Rozdział V, w którym Prosiaczek spotyka Słonia
- Widziałem dziś Słonia, Prosiaczku.
- A co on robił?
- Wygrzewał się na słońcu - odpowiedział Krzyś. - Ale zdaje się, że on mnie nie widział.
- I ja też widziałem Słonia - rzekł Prosiaczek - tylko nie wiem, czy to był Słoń.
- I ja też widziałem - powiedział Puchatek medytując, jak też może wyglądać Słoń.
- Nieczęsto spotyka się słonie - rzekł Krzyś tonem dorosłego człowieka.
- W każdym razie nie teraz - wtrącił Prosiaczek.
- Nie o tej porze roku - dodał Puchatek.
Po czym cała trójka zaczęła mówić o czym innym. I tak rozmawiali, aż Prosiaczek z Puchatkiem poszli sobie do domu. Z początku, gdy maszerowali ścieżką biegnącą brzegiem Stumilowego Lasu, niewiele mówili do siebie. Ale gdy doszli do strumyka i pomogli sobie wzajemnie przejść po spadzistych
kamieniach, i znowu dreptali przez wrzosowisko, zaczęli przyjacielską pogawędkę o tym i o owym.
- Jeśli wiesz, o co mi chodzi, Puchatku... - zaczął Prosiaczek. A Puchatek na to:
- O to samo, co i mnie, Prosiaczku.
- Ale z drugiej strony, Puchatku, musimy pamiętać o tym... - powiedział Prosiaczek.
- Słuszna racja, Prosiaczku, nie pomyślałem o tym... - I gdy doszli do Sześciu Sosen, Puchatek rozejrzał się dokoła, czy nikt nie słucha, i rzekł uroczystym tonem:
- Prosiaczku, coś sobie postanowiłem.
- Co postanowiłeś, Puchatku?
- Postanowiłem złapać Słonia.
To mówiąc, kiwnął stanowczo parę razy łebkiem i czekał aż Prosiaczek zawoła: "Co takiego? Puchatku, ależ ty nie dasz rady!" lub coś w tym rodzaju dla dodania mu odwagi, ale Prosiaczek nie odzywał się. A to dlatego, że żałował, że to nie on pierwszy wpadł na ten pomysł.
- Zrobię to - powiedział Puchatek po dłuższej chwili - i musi to być Bardzo Pomysłowa Pułapka, więc i ty będziesz mi musiał w tym dopomóc, Prosiaczku.
- Puchatku - zawołał Prosiaczek z zapałem - zobaczysz, jak ci dopomogę! - I zaraz dodał: - A jak się do tego weźmiemy? - A Puchatek odpowiedział: - O to właśnie chodzi: jak? - po czym siedli obydwaj i zaczęli rozmyślać. Pierwszą myślą Puchatka było wykopać Strasznie Głęboki Dół i wtedy Słoń, idąc tamtędy, wpadnie do tego Dołu i wtedy...
- Dlaczego? - zapytał Prosiaczek.
- Co dlaczego? - powiedział Puchatek.
- Dlaczego miałby tam wpaść?
Puchatek podrapał się w nos łapką i wytłumaczył Prosiaczkowi, że Słoń może sobie spacerować nucąc piosenkę i, patrząc w niebo, zastanawiać się, czy nie będzie deszczu, i w ten sposób nie zobaczy Strasznie Głębokiego Dołu aż do chwili, kiedy już wpadnie do połowy i będzie już za późno.
Prosiaczek powiedział, że to jest bardzo dobry podstęp, tylko przypuśćmy, że deszcz już padał przedtem.
Puchatek znów poskrobał się w nos i powiedział zafrasowany, że on o tym nie pomyślał. Ale po chwili rozpogodził się i powiedział, że gdyby deszcz już padał wcześniej, Słoń mógłby patrzeć w niebo i zastanawiać się, czy się nie wypogadza, i w ten sposób nie zauważy Strasznie Głębokiego Dołu, dopiero
gdy wpadnie do połowy... I wtedy będzie już za późno.
Prosiaczek powiedział, że kiedy ten punkt został już wyjaśniony, ma on wrażenie, że będzie to naprawdę Bardzo Pomysłowa Pułapka.
Puchatek był bardzo dumny, gdy to usłyszał, i czuł się tak, jakby Słoń już był złapany, ale była jeszcze pewna rzecz, o której należało pomyśleć, a mianowicie: gdzie się wykopie Strasznie Głęboki Dół?
Prosiaczek powiedział, że najlepsze miejsce byłoby tam, gdzie będzie stał Słoń akurat przed samym wpadnięciem, tylko o krok dalej.
- A co się stanie, kiedy on nas zobaczy, jak będziemy kopać? - zapytał Puchatek.
- Przecież on będzie patrzył w niebo.
- Ale może się domyślić - rzekł Puchatek - jeśli spojrzy w dół. - Pomyślał przez dłuższą chwilę i powiedział zasmucony: - To nie takie łatwe, jak mi się zdawało. Przypuszczam, że to dlatego tak trudno złapać Słonia.
- Tak, to chyba dlatego - powiedział Prosiaczek. - Po czym westchnęli obydwaj i wstali. Gdy wydobyli z siebie kłujące igły jałowca, znów usiedli, a Puchatek przez cały czas mówił do siebie: - Ach, gdybym mógł coś mądrego wymyślić. - Bo zdawało mu się, że Bardzo Mądry Rozum na pewno by coś wynalazł, żeby złapać Słonia.
- Dajmy na to - powiedział do Prosiaczka - że ty chciałbyś mnie złapać. Co byś zrobił?
- Tak bym zrobił: zmajstrowałbym pułapkę i do tej pułapki wsadziłbym garnek miodu, a ty zwąchałbyś go i wlazłbyś do środka, i...
- Wlazłbym do środka - przerwał mu Puchatek podniecony - ale bardzo ostrożnie i najpierw wylizałbym brzegi dookoła udając, że tam nic więcej nie ma, uważasz? Potem bym sobie poszedł i pomyślał o tym troszkę, i znowu bym wrócił, i zacząłbym wylizywać ze środka, a potem...
- To już mniejsza o to. Słowem, już byś tam był, a ja bym cię złapał. Teraz najważniejsza rzecz, o której trzeba pomyśleć, to to, co lubią Słonie. Zdaje się, że żołędzie, prawda? Nazbieramy ich dużo, dużo... Puchatku, mówię do ciebie, zbudź się! Puchatek, który zapadł w rozkoszny sen, zbudził się nagle i powiedział, że miód jest o wiele lepszą przynętą niż żołędzie. Prosiaczek był innego zdania. I już właśnie mieli posprzeczać się o to, gdy Prosiaczek uprzytomnił sobie, że jeśli dadzą do pułapki żołędzie, to on, Prosiaczek, będzie musiał się o nie wystarać, a jeśli miód, wtedy Puchatek będzie musiał dać miodu ze swoich zapasów. Wobec tego powiedział:
- No, dobrze, więc niech będzie miód. - A Puchatek, który akurat to samo pomyślał, co Prosiaczek, powiedział: - Świetnie, więc niech będą żołędzie.
- Więc miód - rzekł do siebie Prosiaczek z głębokim namysłem i z miną, jakby to już było zupełnie postanowione. - Ja będę kopał dół, a ty pójdziesz po miód.
- Doskonale - zgodził się Puchatek i poszedł.
Gdy tylko przydreptał do domu, poszedł do spiżarni, wlazł na krzesło i zdjął z górnej półki duży garnek miodu. Na garnku było napisane MJUT, lecz Puchatek jedynie dla upewnienia się zdjął z wierzchu papierek, którym garnek był owiązany, i zajrzał do środka. Rzeczywiście, wyglądało to jak miód.
- Nigdy nic nie wiadomo - powiedział Puchatek. - Pamiętam, że mój wujcio mówił kiedyś, że widział ser zupełnie tego samego koloru. Więc wsadził język do środka i liznął porządnie.
- Tak - powiedział - to miód. To rzecz zupełnie pewna. I to miód, powiedziałbym, aż do samego dna.
Chyba, oczywiście - dodał - żeby kto wsadził ser do środka po prostu przez figle. Więc może zrobiłbym lepiej, gdybym zajrzał trochę głębiej... tak tylko, na wszelki wypadek... na wypadek, gdyby Słonie nie lubiły sera... tak jak na przykład ja... Aaa! - westchnął Puchatek z rozkoszą. - Miałem rację. Jest to
miód aż do samego dna. Gdy Puchatek nie miał już żadnych wątpliwości, wziął garnek z sobą i poszedł do Prosiaczka, a Prosiaczek spojrzał w górę z samego spodu Strasznie Głębokiego Dołu i zapytał: - Masz? - a Puchatek odpowiedział: - Tak, ale garnek jest niezupełnie pełen. - I zrzucił go w dół Prosiaczkowi, a Prosiaczek rzekł: - Masz rację. Czy to wszystko, co ci zostało? - A Puchatek
odpowiedział: - Wszystko - ponieważ tak było naprawdę. Więc Prosiaczek postawił garnek na dnie dołu, wylazł na górę i obydwaj razem z Puchatkiem poszli do domu.
- No, dobranoc, Puchatku! - rzekł Prosiaczek, gdy doszli do mieszkania Misia. - Więc spotykamy się jutro o szóstej rano przy Sześciu Sosnach i sprawdzimy, ile Słoni jest w naszej pułapce.
- Punkt szósta, Prosiaczku. Czy masz w domu sznurek?
- Nie. A po co ci sznurek?
- Żeby je związać i przyprowadzić z sobą do domu.
- O, to zbyteczne. Sądzę, że Słonie idą, kiedy na nie gwizdać.
- Są takie, co idą, a są takie, co nie idą. Ze słoniami nigdy nic nie wiadomo. No, dobranoc!
- Dobranoc!
I gdy Prosiaczek maszerował do domu. Kubuś Puchatek układał się do snu. W parę godzin później, gdy noc zbierała się do odejścia, Puchatek obudził się nagle z uczuciem dziwnego przygnębienia. To uczucie dziwnego przygnębienia miewał już nieraz i wiedział, co ono oznacza. Był głodny. Więc poszedł do
spiżarni, wgramolił się na krzesełko, sięgnął na górną półkę, ale nic nie znalazł.
"To zabawne - pomyślał. - Wiem, że miałem tu garnek miodu. Pełen garnek, pełen miodu aż po brzegi, a na nim było napisane MJUT, żebym wiedział, że to miód. To naprawdę bardzo dziwne". Po czym zaczął spacerować tam i z powrotem, rozmyślając, gdzie też podział się garnek z miodem, i mrucząc do siebie małą Mruczankę:
To po prostu niebywałe,
Pełen garnek miodu miałem,
A na garnku tak jak drut
Napisane było MJUT.
Garnek śliczny był, nowiutki,
Kolorowe miał obwódki,
Więc ogromnie
To mnie
Smuci,
Że mój garnek się zarzucił.
Przemruczał to sobie pod nosem parę razy, nucąc przy tym, gdy nagle przypomniał sobie, że wsadził garnek do Strasznie Głębokiego Dołu, żeby złapać Słonia.
- Masz ci los! - rzekł Puchatek. - Wszystko to przez nadmiar uprzejmości dla panów Słoni. - I wrócił do łóżka.
Ale nie mógł zasnąć. I im bardziej się o to starał, tym bardziej nie mógł. Próbował liczyć owce, co czasem bardzo pomaga na uśnięcie, a gdy to nie pomogło, spróbował liczyć Słonie. Ale to było jeszcze gorsze. Bo każdy Słoń, którego porachował, rzucał się od razu na garnek miodu i zjadał go. Przez kilka
chwil leżał biedaczek spokojnie, ale gdy pięćset osiemdziesiąty siódmy Słoń oblizywał się, mówiąc do siebie: "Dobry miodek, już dawno takiego nie jadłem" - Puchatek nie mógł już wytrzymać, zerwał się z łóżka, wybiegł z domu i popędził prosto do Sześciu Sosen.
Słońce leżało jeszcze w łóżeczku, lecz nad Stumilowym Lasem, na niebie, było światło, które wskazywało na to, że ono wkrótce rozkopie pościel i zacznie wstawać. Sosny w półświetle wyglądały smutno i samotnie. Strasznie Głęboki Dół zdawał się głębszy, niż był naprawdę, a garnek z miodem na jego dnie wyglądał dziwnie tajemniczo. Lecz gdy Puchatek podszedł bliżej, jego własny nos powiedział mu, że jest tam naprawdę miód, a jego własny język wysunął się na wierzch i zaczął mu lizać pyszczek, gotowy do łasowania.
- Masz ci los! - rzekł Puchatek, gdy wsadził nos do garnka. - Jakiś Słoń tu się raczył.
- Potem pomyślał przez chwilkę i powiedział: - Ach, nie, to przecież ja sam. Zapomniałem. I było tak naprawdę. Puchatek wyjadł prawie cały miód. Tylko na spodzie garnka zostało go trochę, więc wsadził łebek do środka i zaczął wylizywać resztę... Tymczasem obudził się i Prosiaczek. Gdy tylko otworzył
oczy, powiedział sam do siebie: "Och!" Potem rzekł odważnie: "Tak!", a potem jeszcze odważniej: "Właśnie tak!" Ale widocznie nie czuł w sobie wiele odwagi, bo po głowie chodził mu tylko jeden wyraz: "Słonie. "
Jak też wygląda Słoń? Czy jest Dziki i Groźny? Czy przychodzi, kiedy na niego gwizdnąć? I jak przychodzi? Czy na ogół lubi prosiaczki?
A jeśli lubi, to czy nie robi mu różnicy, jaki to jest rodzaj prosiaczka? Teraz przypuśćmy, że jest on groźny dla prosiaczków, to czy jest mu obojętne, że jeden Prosiaczek miał dziadka, który nazywał się Wstęp Bronisław? Nikt mu nie odpowiedział na żadne z tych pytań... a już za godzinę miał ujrzeć pierwszego Słonia w swoim życiu.
Oczywiście, miał z nim pójść Puchatek, bo to zawsze raźniej pójść we dwóch, ale przypuśćmy, że Słonie są Bardzo Groźne dla prosiaczków i dla misiów. Co wtedy? Czy nie byłoby lepiej udać, że ma ból głowy i że w żaden sposób nie może dziś pójść do Sześciu Sosen? Ale dajmy na to, że będzie piękna pogoda i żaden Słoń nie złapie się w Pułapkę, wtedy on, Prosiaczek, musiałby sterczeć całe rano w łóżku, niepotrzebnie tracąc czas. Co tu robić?
Nagle przyszła Prosiaczkowi Mądra Myśl do głowy. Najspokojniej w świecie pójdzie sobie do Sześciu Sosen, zajrzy ostrożnie do Pułapki i zobaczy, czy Słoń się złapał. Jeśli się złapał, wtedy cichutko wróci do łóżka, a jeśli nie, to nie wróci. I poszedł. Najpierw pomyślał, że w Pułapce nie będzie Słonia, a
później pomyślał, że będzie, bo usłyszał jego słoniowe pomruki zupełnie wyraźnie.
- Ojej! Ojej! - rzekł Prosiaczek do siebie i już chciał uciec.
Ale że był tuż-tuż obok Pułapki, pomyślał sobie, że musi koniecznie zobaczyć, jak wygląda Słoń. Więc na paluszkach podszedł do Pułapki i zajrzał do środka.
A Kubuś Puchatek przez cały czas próbował wyjąć głowę z garnka. Im bardziej nią obracał, tym bardziej wpychał ją do środka.
- Masz ci los! - jęczał Puchatek z głębi garnka. - Pomocy! Ojej! Próbował uderzać garnkiem o rozmaite przedmioty, a ponieważ nie widział, o co uderza, nic mu to nie pomogło; próbował jeszcze wygramolić się z Pułapki, a że nic przed sobą nie widział, tylko garnek, a i tego niewiele, był zupełnie bezradny...
Wreszcie podniósł w górę łebek razem z garnkiem i wydał z siebie głośny, rozdzierający jęk Smutku i Rozpaczy... A stało się to właśnie w chwili, gdy nadszedł na paluszkach Prosiaczek.
- Pomocy! Pomocy! - krzyczał Prosiaczek. - Słoń, straszliwy Słoń! - i zaczął uciekać ile sił w nogach, wciąż krzycząc na całe gardło: - Pomocy, pomocy! Słoniowy Strach! Słoniocy! Słoniocy! Strachliwy Pom! Pomocny Strach! Słoniocy! I bez zatrzymania, wrzeszcząc wniebogłosy, przybiegł do Krzysia.
- Co się stało, Prosiaczku? - zapytał Krzyś, który właśnie wstawał z łóżka.
- Sło... Sło... - bełkotał Prosiaczek tak zdyszany, że ledwo mógł mówić. - Słoń... Słoń...
- Gdzie?
- O, tam - odpowiedział Prosiaczek wskazując łapką.
- A jak on wygląda?
- Jak... jak... ma największy łeb, jaki kiedy w życiu widziałeś, Krzysiu. Wielki, olbrzymi jak nie wiem co. Ogromny, duży jak olbrzymie nie wiem co. Jak garnek.
- No, dobrze - powiedział Krzyś wkładając buty. - Pójdę i zobaczę, jak on wygląda. Chodź ze mną.
Prosiaczek nie bał się wcale, gdy miał pójść z Krzysiem, więc poszedł.
- Czy ty nic nie słyszysz? - pytał Prosiaczek z niepokojem, gdy zbliżali się do Pułapki.
- Coś słyszę - odparł Krzyś.
To Puchatek uderzył łebkiem o twardy korzeń drzewa.
- Tutaj! - szepnął Prosiaczek. - Czy to nie straszne? - I mocno ścisnął rękę Krzysia. Nagle Krzyś wybuchnął śmiechem... i śmiał się... i śmiał się... i śmiał się. I nagle - trach! - łeb Słonia huknął o korzeń, garnek rozprysnął się i spod rozbitego garnka wyjrzał na świat boży łebek Kubusia Puchatka.
I wtedy to Prosiaczek dowiedział się, jakim był Głupim Prosiaczkiem, i tak mu strasznie było wstyd, że popędził prosto do domu i położył się do łóżka z bólem głowy. A Krzyś z Kubusiem Puchatkiem poszli do domu na śniadanie.
- Ach, ty Misiu, Misiu, okropnie cię lubię - powiedział Krzyś.
- I ja cię też - powiedział Puchatek.
A. A. Milne |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz