Robię w kuchni obiad. Lenka jak zwykle asystuje zadając przy okazji trzy tysiące pytań na sekundę:
- Mamuś, a co to?
- Mamuś, a po co Ci ta łyżka?
- Mamuś, a prawda, że w jajkach siedzą kurczaczki?
- Mamuś, a co to jest, to w tym żółtym pudełku?
- Mamuś, a prawda, że od mięska się rośnie?
- Mamuś... itd. itd. itd.
Obliczono podobno, że przeciętny czterolatek zadaje 437 pytań dziennie. Ja mam wrażenie, że trzeba by raczej ten wynik pomnożyć przynajmniej przez 10.
Nagle przez głowę przelatuje mi myśl, że coś nie słyszę i nie widzę Nikodema. Robię się czujna, pewnie coś kombinuje. Przy małych dzieciach długotrwała cisza jest zdecydowanie bardziej podejrzana, niż dzikie wrzaski - wie o tym każda matka.
Wysyłam Młodą na zwiady:
- Kochanie, idź zobacz, co robi Kikuś.
Za pięć sekund obydwoje przybiegają do kuchni i słyszę nieśmiertelne, przyprawiające o zawał serca zdanie:
- Mamusiu, nic nie szkodzi.
Włos mi się od razu jeży na głowie - znowu coś spocili. Myślę sobie - spokojnie, kobieto, tylko spokojnie.
- Ale co nie szkodzi? - pytam.
- No przecież Mamusiu nic nie szkodzi.
- Ale co nie szkodzi!?!
Nikodem z minką niewiniątka mówi:
- Mamusiu, znalazłem świetny sposób na zamoczone prześcieradło. Jak coś się wyleje na prześcieradło, to wystarczy je przełożyć na drugą stronę i już jest w porządku. Możesz ten sposób zastosować od razu dzisiaj:)
Idę do pokoju, patrzę na łózko - wielka mokra plama, pozostałość po śniegowej kociej zupie, którą zapomniałam sprzątnąć przed południem.
- Prawda Mamusiu, że nic nie szkodzi?
w zasadzie to przecież nic nie szkodzi:)
OdpowiedzUsuń