niedziela, 1 kwietnia 2012

Bajki na dobranoc - Chatka Puchatka - rozdział II

Rozdział II, w którym Tygrys przybywa do Lasu i zjada śniadanie

Kubuś Puchatek zbudził się nagle wśród nocy i zaczął nasłuchiwać. Potem wyszedł z łóżka, zapalił świecę i poszedł do spiżarni, aby sprawdzić, czy nikt się nie dobiera do jego miodu. Nikt się nie dobierał, więc podreptał z powrotem, wrócił do łóżka i zgasił świecę. I znów usłyszał rumor.
- Czy to ty, Prosiaczku? – zapytał.
Ale to nie był Prosiaczek.
- Wejdź, Krzysiu – powiedział.
Ale Krzyś nie wchodził.
- Jutro mi o tym opowiesz, Kłapouszku – rzekł Puchatek sennie.
Ale rumor nie ustawał.
- Uorrauorrauorrauorrauorrra... – mówiło to Niewiadomoco za drzwiami i Puchatek poczuł nagle, że wcale nie jest śpiący.
„Co to może być? – medytował. – Znam najrozmaitsze dźwięki w lesie, ale tego jeszcze nie słyszałem. Nie jest to warczenie, ani mruczenie, ani szczekanie, ani też chrząkanie, jakie wydaje się przed rozpoczęciem deklamacji wiersza, ale jest to dźwięk, który wydaje bardzo dziwne zwierzę. A ono wydaje ten dźwięk tuż pod moimi drzwiami, więc wstanę i poproszę je, żeby przestało”.
Puchatek wstał z łóżka i otworzył drzwi.
- Hej! – zawołał na wypadek, gdyby coś było za drzwiami.
- Hej! – odpowiedziało Niewiadomoco.
- Oho – rzekł Puchatek do siebie i znów zawołał: - Hej!
- Hej!
- Aha, to ty! – powiedział Puchatek. – Hej!
- Hej! – odpowiedziało Bardzo Dziwne Zwierzę, zastanawiając się nad tym, jak to długo jeszcze potrwa.
Puchatek miał właśnie po raz czwarty powiedzieć „hej”, ale postanowił tego nie robić i zapytał:
- Kto tam?
- Ja – odpowiedział głos.
- Aha – rzekł Puchatek – proszę wejść.
Więc Niewiadomoco weszło i przy świetle świecy spoglądało na Puchatka, a Puchatek na Niewiadomoco.
- Jestem Puchatek – rzekł Puchatek.
- Jestem Tygrys – powiedział Tygrys.
- Aha – powiedział Puchatek, bo nigdy przedtem takiego zwierzęcia nie widział. – Czy Krzyś cię zna?
- Pewnie, że zna – odparł Tygrys.
- No dobrze – powiedział Puchatek – teraz jest noc, czyli odpowiednia pora, żeby spać. A jutro rano będziemy mieli miód na śniadanie. Czy Tygrysy lubią miód?
- Tygrysy wszystko lubią – odpowiedział tygrys radośnie.
- Dobrze, więc jeśli lubią spać na podłodze, to ja sobie wrócę do łóżeczka – rzekł Puchatek. – A jutro rano będziemy wyprawiać rozmaite figielki. Dobranoc!
Z tymi słowami wrócił do łóżka i zasnął. Gdy obudził się z rana, pierwszą rzeczą, jaką zobaczył, był Tygrys siedzący przed lustrem i patrzący na swoje odbicie.
-  Dzień dobry! – rzekł Puchatek.
- Dzień dobry! – rzekł Tygrys. – Znalazłem kogoś zupełnie takiego samego jak ja. A myślałem, że więcej takich nie ma.
Puchatek wstał z łóżeczka i zaczął tłumaczyć Tygrysowi, co to jest lustro. I właśnie w najciekawszym miejscu tygrys powiedział:
- Przepraszam cię na chwilkę, ale coś wlazło na stół. – I z głośnym „uorrauorrauorrauorra” przyskoczył do brzegu obrusa, ściągnął go na ziemię, owinął się nim trzy razy, poturlał się na drugi koniec pokoju i po straszliwej walce wydobył głowę na światło dzienne i zawołał z triumfem: - Zwyciężyłem!
- To jest mój obrus – powiedział Puchatek, biorąc się do odwijania Tygrysa.
- Byłem ciekaw, co to jest – rzekł Tygrys – rzekł Tygrys.
- To, co kładzie się na stół i na tym stawia się rozmaite rzeczy.
- Więc dlaczego to próbowało mnie schwytać, kiedy byłem odwrócony?
- Może zdawało ci się, że próbowało – odparł Puchatek.
- Na pewno próbowało, tylko mu się to nie udało.
Puchatek rozłożył obrus na stole i postawił na nim spory garnuszek miodu i razem z Tygrysem zasiedli do śniadania. I gdy tylko siedli, Tygrys nabrał pełne usta miodu... po czym spojrzał w sufit z głową przechyloną na bok, mlasnął parę razy językiem i powiedział stanowczym tonem:
- Tygrysy nie lubią miodu.
- Ach – rzekł Puchatek i starał się, aby to zabrzmiało Smutno i Żałośnie – myślałem, że one lubią wszystko.
- Wszystko prócz miodu – powiedział Tygrys.
Puchatek był z tego poniekąd zadowolony i oświadczył, że gdy tylko skończy śniadanie, zaprowadzi Tygrysa do Prosiaczka i Tygrys będzie mógł spróbować Prosiaczkowych żołędzi.
- Dziękuję ci, Puchatku – powiedział Tygrys – bo żołędzie to jest coś, co Tygrysy lubią najbardziej.
Więc po śniadaniu poszli do Prosiaczka i po drodze Puchatek tłumaczył Tygrysowi, że Prosiaczek jest Bardzo Małym Zwierzątkiem, które nie lubi brykania, i prosił go, aby przynajmniej z początku nie był zbyt Rozbrykany. A Tygrys, który chował się za drzewa i wskakiwał na cień Puchatka, gdy ten cień patrzył w inną stronę, powiedział, że Tygrysy bywają Rozbrykane jedynie przed śniadaniem i kiedy tylko zjedzą trochę żołędzi, stają się Spokojne i Opanowane. Wreszcie doszli do domu Prosiaczka i zapukali do drzwi.
- Dzień dobry, Puchatku! – rzekł Prosiaczek.
- Dzień dobry, Prosiaczku! To jest Tygrys.
- Ach, czy tak? – rzekł Prosiaczek i przemknął na drugi koniec stołu. – Myślałem, że Tygrysy są mniejsze.
- Ho-ho! – zaśmiał się Tygrys. – Ale nie z tych wielkich!
- Tygrysy lubią żołędzie – powiedział Puchatek – i właśnie dlatego przyszliśmy, bo biedny tygrysek nie jadł dziś jeszcze śniadania.
Prosiaczek podsunął Tygrysowi salaterkę żołędzi i powiedział – Pozwól, proszę – po czym przytulił się do Puchatka i, czując się znacznie mężniejszym, powiedział jakby od niechcenia:
- Więc ty jesteś Tygrys? To świetnie.
Ale Tygrys nic na to nie odpowiedział, bo miał usta pełne żołędzi.
Przez jakiś czas słychać było chrupanie, po czym Tygrys powiedział:
- Y-ggy-hy-e-u-ią-o-ę-i...
A gdy Puchatek z Prosiaczkiem spytali: - Co takiego? – Tygrys powiedział: - Pchepracham – i wyszedł na chwilę z pokoju.
Gdy wrócił, powiedział stanowczym tonem:
- Tygrysy nie lubią żołędzi.
- Przecież mówiłeś, że lubią wszystko prócz miodu – powiedział Puchatek.
- Wszystko prócz miodu i żołędzi – wyjaśnił Tygrys.
Gdy Puchatek to usłyszał, powiedział – Aha, rozumiem. – A Prosiaczek, który był poniekąd zadowolony z tego, że Tygrysy nie lubią żołędzi, zapytał: - Więc może lubią oset?
- Dobrze trafiłeś – rzekł Tygrys – bo właśnie oset to jest coś, co Tygrysy lubią najbardziej.
- Więc chodźmy do Kłapouchego – zaproponował Prosiaczek.
I wszyscy trzej poszli, i po długim, długim chodzeniu doszli do miejsca, gdzie mieszkał Kłapouchy.
- Dzień dobry, Kłapouchy! – powiedział Puchatek. – To jest Tygrys.
- Co to jest Tygrys? – spytał Kłapouchy.
- To – wyjaśnili Prosiaczek z Puchatkiem jednocześnie, a Tygrys uśmiechnął się swym najbardziej pogodnym uśmiechem i nic nie mówił.
Kłapouchy obszedł Tygrysa raz dookoła, potem zawrócił i obszedł go drugi raz w przeciwną stronę.
- Co to jest to, co powiedziałeś? – zapytał.
- Tygrys.
- Aha – powiedział znów Kłapouchy.
- On właśnie przyszedł – objaśnił Prosiaczek.
- Aha – powiedział znów Kłapouchy.
Milczał przez długi czas i wreszcie zapytał:
- A kiedy on sobie pójdzie?
Puchatek wyjaśnił Kłapouchemu, że Tygrys jest wielkim przyjacielem Krzysia i że przybył do Lasu, żeby w nim zostać. A Prosiaczek wyjaśnił Tygrysowi, że nie powinien zwracać uwagi na to, co mówi Kłapouchy, bo on już zawsze jest taki ponury. A Kłapouchy wyjaśnił Prosiaczkowi, że odwrotnie, jest właśnie w wyjątkowo pogodnym usposobieniu dzisiejszego poranka. A Tygrys wyjaśnił wszystkim obecnym, że nie jadł dziś jeszcze śniadania.
- Wiedziałem, żeśmy po coś przyszli – rzekł Puchatek. – Tygrysy zawsze jedzą oset i dlatego przyszliśmy do Ciebie, Kłapouszku.
- Nie podkreślaj tego, Puchatku.
- Ach, Kłapouszku, wcale nie chciałem przez to powiedzieć, że nie chciałem cię widzieć.
- Dobrze już, dobrze. Więc twój nowy pręgowany przyjaciel chciałby, oczywiście, zjeść śniadanie? Jak on się nazywa – mówiłeś?
- Tygrys.
- Więc pójdź za mną, Tygrysie.
Kłapouchy zaprowadził go dróżką wiodącą do kępy ostów o wyglądzie tak ostowatym, jak chyba żadne inne osty na świecie. I wskazując na nie kopytem, powiedział:
- Tę małą kępkę przechowywałem na dzień moich urodzin. Ale zresztą... czym są urodziny? Dziś są, jutro ich nie ma. Pozwól, Tygrysie.
Tygrys podziękował mu i spojrzał z niepokojem na Puchatka.
- Czy to naprawdę oset? – szepnął.
- Tak – odpowiedział Puchatek.
-To, co Tygrysy lubią najbardziej?
- Tak jest – odpowiedział Puchatek.
- Aha – rzekł Tygrys.
Nabrał pełne usta i zaczął chrupać.
- Aj! – wrzasnął nagle.
Usiadł i wsadził łapkę do mordki.
- Co się stało? – spytał Puchatek.
- Kłuje! – wybełkotał Tygrys.
- Twój przyjaciel – rzekł Kłapouchy – wygląda, jakby ugryzł pszczołę.
Przyjaciel Puchatka przestał potrząsać głową, aby  powyjmować kolce, i wyjaśnił, że Tygrysy nie lubią ostu.
- Więc po co było marnować mój znakomity oset? – zapytał Kłapouchy.
- Ale przecież mówiłeś – zaczął Puchatek – sam mówiłeś, że Tygrysy lubią wszystko prócz miodu i żołędzi.
- I ostu – rzekł Tygrys, który właśnie zaczął biegać w kółko z wywieszonym językiem.
Puchatek spojrzał na niego ze smutkiem.
- Co my teraz zrobimy? – spytał Prosiaczka.
Prosiaczek miał na to gotową odpowiedź i powiedział wręcz, że trzeba pójść do Krzysia.
- Krzyś jest teraz u Mamy-Kangurzycy. Tam go znajdziecie – powiedział Kłapouchy. Po czym zbliżył się do Puchatka i rzekł głośnym szeptem: - Czy mógłbyś poprosić twojego przyjaciela, żeby się gimnastykował gdzie indziej? Za chwilę będę jadł śniadanie i nie chce, żeby mi ktokolwiek skakał po nim. To taki drobiazg, po prostu mój kaprys, ale każdy z nas ma swoje małe przyzwyczajenia.
Puchatek kiwnął głową uroczyście i zawołał Tygrysa:
- Idziemy do Kangurzycy! Tam na pewno znajdziemy moc pyszności na śniadanie.
Tygrys przestał brykać przez chwilę i podszedł do Puchatka i Prosiaczka.
- Kłuje!- wyjaśnił z uśmiechem. – Chodźmy! – i popędził naprzód.
Puchatek z Prosiaczkiem powoli poszli za nim. I kiedy szli, Prosiaczek nic nie mówił, bo o niczym nie mógł myśleć, a Puchatek nic nie mówił, bo myślał o nowym wierszyku. A kiedy go już wymyślił, zaczął mówić: 
 Co poczniemy z Tygryskiem, gdy nam jeść nic nie będzie?
 Nie smakuje mu miodek, nie smakują żołędzie...
I powiada, że nie chce na śniadanie jeść ostu
Jeszcze mały Tygrysek schudnie nam z tego postu.
Gardzi miodem – szalony! Zje żołędzi - i pluje,
I na oset się krzywi, i powiada że kłuje.
 A Tygrys przez cały czas brykał i skakał przed nimi, oglądając się co chwila i dopytując się, czy to jeszcze daleko. Wreszcie przyszli do Kangurzycy, gdzie zastali Krzysia. Tygrys podbiegł do niego w podskokach.
- A, jesteś, Tygrysie – powiedział Krzyś. – Wiedziałem, że gdzieś jesteś.
- Chciałem coś znaleźć w Lesie – rzekł Tygrys z ważną miną. – Znalazłem jednego Puchatka, jednego prosiaczka i jednego kłapoucha, ale do jedzenia nic nie znalazłem.
Nadeszli Puchatek z Prosiaczkiem, uściskali Krzysia i wyjaśnili mu, co się stało.
- Czy wiesz czasem, co lubią Tygrysy? – spytał Puchatek.
- Zdaje się, że gdybym dobrze o tym pomyślał – odparł Krzyś – obym wiedział, ale Tygrys chyba wie.
- Wiem – odpowiedział Tygrys – wszystko, co tylko jest na świecie, prócz miodu, żołędzi i... no, jak się nazywały te kłujące kuleczki?
- Oset.
- Tak, i prócz ostu.
- Więc może Mama-Kangurzyca da ci coś do zjedzenia?
Weszli do domu Mamy-Kangurzycy i potem, gdy Maleństwo powiedziało raz: „Jak się masz, Puchatku!” i raz: „Jak się masz, Prosiaczku!”, i „Jak się masz, Tygrysku!” dwa razy, ponieważ mówiło to pierwszy raz w życiu i brzmiało to bardzo zabawnie – i gdy Kangurzyca dowiedziała się, o co chodzi, powiedziała bardzo serdecznie:
- Doskonale, zajrzyj sobie do spiżarni, kochany Tygrysku, i powiedz na co miałbyś ochotę.
Bo Kangurzyca wiedziała dobrze, że choć Tygrys wyglądał na dużego, trzeba mu okazać tyleż czułości, co i Maleństwu.
- Czy ja też mogę zajrzeć? – spytał Puchatek, który właśnie odczuwał zbliżanie się jedenastej godziny. Poszedł więc do spiżarni, gdzie znalazł puszkę powideł, a ponieważ coś zdawało mu się mówić, że Tygrysy tego nie lubią, więc odstawił ją na bok, do kącika, i potem wrócił sprawdzić, czy ktoś tego przypadkiem nie wyjadł.
A Tygrys im bardziej wsadzał nos tu, a łapę tam, tym więcej znajdował rzeczy, których Tygrysy nie lubią. I gdy przeszukał już całą spiżarnię i nie znalazł nic do jedzenia, odezwał się do Kangurzycy:
- No i co teraz będzie?
Tymczasem Kangurzyca z Krzysiem i Prosiaczkiem otoczyli Maleństwo i patrzyli, jak ono pije Tran. A Maleństwo jęczało: - Ojej, kiedy nie mogę... – a Kangurzyca mówiła: - No weź, kochane Maleństwo, przypomnij sobie, coś mi przyrzekło.
- Co to jest? – spytał szeptem Tygrys Prosiaczka.
- To Wzmacniające Lekarstwo Maleństwa – odparł Prosiaczek także szeptem – ono tego nie cierpi.
Wówczas Tygrys zbliżył się do Maleństwa, przechylił się przez poręcz jego wysokiego krzesełka, wysunął język i mlasnął głośno. Kangurzyca podskoczyła do góry, krzyknęła „ach!” i chwyciła łyżkę akurat w tej chwili, gdy ta znikała w mordce Tygrysa, i wydobyła ją szczęśliwie z powrotem. Ale tranu już nie było.
- Kochany Tygrysku – szepnęła Kangurzyca.
- Wziął, wziął, wziął moje lekarstwo, wziął moje lekarstwo, wziął moje lekarstwo – zaśpiewało uszczęśliwione Maleństwo, myśląc, że to był wspaniały żart.
A Tygrys spojrzał w sufit, z błogim uśmiechem przymknął oczy i zaczął obracać językiem w mordce, zlizując resztki lekarstwa tak, żeby nawet ani odrobinki nie stracić. Po czym powiedział:
- To właśnie lubią Tygrysy.

 I oto dlaczego Tygrys zamieszkał na stałe u Mamy-Kangurzycy i co dzień na śniadanie, na obiad i kolację dostawał Tran. A czasem, gdy Kangurzyca uważała, że trzeba mu dać coś na wzmocnienie, dostawał po jedzeniu jako lekarstwo jedną lub dwie łyżki stołowe kakao, które Maleństwo piło na śniadanie.
- Chociaż, moim zdaniem – powiedział Prosiaczek do Puchatka – on jest już dostatecznie wzmocniony.
A. A. Milne

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Drukuj