piątek, 6 kwietnia 2012

Bajki na dobranoc - Chatka Puchatka - rozdział III

Rozdział III, w którym zostaje zorganizowane poszukiwanie Małego i Prosiaczek znów spotyka Słonia

Pewnego dnia Puchatek siedział u siebie w domu i liczył garnczki miodu, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Czternaście – powiedział Puchatek. – Proszę wejść. Czternaście. Zaraz, a może piętnaście? Masz ci los! Ktoś mi przeszkodził.
- Dzień dobry, Puchatku! – rzekł Królik.
- Jak się masz, Króliku! Czternaście, prawda?
- Czego czternaście?
- Garnczków miodu, które liczyłem.
- Tak, czternaście.
- Czy aby na pewno?
- Nie – odparł Królik. – Ale co za różnica?
- Tak tylko chciałem wiedzieć – powiedział Puchatek potulnie. – Żebym mógł sobie powiedzieć: „Zostało mi jeszcze czternaście garnczków miodu”. A może piętnaście?
- Więc przypuśćmy, że szesnaście – powiedział Królik. – Przyszedłem po to, żeby cię zapytać, czy nie wiesz czasem, gdzie jest Mały.
- Zdaje się, że nie – odparł Puchatek. Po czym pomyślał trochę i zapytał: - A kto to jest Mały?
- Jeden z moich krewnych-i-znajomych – odparł Królik lekceważąco.
Niewiele to powiedziało Puchatkowi, ponieważ Królik miał tak dużo krewnych-i-znajomych tak rozmaitych rodzajów i wielkości, że nie wiadomo było, czy Małego należy szukać gdzieś na wierzchołku drzewa, czy na płatku jaskra.
- Nie widziałem dziś w ogóle nikogo – powiedział Puchatek – komu można byłoby powiedzieć: „Jak się masz, Mały!”. A na co ci on potrzebny?
- Ja go nie potrzebuję – odparł Królik – ale zawsze jest dobrze wiedzieć, gdzie jest jaki krewny-i-znajomy, czy się go potrzebuje, czy nie.
- Aha, rozumiem – rzekł Puchatek. – Czy on zaginął?
- Otóż jest taka sprawa – powiedział Królik – że od dłuższego czasu nikt go nie widział, więc przypuszczam, że zaginął. W każdym razie – ciągnął dalej z bardzo ważną miną – obiecałem Krzysiowi, dezorganizuję Poszukiwanie, żeby go odnaleźć. Więc chodź ze mną.
Puchatek pożegnał serdecznie swoje czternaście garnczków miodu i mając błogą nadzieję, że jest ich piętnaście, razem z Królikiem poszedł w głąb Lasu.
- Więc teraz – powiedział Królik – rozpoczynamy Poszukiwanie, które ja Zorganizowałem.
- Coś ty z nim zrobił?
- Zorganizowałem. To znaczy, że - czyli że to jest to, co się robi z Poszukiwaniem, kiedy każdy szuka w innym miejscu. Chodzi mi o to, Puchatku, żebyś ty najpierw szukał w okolicy Sześciu Sosen, a potem poszedł do Sowy i tam czekał na mnie. Rozumiesz?
- Nie – odpowiedział Puchatek. – Co mam zrobić?
- Więc spotkamy się przed domem Sowy mniej więcej za godzinę.
- Czy Prosiaczek też jest zorganizowany?
- Wszyscy jesteśmy zorganizowani – odparł Królik i poszedł.
Puchatek, gdy tylko Królik znikł mu z oczu, przypomniał sobie, że zapomniał zapytać, kto to jest Mały. Czy należy do tego rodzaju krewnych-i-znajomych, którzy siadają komuś na nosie, czy też do tych, na których się przez pomyłkę nadeptuje. A ponieważ było już za późno, aby się dowiedzieć, Puchatek pomyślał, że zacznie Poszukiwanie od szukania Prosiaczka i zapytania go, czego oni właściwie szukają, zanim sam zacznie szukać.
- Nie będę chyba szukał Prosiaczka przy Sześciu Sosnach – rzekł Puchatek do siebie – ponieważ został on zorganizowany w zupełnie innym miejscu, więc najpierw poszukam Zupełnie Innego Miejsca. Ciekaw jestem, gdzie ono jest. – I ułożył sobie w głowie taki plan:

KOLEJNOŚĆ SZUKANIA ROZMAITYCH RZECZY
1.      Zupełnie Inne Miejsce – (żeby znaleźć Prosiaczka).
2.      Prosiaczek – (żeby dowiedzieć się, kto to jest Mały).
3.      Mały – (żeby znaleźć Małego).
4.      Królik – (żeby powiedzieć mu, że znalazłem Małego).
5.      Znowu Mały – (żeby powiedzieć mu, że znalazłem Królika).

„Z czego wynika, że zanosi się na bardzo kłopotliwy dzień” – myślał Puchatek idąc Lasem.W chwilę potem okazało się, że dzień był naprawdę kłopotliwy, gdyż Puchatek tak był zajęty niepatrzeniem, którędy idzie, że stąpnął na kawałek Lasu, który był przez pomyłkę wpuszczony w ziemię. Więc miał tylko tyle czasu, aby móc pomyśleć: „Ja fruwam. Robię to, co robi Sowa. Ciekaw jestem, jak się zatrzymać...” – gdy nagle zatrzymał się. Bęc!
- Aj! – coś zapiszczało.
„To dziwne – pomyślał Puchatek. – Powiedziałem „aj”, wcale nie ajając”.
- Pomocy! – zakwiczał piskliwy, wysoki głos.
„To znowu ja – pomyślał Puchatek. – Miałem Wypadek i wpadłem do studni, i mój głos stał się piskliwy, i wydobywa się ze mnie, choć ja wcale tego nie chcę, ponieważ coś sobie zrobiłem w środku. Masz ci los!”
- Pomocy! Pomocy!
„Znów to samo. Mówię rozmaite rzeczy, choć wcale nie mam zamiaru tego robić. Musiał mi się wydarzyć Bardzo Przykry Wypadek”. I potem pomyślał, że może, gdyby chciał naprawdę coś powiedzieć, wcale by tego nie potrafił. Więc, aby się upewnić, powiedział głośno: - Bardzo Przykry Wypadek spotkał Kubusia Puchatka.
- Puchatku! – pisnął głosik.
- To Prosiaczek! – zawołał Puchatek. – Gdzie jesteś?
- Pod spodem – rzekł Prosiaczek w sposób bardzo podspodni.
- Pod spodem czego?
- Ciebie – kwiknął Prosiaczek. – Wstań!
- Och – powiedział Puchatek i zerwał się szybko. – Czy ja spadłem na ciebie, Prosiaczku?
- Spadłeś na mnie – potwierdził Prosiaczek, macając się na wszystkie strony.
- Ja naprawdę nie chciałem – rzekł Puchatek z żalem.
- I ja nie chciałem być pod spodem – powiedział Prosiaczek ze smutkiem. – Ale na szczęście nic się złego nie stało, Puchatku, i tak się cieszę, że to byłeś ty.
- Co to było? – spytał Puchatek. – Gdzie my jesteśmy?
- Zdaje się, że jesteśmy w jakimś  Dole. Szedłem sobie szukając kogoś i nagle już mnie nie było, i akurat kiedy wstałem, żeby zobaczyć, gdzie jestem, coś spadło na mnie i to byłeś ty.
- Ach tak! – westchnął Puchatek.
- Puchatku – powiedział Prosiaczek z niepokojem i przytulił się do niego trochę mocniej – a może wpadliśmy w Pułapkę?
Puchatek w tej chwili wcale o tym nie myślał, ale teraz skinął łebkiem, gdyż nagle przypomniał sobie, jak to kiedyś razem z Prosiaczkiem urządzili Misiową Pułapkę na Słonie, i teraz zrozumiał, co się stało: on i Prosiaczek wpadli do Słoniowej Pułapki na Misie. Ot, co się stało.
- A co będzie, kiedy przyjdzie Słoń? – spytał Prosiaczek drżąc, gdy usłyszał te okropne wieści.
- Może on cię nie zauważy, Prosiaczku – pocieszał go Puchatek – bo ty jesteś Bardzo Małym Zwierzątkiem...
- Ale on zauważy ciebie, Puchatku.
- Tak, zauważy mnie, a ja jego zauważę – mówił Puchatek z namysłem – i będziemy się zauważać – on mnie, a ja jego przez długi czas, a potem on powie: „ho-ho”.
Prosiaczek wzdrygnął się lekko na myśl o tym „ho-ho” i zaczęły mu dygotać uszka.
- A cco tty mmu ppowiesz? – zapytał.
Puchatek spróbował pomyśleć o czymś, co mógłby odpowiedzieć, ale im bardziej myślał, tym bardziej czuł, że nie ma żadnej odpowiedzi na „ho-ho” powiedziane przez Słonia takim głosem, jakim ten Słoń to powie.
- Nic mu nie odpowiem – rzekł w końcu Puchatek – tylko mruknę do siebie samego, jakbym czekał na coś.
- A może on znowu powie „ho-ho”? – zapytał Prosiaczek drżąc.
 - Powie – odparł Puchatek.
Uszy Prosiaczka zaczęły dygotać tak szybko, że musiał przyłożyć je do brzegu Pułapki, aby utrzymać je w spokoju.
- Powie to znowu – rzekł Puchatek – a ja będę dalej mruczał i to go zaniepokoi, bo jeżeli ktoś mówi dwa razy „ho-ho” w sposób żarłoczny, a druga osoba tylko mruczy, i kiedy ten ktoś po raz trzeci zaczyna mówić „ho-ho”, to znaczy, że...
- Że co? – spytał Prosiaczek zdumionym szeptem.
- Że to nie jest... –rzekł Puchatek.
- Co nie jest?
Puchatek wiedział, co ma na myśli, ale ponieważ był Misiem o Bardzo Małym Rozumku, więc nie potrafił tego wyrazić słowami.
- Chcesz powiedzieć, że to nie jest takie hohohiczne... – rzekł Prosiaczek pełen nadziei.Puchatek spojrzał na niego z podziwem, i powiedział, że to właśnie miał na myśli, ponieważ nie można mówić „ho-ho”, kiedy tamten sobie w najlepsze mruczy.
-A jeżeli on powie co innego? – spytał Prosiaczek.
- Otóż właśnie. On wreszcie powie: „Co to wszystko znaczy?”. A ja wtedy powiem – i to jest świetna myśl, Prosiaczku, która w tej chwili właśnie przyszła mi do głowy – ja powiem: „To jest Pułapka na Słonie, którą ja sporządziłem, i czekam, żeby Słoń w nią wpadł”. I będę dalej mruczał. Wtedy on się bardzo Zmiesza.
- Puchatku! – zawołał Prosiaczek... i teraz on z kolei spojrzał z podziwem na Puchatka. – Uratowałeś nas!
- Tak myślisz? – zapytał Puchatek, nie będąc tego zupełnie pewnym.
Za to Prosiaczek był zupełnie pewien. I biegł myślą coraz dalej i dalej, i widział Puchatka i Słonia,  rozmawiających ze sobą, i nagle pomyślał ze smutkiem, jakby to było pięknie, gdyby to on, Prosiaczek, rozmawiał ze Słoniem tak godnie, a nie Puchatek, chociaż on Puchatka bardzo a bardzo kochał. Bo prawdę mówiąc, to on, Prosiaczek, miał więcej rozumu niż Puchatek i rozmowa toczyłaby się lepiej, gdyby on, Prosiaczek, a nie Puchatek, był w niej jedną ze stron. A potem, po jakimś czasie, byłoby tak miło wspominać wieczorami ten dzień, kiedy to tak odważnie rozmawiał ze Słoniem, tak jakby Słonia wcale nie było. Teraz to mu się wydawało takie łatwe. O, Prosiaczek wiedział dokładnie, jak będzie mówił ze Słoniem:
SŁOŃ (żarłocznie): Ho-ho!
PROSIACZEK (od niechcenia): Tra-la-la! Tra-la-la!
SŁOŃ (zdziwiony i już nie tak pewny siebie): Ho-ho!
PROSIACZEK (coraz bardziej lekceważąco): Ta-ram-pa-pam, ta-ram-pam-pam.
SŁOŃ (zaczyna mówić”ho-ho” i zmienia to niezręcznie w chrząkanie): Hm... Co to wszystko znaczy?
PROSIACZEK (zdziwiony): Och, to jest po prostu pułapka, którą zastawiłem, i czekam na Słonia, żeby się w nią złapał.
SŁOŃ (ogromnie zmieszany): Ooo... (Po długim milczeniu). Czy to prawda?
PROSIACZEK: Tak.
SŁOŃ (niespokojnie): O! Myślałem... myślałem, że to jest pułapka, którą ja zastawiłem, żeby nałapać Prosiaczków.
PROSIACZEK (zdziwiony): Ale skąd?
SŁOŃ: W takim razie przepraszam. (Usprawiedliwiając się). Musiałem... musiałem się pomylić.
PROSIACZEK: Mam wrażenie, że tak. (Uprzejmie). Bardzo mi przykro. (Nuci pod nosem).
SŁOŃ: W takim razie myślę, że będzie lepiej, jeśli sobie pójdę.
PROSIACZEK (niedbale): Cóż, jeśli musisz – to trudno. A gdybyś przypadkiem zobaczył Krzysia, to powiedz mu, że chciałbym się z nim widzieć.
SŁOŃ (skwapliwie i przymilnie): Oczywiście, oczywiście (i pędem ucieka).
PUCHATEK (który miał być nieobecny, ale okazuje się, że bez niego nie można się obejść): Ach, Prosiaczku, jakiś ty dzielny i mądry!
PROSIACZEK (skromnie): Och, wcale nie, Puchatku. (I potem, gdy zjawia się Krzyś, Puchatek może mu o wszystkim opowiedzieć).
Kiedy Prosiaczek tak sobie rozkosznie marzył, a Puchatek zastanawiał się znowu, czy było ich czternaście, czy piętnaście, Poszukiwania Małego trwały w dalszym ciągu po całym Lesie. Mały w rzeczywistości nazywał się Bardzo Mały Żuczek, ale dla skrótu nazywano go po prostu Mały, jeśli w ogóle cokolwiek mówiło się o nim, co zresztą rzadko się zdarzało.
A było to tak, że Mały stał sobie przez chwilę z Krzysiem, a potem poszedł, by obejść krzak jałowca dookoła dla wprawy, i zamiast wrócić z drugiej strony, jak się można było tego spodziewać, nie wrócił i nikt nie wiedział, co się z nim stało.
- Myślę, że on po prostu poszedł do domu – powiedział Krzyś do Królika.
- Czy powiedział ci na odchodnym „Do widzenia i dziękuję za mile spędzony czas”? – zapytał Królik.
- Powiedział tylko „cześć” i poszedł – odparł Krzyś.
- Aha – rzekł Królik. A po krótkim namyśle mówił dalej: - A czy dostałeś od niego potem bilecik, w którym pisał, jak bardzo mu było miło i jak żałuje, że musiał tak nagle odejść?
Krzyś powiedział, że nie dostał.
- Aha – rzekł Królik z bardzo ważną miną. – Widzę, że to sprawa poważna. Mały zaginął. Musimy natychmiast rozpocząć Poszukiwanie zaginionego. Krzyś, który myślał o czym innym, powiedział: - Gdzie jest Puchatek? – Ale Królika już nie było. Więc wrócił do domu i zrobił rysunek, na którym był wyobrażony Puchatek idący na spacer około siódmej rano. A potem wdrapał się na wierzchołek drzewa i zlazł na dół, a potem pomyślał, co też Puchatek może teraz robić, i poszedł do Lasu, żeby się z nim zobaczyć. Wkrótce doszedł do miejsca, gdzie był Piaszczysty Dół, zajrzał do środka, a w tym Dole leżeli Puchatek z Prosiaczkiem grzbietami do góry i spali w najlepsze.
- Ho-ho! – zawołał Krzyś na cały głos.
Prosiaczek ze Zdumienia i Strachu poderwał się na pół łokcia w górę, ale Puchatek spał dalej.
„To Słoń” – pomyślał Prosiaczek z niepokojem, po czym chrząknął z lekka, tak żeby ani jedno słowo nie uwięzło mu w gardle najspokojniej w świecie i całkiem po prostu powiedział: - Tra-la-la, tra-la-la – czyli to, co o tym właściwie myślał. Ale nie rozglądał się przy tym dookoła, bo jeśli ktoś rozgląda się dookoła i zobaczy nagle Groźnego Słonia, patrzącego z góry, to może czasami zapomnieć o tym, co miał do powiedzenia.
- Rum-tum-tum, tra-la-bum – zanucił Krzyś głosem niby Puchatka, ponieważ Puchatek ułożył kiedyś piosenkę, która brzmiała:

                                       Tra-la-la, tra-la-la
                                       Tra-la-la, tra-la-la,
                                       Rum-tum-tum, tra-la-bum.
Więc Krzyś, ile razy ją śpiewał, zawsze robił to głosem Puchatka, co zdaje się w ten sposób najlepiej wychodzi.
„Powiedział nie to, co trzeba – pomyślał Prosiaczek zatroskany – powinien był powiedzieć jeszcze "ho-ho", więc może będzie lepiej, jeśli ja powiem to za niego...” – I w najdzikszy sposób, na jaki tylko mógł się zdobyć, powiedział: - Ho-ho!
- Skąd się tam wziąłeś, Prosiaczku? – zapytał Krzyś swoim zwykłym głosem.
„To Straszne – pomyślał Prosiaczek. – Ten Słoń najpierw udaje głos Puchatka, a potem mówi głosem Krzysia i robi to po to, żeby mnie zmylić”. I już Zupełnie Zmylony, powiedział prędziutko i piskliwie:
- To jest pułapka na Misie i ja czekam, żeby w nią wpaść, ho-ho! Co to wszystko znaczy i potem ja powiem „ho-ho” jeszcze raz!
- Co takiego? – spytał Krzyś.
- Pułapka na ho-honie – powiedział Prosiaczek zachrypłym ze strachu głosem. – Ja ją własnie zastawiłem i czekam na ho-honia, żeby przyszedł. Nie wiem, jak długo Prosiaczek zachowywałby się w ten sposób, ale w tej samej chwili Puchatek obudził się gwałtownie i powiedział, że było ich szesnaście. Więc podniósł się i gdy wykręcił głowę tak, żeby podrapać się w to niewygodne miejsce w samym środku grzbietu, gdzie coś go łaskotało, naraz ujrzał Krzysia.
- Jak się masz! – zawołał radośnie.
- Jak się masz, Puchatku!
Prosiaczek spojrzał w górę i nagle zrobiło mu się tak Głupio i Nieprzyjemnie, że postanowił już prawie uciec do Morza i zostać Marynarzem, gdy nagle coś zobaczył.
- Puchatku! – zawołał. – Coś ci łazi po grzbiecie.
- I ja też tak sobie myślałem – rzekł Puchatek.
- Krzysiu, znalazłem Małego! – zawołał Prosiaczek.
- Brawo, Prosiaczku – rzekł Krzyś.
I po tych dwóch pełnych otuchy słowach Prosiaczek poczuł się znów szczęśliwy i postanowił, że już nie będzie Marynarzem. Więc gdy Krzyś dopomógł im wydostać się z Piaszczystego Dołu, wszyscy trzej poszli sobie razem, trzymając się za ręce.
A w dwa dni potem Królik spotkał przypadkiem w Lesie Kłapouchego.
- Dzień dobry, Kłapouchy! – powiedział. – Czego szukasz?
- Czyś ty rozum stracił? – oburknął go Kłapouchy. – Czego miałbym szukać, jak nie Małego?
- Ale czy ci nie mówiłem? – powiedział Królik. – Mały został odnaleziony dwa dni temu.
Nastąpiła chwila milczenia.
- Ha-ha – powiedział Kłapouchy gorzko. – Dobry kawał. Tylko nie tłumacz się, proszę. To było do przewidzenia.
A. A. Milne

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Drukuj