No po prostu szał... W nocy spadło trochę śniegu. Bachory od rana wrzeszczą, że będą rzucać się śnieżkami:) Chcąc, nie chcąc (w zasadzie nie chcąc, bo za śniegiem nieszczególnie przepadam) powoli zbieramy się na śnieżny spacer.
O dziwo obydwoje zjedli po misce płatków na śniadanie, bo zapowiedziałam, że bez konsumpcji ze spaceru nici. Śniadanie oczywiście było jedzone na podłodze przed balkonem, żeby im czasem w międzyczasie śnieg nie zniknął!
Teraz okupują balkon:) Wyczyścili go lepiej, niż pług śnieżny:) Przy okazji wrzuciłam trochę żarcia do karmnika dla ptaszków.
Łupieże nazbierały sobie śniegu do lalkowej zastawy stołowej i teraz robią śniegową zupę dla kota. Durny kot zżera śnieg z miseczki. Lenka twierdzi, że Kitka chce dokładkę i znowu wylegają na balkon. Ale tam już śniegu nie ma, więc chyba jednak będziemy musieli się w końcu zebrać na ten spacer, chociaż wcale mi się to nie uśmiecha. Nie cierpię zimy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz