - odparł Prosiaczek.
W pewien pogodny dzień zimowy, gdy Prosiaczek wymiatał śnieg sprzed swego mieszkania, ujrzał niedaleko swego domu Kubusia Puchatka. Puchatek spacerował w kółko, rozmyślając o czymś zupełnie innym, i gdy Prosiaczek zawołał go, miś przystanął.
- Jak się masz? A co tu robisz?
- Tropię - odpowiedział Puchatek.
- A co tropisz?
- Coś, coś, coś - odparł tajemniczo Puchatek.
- A co, co, co? - spytał Prosiaczek podchodząc bliżej.
- Właśnie że nie wiem.
- A jak ci się zdaje?
- Będę musiał trochę poczekać, aż to coś wytropię i wtedy się dowiem - odparł Kubuś Puchatek. - Chodź Prosiaczku, i popatrz. Co tu widzisz?
- Ślady - rzekł Prosiaczek. - Ślady łap. - Po czym kiwnął z przejęciem.
- Ach-jej, Puchatku, czy myślisz, że to jest... y... y... y... łasiczka?
- Możliwe - odparł Puchatek. - Może tak, a może nie. Ze śladami nigdy nic nie wiadomo.
Po tych kilku słowach Puchatek znów zaczął chodzić w kółko, wciąż tropiąc, a Prosiaczek patrzył w ślad za nim przez minutę czy dwie i pobiegł za nim. Nagle Kubuś Puchatek przystanął i schylił się nad śladami, przypatrując im się pilnie.
- Co się stało? - zapytał Prosiaczek.
- Coś bardzo zabawnego - odparł Puchatek. - Teraz widać tu najwyraźniej podwójne ślady. To znaczy, że chodziły tędy dwa zwierzaki. Do tego jednego - wszystko jedno, co to był za jeden - przyłączył się drugi - wszystko jedno, co za jeden, i teraz oni obydwaj wędrują razem. Czy miałbyś ochotę, Prosiaczku, pójść ze mną na wypadek, gdyby to miały się okazać jakieś Nieprzyjacielskie Zwierzęta?
Prosiaczek z dużym wdziękiem podrapał się w ucho i powiedział, ze nie ma nic do roboty aż do piątku i z rozkoszą pójdzie z Puchatkiem na wypadek, gdyby to miała być naprawdę łasica.
- Chciałeś powiedzieć dwie łasice - rzekł Kubuś Puchatek, a Prosiaczek oświadczył, że tak czy owak, on aż do piątku nie ma nic do roboty i chętnie pójdzie. Niedaleko był mały zagajnik modrzewiowy i wyglądało tak, jakby dwie łasiczki, jeśli to były łasiczki, przeszły dookoła tego zagajnika. Więc i Puchatek, i Prosiaczek podreptali za nimi dookoła tego zagajnika, Prosiaczek przez ten czas opowiedział Puchatkowi o tym, jak to jego dziadunio, Wstęp Bronisław, tropił zwierzynę i jak ten dziadunio w ostatnich latach swego życia cierpiał na zadyszkę, i jeszcze o rozmaitych ciekawych rzeczach, a Puchatek zastanawiał się nad tym, jak też może wyglądać taki dziadunio i czy to nie są czasem dwaj dziadunie, za którymi oni idą. A jeśli tak, to czy można byłoby jednego zabrać ze sobą i trzymać w domu i co Krzyś powiedziałby na to. A przed nimi na śniegu wciąż było widać ślady...
Nagle Kubuś Puchatek przystanął, wskazał przed siebie palcem i zawołał: - Widzisz?
- Co? - spytał Prosiaczek i aż podskoczył ze strachu. I zaraz potem, chcąc pokazać, że to wcale nie było ze strachu, podskoczył jeszcze raz czy dwa razy, udając, że to są takie ćwiczenia gimnastyczne.
- Ślady! - szepnął Puchatek. - Trzecie zwierzę przyłączyło się do tamtych dwóch!
- Puchatku - krzyknął Prosiaczek - czy myślisz, że to jest jeszcze jedna łasica?!
- Nie - odparł Puchatek - bo to zwierzę zostawia zupełnie inne ślady. To są raczej dwie łasice i jeden lis albo dwa lisy i jedna łasica. Ale chodźmy za nimi. I poszli dalej. Ale czuli się trochę niepewni na wypadek, gdyby tych troje zwierząt miało wobec nich Wrogie Zamiary. I Prosiaczek pragnął z całej duszy, żeby jego dziadunio, Wstęp Bronisław, był tutaj zamiast gdzie indziej, a Puchatek myślał, jak by to było miło spotkać nagle, ale to zupełnie przypadkowo, Krzysia, i to tylko dlatego, że on tak bardzo lubi tego Krzysia. I potem Puchatek nagle się zatrzymał i dla ochłonięcia oblizał koniuszek swego nosa, bo czuł się zgrzany i zaniepokojony bardziej niż kiedykolwiek w życiu. Przed nimi były teraz ślady aż czworga zwierząt!
- Czy widzisz, Prosiaczku? Spójrz na ich ślady! Nie ma co gadać. Szły tędy dwie łasice i jeden lis. I jeszcze jeden lis przyłączył się do nich. Tak przynajmniej wyglądało. Na śniegu były wyraźne ślady; w jednym miejscu krzyżowały się z sobą, w innym zachodziły na siebie, mieszały się, ale w każdym razie całkiem na pewno były tam ślady czterech par łap.
- Zdaje mi się - rzekł Prosiaczek, który też polizał koniuszek swego nosa i doszedł do wniosku, że to dodaje bardzo niewiele odwagi - zdaje się, że coś sobie przypomniałem. Coś sobie właśnie przypomniałem, co zapomniałem zrobić wczoraj i czego nie będę mógł w żaden sposób zrobić jutro.
Więc zdaje się, że będę musiał wrócić i właśnie to załatwić.
- Więc załatwisz to sobie dziś po południu - powiedział Puchatek.
- Ale, widzisz, to nie jest taka sprawa, którą można załatwić po południu - odparł skwapliwie Prosiaczek. - To jest taka specjalna, przedpołudniowa sprawa, którą można załatwić tylko przed południem i jeśli to możliwe między godziną... hm... która jest teraz godzina?
- Dochodzi dwunasta - odpowiedział Puchatek patrząc na słońce.
- No właśnie, więc tak, jak mówiłem, między dwunastą a pięć minut po dwunastej. Więc żałuję mocno, mój poczciwy Puchatku, ale będę musiał cię pożegnać.
A co to jest? Puchatek spojrzał w niebo. I gdy usłyszał gwizd, spojrzał trochę niżej, między gałęzie rozłożystego dębu, i zobaczył swego przyjaciela.
- To Krzyś - powiedział.
- Ach, więc wobec tego wszystko w porządku - powiedział Prosiaczek. - Z nim nic ci nie grozi. Do widzenia! - i pobiegł do domu, jak tylko mógł najprędzej, bardzo rad, że jest już poza wszelkim niebezpieczeństwem.
Krzyś powoli zlazł z drzewa.
- Oj, ty głupi Misiu - powiedział - co ci do głowy strzeliło? Najpierw obszedłeś cały zagajnik sam dwa razy, a potem Prosiaczek pobiegł za tobą i obeszliście go jeszcze raz naokoło. A w końcu zaczęliście obchodzić go jeszcze czwarty raz...
- Poczekaj chwilkę - powiedział Puchatek podnosząc łapkę do góry. Po czym usiadł i zaczął dumać w najbardziej zadumany sposób, jaki tylko możecie sobie wyobrazić. Potem wetknął łapkę w jeden ze śladów, pokręcił nosem raz i drugi i wstał.
- Tak - powiedział Kubuś Puchatek. - Teraz już rozumiem - powiedział - byłem gapą, strasznie głupim gapą. Jestem po prostu Miś o Bardzo Małym Rozumku.
- Jesteś najlepszym Misiem pod słońcem - pocieszył go Krzyś.
- Czy naprawdę tak myślisz?! - zawołał Puchatek uszczęśliwiony. I nagle rozpogodził się cały. - Tak czy siak - dodał - zbliża się pora obiadu. I powędrował do domu.
A. A. Milne

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Drukuj