Lenka prosi o kanapkę z szyneczką - złote dziecko do jedzenia, pochłania wszystko jak leci, nawet wątróbkę:). Sama radość przyrządzać dla Niej posiłki. Nikodem natomiast - szkoda słów.
- Nikodemku, co będziesz jadł???
Pędzi do lodówki, staje na taborecie, otwiera drzwiczki i patrzy. I patrzy, i patrzy. Myśli intensywnie...
- Co my tu mamy?
Próbuję coś delikatnie zasugerować:
- Może bułeczkę z masełkiem? Cieplutkie, świeżutkie, pycha! - wszelkie dodatki do kanapki oczywiście odpadają w przedbiegach. Nie tyka żadnej wędliny, serów, pasztetów i innych temu podobnych. Wegetarianin z urodzenia, cholera jasna.
- Hmmm, może mi nie zaszkodzi, tylko żeby była złożona, albo nie - rozłożona ... albo nie!
- A może wolisz paróweczkę na ciepło?
- Nie, po parówce boli mnie brzuch.
- To może tościka Ci zrobić?
- Nieeee, od ketchupu bolą mnie zęby.
Szlag mnie trafia i apopleksja, ale próbuję dalej:
- To zrobię Ci bez ketchupu.
- No co Ty, Mamo, tost bez ketchupu???
- Naleśniczka?
- Nie, nie mam ochoty na naleśniczka.
- To może usmażyć Ci jajeczniczkę? Lubisz przecież jajeczniczkę:)
- Jak są jajka, to nie rób. A jak nie ma, to zrób!
I jak zwykle kończy się na danonku, albo innym deserku - dobrze, że chociaż to zjada.
Hmmm, dobrze, że chociaż Lenka trafiła Ci się taka akurat do jedzonka, u mnie na razie ciężko powiedzieć czy Lilka wynagrodzi mi to co przeszłam z Elizą... Fakt faktem zajoba można dostać z takim dziećmi, wiem coś o tym.
OdpowiedzUsuń