W końcu jakiś słoneczny dzień:) Po przedszkolu zabrałam łupieże na plac zabaw. Śmiechu, krzyku i pisku było co niemiara:) Stęsknione bachorki z radością powitały zjeżdżalnię, huśtawki i karuzelę. Siłą musiałam ich ściągać z drabinek, bo po godzince dokazywania byli cali spoceni a gile wisiały im prawie do pasa. Może wreszcie ta wiosna zdecyduje się przyjść:)))
Nasz domowy hiacynt też zdecydował się zakwitnąć i nieśmiało zaczyna się rozwijać:
A wsadzone wczoraj do wazonu gałązki bzu mają już dzisiaj piękne pąki:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz