środa, 18 stycznia 2012

Bajki na dobranoc - Kubuś Puchatek - rozdział IV

Rozdział IV, w którym Kłapouchy gubi ogon, a Puchatek go znajduje

Poczciwy, bury osioł Kłapouchy stał sobie samotnie w zaroślach ostu na skraju Lasu, z łbem zwieszonym ku ziemi, i rozmyślał o sprawach tego świata. Od czasu do czasu smętnie zapytywał samego siebie: "Dlaczego?" - to znowu: "Na co i po co?", a czasem znów myślał: "O tyle, o ile", a niekiedy sam nie wiedział, o czym właściwie rozmyślał. I gdy Kubuś Puchatek, kołysząc się z boku na bok, przechodził tamtędy, Kłapouchy ucieszył się bardzo, że może przestać myśleć na chwilę, by móc powiedzieć smętnie i ponuro:

- Jak się masz?
- A ty jak się masz? - spytał Puchatek.
- Nie bardzo się mam - odpowiedział Kłapouchy. - Już nie pamiętam czasów, żebym jakoś się miał.
- Ach, mój Kłapouniu - rzekł Puchatek - bardzo mnie to martwi. Pozwól, że ci się przypatrzę.
I Kłapouchy, z głową posępnie zwieszoną ku ziemi, stanął przed Puchatkiem, który obszedł go dookoła.
- Powiedz mi, Kłapouszku, co się stało z twoim ogonem? - zapytał.
- A co się miało z nim stać?
- Nie ma go na miejscu.
- Czy jesteś tego pewien?
- Zwykle tak bywa, że ogon jest albo go nie ma. Co do tego nie można się pomylić. A twojego nie ma.
- Nie ma? A co tam jest?
- Nic.
- Trzeba się przekonać - powiedział Kłapouchy i powoli obrócił się w tę stronę, gdzie jeszcze przed chwilą był jego ogon. I gdy przekonał się, że nie może go złapać, obrócił się w przeciwną stronę i tak długo wykręcał łeb, aż trafił na to samo miejsce. Wtedy przechylił się naprzód i zajrzał przez rozstawione przednie nogi, i powiedział z długim i smutnym westchnieniem: 
- Przekonałem się, że masz rację.
- Pewnie, że mam rację - odpowiedział Puchatek.
- To jest zupełnie jasne - powiedział Kłapouchy - nie mam co do tego żadnych złudzeń.
- Musiałeś go gdzieś zostawić - rzekł Kubuś Puchatek.
- Ktoś musiał mi go zabrać - powiedział Kłapouchy. - I jak tu mieć dla nich serce? - dodał po dłuższej chwili milczenia.
Puchatek czuł, że powinien powiedzieć Kłapouchemu coś pocieszającego, ale nie wiedział co. Więc zamiast tego postanowił uczynić coś pocieszającego.
- Kłapousiu - rzekł uroczyście. - Przyrzekam ci, że ja, Kubuś Puchatek, odnajdę twój ogon.
A na to Kłapouchy:
- Dziękuję ci, Puchatku. Prawdziwy z ciebie przyjaciel - powiedział. - Nie to, co Inni - powiedział. I tak Puchatek powędrował szukać oślego ogona.
Był prześliczny dzień wiosenny, gdy Miś ruszył w drogę przez Las. Małe, wiotkie obłoczki igrały beztrosko na błękitnym niebie, podpływając, to znów uciekając przed słońcem, jakby się z nim chciały przekomarzać. Ale słońce niewiele sobie, widać, robiło z tych figielków, bo nie zważając na nie przyświecało i grzało z całym zapałem, a jodłowy zagajnik, który przez cały okrągły rok nie zdejmował z siebie swych zielonych igieł, teraz, przy świeżej, młodziutkiej zieleni buków, wyglądał jak ktoś bardzo zaniedbany. I właśnie przez ten zagajnik i młode zarośla szedł sobie miś. Wędrował przez polany porosłe jałowcem i wrzosem, poprzez kamieniste łożyska potoków, przez piachy i znów przez wrzosowiska, aż w końcu, zmęczony i głodny, dobrnął do Stumilowego Lasu. A w Stumilowym Lesie mieszkała Sowa Przemądrzała.
- I jeśli ktokolwiek wie cokolwiek o czymkolwiek - powiedział sobie Miś - to tylko Sowa Przemądrzała - albo nie jestem Kubusiem Puchatkiem. A przecież nim jestem - dodał. 
Sowa zajmowała pod Kasztanami staroświecką, uroczą rezydencję, najwspanialszą ze wszystkich, tak przynajmniej zdawało się Puchatkowi, bo była tam i kołatka, i sznur od dzwonka z chwaścikiem.
Pod kołatką widniał napis, który głosił:
PRO SZE ZWONIDŹ JEŹLIKTO HCE PO RADY
A pod chwaścikiem dzwonka było napisane:
PROSZĘ PÓKADŹ JEŹLIKTO NIEHCEPO RADY
Te napisy wykonał własnoręcznie Krzyś, bo tylko on jeden w całym Lesie umiał pisać. Sowa, choć była mądra i doświadczona i potrafiła czytać, pisać i sylabizować swe własne imię, była w wielkim kłopocie, gdy chodziło o trudniejsze słowa, takie na przykład jak obwarzanek lub jakikolwiek bądź.
Puchatek przeczytał obydwa napisy bardzo starannie, najprzód z lewa na prawo, a potem na wszelki wypadek z prawa na lewo. Potem, dla zupełnej pewności, zastukał kołatką i pociągnął za sznurek od dzwonka, i zawołał donośnym głosem:
- Sowo, przychodzę po poradę! To ja, Kubuś Puchatek! - Po czym drzwi się otworzyły i ukazała się w nich Sowa Przemądrzała we własnej osobie.
- Co słychać, Puchatku? - powiedziała. - Jakie masz nowinki?
- Ach, okropne i smutne - odpowiedział Puchatek. - Mój przyjaciel Kłapouchy zgubił swój ogon. Strasznie mu go brak. Więc czy nie mogłabyś mi łaskawie powiedzieć gdzie go szukać?
- Widzisz - odparła Sowa - najczęściej praktykowane postępowanie w takich wypadkach jest następujące...
- Ojej! - przerwał jej Puchatek. - Co znaczy najgęściej polukrowane postękiwanie? Jestem Misiem o Bardzo Małym Rozumku i długie słowa sprawiają mi wielką trudność.
- To oznacza rzecz, którą ma się zrobić.
- No, jeśli to tylko to znaczy, to niech już będzie - szepnął Miś skruszony.
- Więc rzecz do zrobienia jest następująca: po pierwsze, wyznaczenie wynagrodzenia. Trzeba ogłosić...
- Chwileczkę - przerwał jej Puchatek podnosząc łapkę do góry. - Co mamy zrobić dla tego czegoś, coś powiedziała? Bo właśnie kichnęłaś w tej chwili, kiedy chciałaś to słowo wymówić.
- Mylisz się. Nie kichnęłam.
- Kichnęłaś, sowo!
- Przepraszam cię, Puchatku, nie kichnęłam. Niepodobna kichnąć nie wiedząc o tym.
- Tak, ale nie można usłyszeć kichnięcia bez tego, żeby ktoś nie kichnął.
- Więc powiedziałam tak: Po pierwsze, wyznaczenie wynagrodzenia. Trzeba ogłosić...
- Co? Powtórz jeszcze raz... - poprosił Puchatek nieśmiało.
- Wynagrodzenia! - huknęła Sowa. - Ogłosimy, że damy bardzo dużą ilość czegoś tam temu, kto znajdzie ogon Kłapouchego!
- Aha, rozumiem - powiedział Puchatek kiwając głową - ale mówiąc o bardzo dużej ilości czegoś tam - mówił dalej marząco - ja zwykle o tej porze dostaję jakieś małe Conieco - i spojrzał tęsknie w stronę szafki stojącej w kącie bawialni Sowy - po prostu łyk słodkiej śmietanki czy czegoś tam innego i
odrobinkę miodu... Sowa Przemądrzała udawała, że nie słyszy.
- Otóż więc - powiedziała - napiszemy na karteczce ogłoszenie i zawiesimy je w Lesie.
- Odrobinę miodu - mruczał Puchatek do siebie - albo cokolwiek innego. Przy tym westchnął głęboko i starał się z uwagą słuchać tego, co mówiła Sowa. A Sowa mówiła coraz dalej, używając coraz dłuższych słów, aż wróciła do tego, od czego zaczęła, i wyjaśniła, że osobą, która napisze ogłoszenie, może być
tylko Krzyś.
- To właśnie on sporządził napisy na moich frontowych drzwiach. Chyba je widziałeś, Puchatku?
Puchatek już od pewnego czasu mówił tylko "tak" i "nie" na przemian, nie słuchając wcale tego, co mówiła Sowa, a że ostatnio powiedział "tak, tak", więc teraz przyszła kolej na "nie", choć nie wiedział wcale, o co Sowie chodziło.
- Naprawdę nie widziałeś ich? - spytała Sowa lekko zdziwiona. - Chodź, musisz je koniecznie zobaczyć.
Poszli do drzwi wejściowych i Puchatek spojrzał na kołatkę i napis pod nią, a potem na sznur od dzwonka z chwaścikiem i napis pod nim. I im dłużej patrzył na chwaścik, tym bardziej sobie przypominał, że widział już kiedyś coś podobnego.
- Ładny dzwonek, prawda? A jaki prześliczny chwaścik, czy nie? - spytała Sowa. Puchatek skinął głową.
- Coś mi on przypomina - powiedział - tylko nie mogę sobie przypomnieć co. Skąd go masz?
- Szłam akurat przez Las. Naraz patrzę, a to sobie wisi na krzaku. Zdawało mi się, że tam ktoś mieszka, więc myślę sobie, zajrzę. I pociągnęłam, żeby zadzwonić. I nic. Więc zaczęłam dzwonić bardzo gwałtownie, aż mi to zostało w ręku... A że zdawało mi się, że to nikomu niepotrzebne,
zabrałam do domu i...
- Sowo - rzekł Puchatek uroczyście. - Popełniłaś pomyłkę. Jest to komuś bardzo, a bardzo potrzebne.
- Komu?
- Kłapouchemu. Mojemu drogiemu przyjacielowi Kłapouchemu. On to bardzo lubił.
- Lubił?
- Był do tego bardzo przywiązany - odparł rzewnie Puchatek.


To mówiąc, odczepił chwaścik i zaniósł go Kłapouchemu i gdy Krzyś przybił go młotkiem na właściwe miejsce, Kłapouchy zaczął hasać i kozły fikać po Lesie, i machać ogonem tak wesoło, że Kubuś Puchatek z trudem przezwyciężył swoją radość i pośpieszył do domu po swoje małe conieco dla pokrzepienia sił.
I wycierając sobie pyszczek, w pół godziny później, zaśpiewał dumnie:
Kto znalazł ogon?
Ja - rzekł Puchatek.
O trzy na drugą. (W rzeczywistości było to o kwadrans po jedenastej)
Dzisiaj, we czwartek.
A. A. Milne

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Drukuj