Rozdział I, w którym poznajemy się z Kubusiem Puchatkiem i z pszczołami, i tu zaczyna się opowiadanie
Przedstawiam wam Misia Puchatka, który właśnie w tej chwili schodzi po schodach. Tuk-tuk, tuk-tuk, zsuwa się Puchatek na grzbiecie, do góry nogami, w tyle za Krzysiem, który go ciągnie za przednią łapkę. Odkąd Puchatek siebie pamięta, jest to jedyny sposób schodzenia ze schodów, choć Miś czuje czasami, że mógłby to robić zupełnie inaczej, gdyby udało mu się przestać tuktać choćby na jedną chwilę i dobrze się nad tym zastanowić. A potem znów mu się zdaje, że chyba nie ma na to innego sposobu. Tak czy siak, Miś zjechał już na dół i gotów jest zapoznać się z wami. Proszę bardzo: oto jest Kubuś Puchatek. Kubuś Puchatek lubi od czasu do czasu najrozmaitsze zabawy, a czasem znów lubi siąść spokojnie przed kominkiem i posłuchać jakiejś ciekawej historyjki. Tego wieczoru...
- A jakiej historyjki? - spytał Krzyś. - Czy mógłbyś opowiedzieć Kubusiowi którąś z nich?
- Myślę, że tak - odrzekłem. - A jak ci się zdaje, jakie historyjki Kubuś lubi najbardziej?
- O sobie samym. Bo to już jest taki Miś.
- Aha, rozumiem.
- Więc opowiesz mu?
- Spróbuję.
- No i spróbowałem.
Pewnego razu, bardzo dawno temu, mniej więcej w zeszły piątek, mieszkał sobie Kubuś Puchatek zupełnie sam w lesie, pod nazwiskiem pana Woreczko.
- A co to znaczy pod nazwiskiem? - zapytał Krzyś.
- To znaczy, że na drzwiach na tabliczce miał wypisane złotymi literami nazwisko, a mieszkał pod nim.
- Kubuś Puchatek nie wiedział dobrze, jak to jest - powiedział Krzyś.
- Ale teraz już wiem - odezwał się mrukliwy głos.
- Więc słuchaj dalej - powiedziałem. - otóż pewnego dnia Puchatek wyszedł na spacer, aż zaszedł na polankę w środku lasu, a pośrodku tej polanki rósł wielki dąb i z samego jego wierzchołka dochodziło głośne bzykanie.
Kubuś Puchatek usiadł sobie pod tym dębem, podparł głowę na łapkach i zaczął rozmyślać.
Z początku powiedział do siebie samego: - To bzykanie coś oznacza. Takie bzyczące bzykanie nie bzyka bez powodu. Jeżeli słyszę bzykanie, to znaczy, że ktoś bzyka, a jedyny powód bzykania, jaki ja znam, to ten, że się jest pszczołą. Potem znów pomyślał dłuższą chwilę i powiedział: - A jedyny powód, żeby być pszczołą, to ten, żeby robić miód.
Po czym wstał i powiedział: - A jedyny powód robienia miodu to ten, żebym ja go jadł. - I zaczął włazić na drzewo.
Właził, właził coraz wyżej, coraz wyżej, coraz wyżej, a gdy wreszcie wlazł na górę, prawie do połowy drzewa, taką sobie pioseneczkę-mruczaneczkę Miś zaśpiewał:
Dziwny jest niedźwiedzi ród,
Że tak bardzo lubi miód,
Bzyk-bzyk-bzyk, ram-pam-pam
Co to znaczy? Nie wiem sam.
Potem wlazł jeszcze wyżej... i jeszcze wyżej... i jeszcze trochę wyżej. Gdy tak właził, ułożył sobie inną piosenkę:
Gdyby Pszczołami były Niedźwiadki,
Nisko na ziemi miałyby chatki,
A że tak nie jest, oto przyczyna,
Że się musimy na drzewa wspinać.
Był coraz bardziej zmęczony, więc zaśpiewał Żałosną Piosenkę. Już, już dobrał się prawie do miodu, gdy naraz...
Trach!
- Ratunku! - zawołał Puchatek zlatując na gałąź o pół łokcia niżej. - Gdybym zamiast tego... - powiedział i nie skończył, bo zleciał na następną gałąź o dwa łokcie niżej. - Domyślacie się chyba, co miałem zamiar zrobić - wyjaśnił Puchatek fikając koziołka i zlatując na łeb, na szyję na inną gałąź o
trzy łokcie niżej. - Oczywiście, że to było z mojej strony raczej... - przyznał spadając na następne sześć gałęzi. - A wszystko to, moim zdaniem, przez to - powiedział opuszczając ostatnią gałąź i fikając przy tym trzy koziołki - wszystko to przez to, że zanadto lubię miodek. Ratunku! - zawołał padając z wdziękiem w krzaki jałowca. Wylazł z zarośli, wyjął z nosa kolące igły i znów zaczął rozmyślać i pierwszą osobą, o jakiej pomyślał, był Krzyś.
- O mnie? - zapytał Krzyś drżącym ze wzruszenia głosem. - Tak, o tobie.
Krzyś nic nie mówił, tylko oczy jego stawały się coraz większe i większe, a policzki coraz czerwieńsze.
Otóż Kubuś Puchatek poszedł do swego przyjaciela Krzysia, który mieszkał za zielonymi drzewami na drugim krańcu Lasu.
- Dzień dobry, Krzysiu! - powiedział Puchatek.
- Dzień dobry, Kubusiu Puchatku! - powiedziałeś.
- Chciałbym wiedzieć, czy masz pod ręką coś w rodzaju balonika.
- Balonika?
- Tak. Idąc do ciebie tak sobie mówiłem: "Ciekaw jestem, czy też Krzyś ma pod ręką coś w rodzaju balonika?". Właśnie tak sobie mówiłem myśląc o balonikach.
- A na co ci balonik? - spytałeś.
Kubuś Puchatek rozejrzał się dokoła, czy nikt nie słucha, położył łapkę na pyszczku i powiedział ledwo dosłyszalnym szeptem:
- Miód!
- Ale co ma balonik do miodu?
- Ma - odparł Puchatek.
Otóż właśnie tak się zdarzyło, że poprzedniego dnia byłeś na zabawie u twojego przyjaciela, Prosiaczka, i na tej zabawie dostaliście wszyscy baloniki, i tyś dostał duży, zielony balonik, a jeden z krewnych-i-znajomych
Królika dostał duży, niebieski balonik i zapomniał zabrać go z sobą do domu, ponieważ był doprawdy za młody, żeby chodzić na zabawy; a ty przyniosłeś ze sobą do domu i zielony, i niebieski balonik.
- A który wolisz? - zapytałeś Puchatka.
- Widzisz, to jest tak - odpowiedział Puchatek. - Kiedy się idzie po miód z balonikiem, to trzeba się starać, żeby pszczoły nie wiedziały, po co się idzie. Więc jeśli ma się z sobą zielony balonik, pszczoły mogą pomyśleć, że jest się częścią drzewa, i wcale nie zauważyć tego, kto idzie, a jeżeli ma się niebieski balonik, mogą pomyśleć, że jest się tylko kawałkiem nieba, i też nie spostrzec tego, kto idzie. A teraz chodzi o to, jaki balonik wybrać?
- A powiedz, czy pszczoły nie mogą cię zauważyć pod balonikiem? - spytałeś.
- Mogą albo nie mogą - odparł Kubuś Puchatek. - Z pszczołami nigdy nic nie wiadomo. - Pomyślał przez chwilę i powiedział: - Postaram się wyglądać jak mała ciemna chmurka. To je powinno zmylić.
- Wobec tego lepiej, żebyś miał niebieski balonik - powiedziałeś, i tak się też stało. Więc poszliście obydwaj z niebieski balonikiem, a ty wziąłeś z sobą fuzję, tak tylko na wszelki wypadek, jak to zwykle robisz, a Kubuś Puchatek poszedł w jedno bardzo błotniste miejsce, które znał, zaczął się w nim okropnie tarzać i tarzać, aż zrobił się całkiem czarny; i potem, kiedy balonik został porządnie nadęty i stał się bardzo, bardzo duży, Puchatek wziął w obydwie łapki sznurek, uwiesił się na nim i z wdziękiem uleciał w powietrze. I bardzo szybko znalazł się na wysokości drzewa, całkiem bliziutko nieba.
- Hura! - krzyknąłeś.
- Prawda, że to cudowne? - zawołał Kubuś Puchatek do ciebie z góry. - Jak ja wyglądam z dołu?!
A ty mu odpowiedziałeś:
- Wyglądasz jak niedźwiedź uczepiony balonika.
- A nie - zapytał Puchatek zatroskany - a nie jak mała czarna chmurka na niebieskim niebie?
- Nie bardzo.
- Ale może tam, w górze, to wygląda troszkę inaczej. Już ci raz mówiłem, że z pszczołami nigdy nic nie wiadomo.
Nie było wiatru, który by poniósł go w stronę drzewa, tak że Miś wisiał nieruchomo w powietrzu. Mógł widzieć miód, mógł wąchać miód, ale nie mógł dotknąć miodu. Po krótkiej chwili zawołał w dół do ciebie:
- Krzysiu!
- Co?
- Zdaje mi się, że pszczoły coś zwąchały.
- A co takiego?
- Nie wiem, ale mam wrażenie, że one się czegoś domyślają.
- Może myślą, że chcesz się dobrać do ich miodu?
- Może. Z pszczołami nigdy nic nie wiadomo.
Znowu na chwilę zapadło milczenie, po czym Kubuś Puchatek zawołał na ciebie z góry:
- Krzysiu!
- Co?
- Czy masz w domu parasol?
- Mam, a bo co?
- Chciałbym, żebyś go przyniósł i przechadzał się z nim tam i z powrotem, i mówił: "Aj-aj-aj, zanosi się na deszcz"... Myślę, że to będzie świetny sposób na pszczoły. A ty pomyślałeś w duchu: "Głupi, poczciwy Misiu" - ale nie powiedziałeś tego głośno, bo lubisz go za bardzo, tylko poszedłeś do domu po parasol.
- Ach, jesteś nareszcie! - zawołał z góry Kubuś Puchatek, kiedy tylko wróciłeś pod drzewo. - Byłem już o ciebie niespokojny. Jestem zupełnie pewien, że pszczoły stanowczo coś podejrzewają.
- Czy mam otworzyć parasol? - zapytałeś.
- Tak, tylko poczekaj chwilkę. Musimy być rozsądni. Najważniejsza pszczoła, jaką mamy zmylić, to Królowa. Czy potrafisz odróżnić z dołu Królową Pszczół od innych?
- Nie.
- Szkoda. Ale trudno. Musimy sobie radzić inaczej. Teraz, kiedy ty będziesz przechadzał się tam i z powrotem pod parasolem i mówił: "Aj-aj-aj, zanosi się na deszcz", ja znów zaśpiewam Piosenkę Chmurek, taką jaką tylko Chmurka może zaśpiewać. A ty sobie spaceruj!
No i wtedy, kiedyś ty przechadzał się tam i z powrotem i myślał, czy będzie deszcz, czy nie będzie, Kubuś Puchatek zaśpiewał taką piosenkę:
Jak to miło Chmurką być
Niebem płynąć jak po wodzie.
Mała Chmurka na dzień dobry
Taką piosnkę śpiewa co dzień:
-Jak to miło Chmurką być,
Niebem płynąć jak po wodzie
I od rana na dzień dobry
Taką piosnkę śpiewać co dzień:
-Jak to miło Chmurką być...
Pszczoły bzykały podejrzliwie, jak to one mają w zwyczaju. Kilka z nich naprawdę wyfrunęło z gniazda i zaczęło unosić się dokoła Chmurki, gdy Chmurka właśnie śpiewała drugą zwrotkę swojej piosenki. I nawet jedna z pszczół usiadła na chwilę na nosie Chmurki, ale zaraz odfrunęła.
- Krzysiu, aj, Krzysiu! - wrzasnęła Chmurka.
- Co?
- Myślę i myślę, i teraz już wiem na pewno, że to jest bardzo zły gatunek pszczół.
- Tak ci się zdaje?
- Zupełnie zły gatunek. I myślę, że one chyba robią kiepski miód. I zdaje się, że ja chyba zejdę na dół. A co ty o tym myślisz?
- Ale jak?! - zawołałeś.
Kubuś Puchatek nie pomyślał o tym. Gdyby wypuścił sznurek z łapki, zleciałby na ziemię i to mu się nie bardzo uśmiechało. Myślał więc dość długo, wreszcie powiedział:
- Krzysiu, musisz strzelić w balonik. Czy masz z sobą fuzję?
- Ma się rozumieć - powiedziałeś. - Ale jeśli to zrobię, balonik będzie na nic - powiedziałeś.
- Tak, ale gdybyś tego nie zrobił - rzekł Puchatek - ja będę na nic. Wobec tego wycelowałeś bardzo ostrożnie w balonik i wystrzeliłeś.
- Ojej! - wrzasnął Puchatek.
- Czy nie trafiłem? - zapytałeś, Krzysiu.
- Trafić trafiłeś - odpowiedział Puchatek - ale nie w balonik.
- Bardzo mi przykro - powiedziałeś i jeszcze raz strzeliłeś, ale tym razem już w balonik, z którego powolutku wyszło powietrze, i Kubuś Puchatek opuścił się na ziemię. Ale miał tak zesztywniałe łapki od ściskania sznurka, że przez cały tydzień trzymał je wyciągnięte w górę. Ile razy mucha siadła mu na
nosie, nie mógł odpędzić jej łapką, tylko zdmuchiwał ją, ot tak: "puch, puch, puch!" i zdaje mi się, choć nie jestem tego pewien, że i dlatego jeszcze nazwano Misia Puchatkiem.
Czy to już koniec historyjki? - zapytał Krzyś.
- Tak, to koniec tej historyjki. Ale są jeszcze inne.
- O Puchatku i o mnie?
- I o Króliku, i o Prosiaczku, i o was wszystkich. Czy już ich nie pamiętasz?
- Pamiętam, tylko kiedy chcę je sobie przypomnieć, to zapominam.
- O tym, jak Puchatek i Prosiaczek polowali na Słonia...
- No i nie złapali go, prawda?
- Nie.
- Puchatek nie mógł, bo jest głupiutki. A czy ja go złapałem?
- O tym jest właśnie w tej historyjce.
Krzyś kiwnął główką.
- Przypominam sobie - powiedział Krzyś - tylko Puchatek już dobrze nie pamięta. I Puchatek chciałby, żeby mu ją znowu opowiedzieć, bo on lubi prawdziwe historie, a nie wymyślone.
- I ja tak myślę - powiedziałem.
Krzyś westchnął głęboko, wziął Misia za łapkę i, ciągnąć go za sobą, poszedł w stronę drzwi. Przy drzwiach odwrócił się i powiedział:
- Czy możesz przyjść do mnie, jak będę w kąpieli?
- Mogę - odpowiedziałem.
- Ale ja go nie skaleczyłem, kiedy strzeliłem z fuzji, prawda?
- Nic a nic.
Krzyś kiwnął główką i wyszedł, a po chwili usłyszałem: tuk-tuk-tuk-tuk. To Kubuś Puchatek wchodził za Krzysiem na górę po schodach.
A. A. Milne |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz