niedziela, 4 marca 2012

Bajki na dobranoc - Kubuś Puchatek - rozdział X

Rozdział X, w którym Krzyś wydaje przyjęcie na cześć Puchatka, i tu się żegnamy

Pewnego dnia, gdy słońce znów ukazało się nad Lasem, przynosząc z sobą majowe wonie, a leśne strumyki szemrały radośnie, że znowu są śliczne, tak jak dawniej; gdy małe kałuże leżały sobie spokojnie, śniąc o tym, co widziały, i o przygodach, których zaznały; gdy w cieple i ciszy Lasu kukułka ostrożnie próbowała swego głosu i nasłuchiwała uważnie, jak też on brzmi; gdy leśne gołębie użalały się między sobą i gruchały łagodnie o tym, że to była, oczywiście, wina tamtego i owego, ale że to nie ma większego znaczenia - otóż jednego z takich dni Krzyś gwizdnął w umówiony sposób i w chwilę potem przyfrunęła Sowa ze Stumilowego Lasu, aby dowiedzieć się, czego się od niej żąda.
- Sowo - powiedział Krzyś - urządzam wielkie przyjęcie.
- Ty? Ty urządzasz przyjęcie? - spytała Sowa.
- Tak. I to będzie wielkie przyjęcie na cześć tego, że Puchatek zrobił to, co zrobił, żeby wyratować Prosiaczka z powodzi.
- Ach, to dlatego, że zrobił to, co zrobił?
- Tak. Więc jak najprędzej daj znać Puchatkowi i wszystkim innym. Bo to przyjęcie odbędzie się jutro.
- Czyżby, rzeczywiście, w samej rzeczy? - dopytywała się Sowa.
- Więc bądź tak dobra, Sowo, i zawiadom ich wszystkich. Sowa próbowała pomyśleć o czymś strasznie mądrym do powiedzenia, ale nic nie wymyśliła, więc pofrunęła, żeby zaprosić gości. I pierwszą osobą, którą spotkała, był Puchatek.
- Puchatku - rzekła - Krzyś wydaje wielkie przyjęcie.
- O - rzekł Puchatek i widząc, że Sowa oczekiwała od niego, że powie co innego, powiedział: - A czy będą tam takie małe słodkie przedmiociki z różowym lukrem na wierzchu?
Sowa czuła, że to jest stanowczo poniżej jej godności mówić o jakichś małych przedmiocikach z różowym lukrem na wierzchu, więc powtórzyła Puchatkowi to, co mówił Krzyś i pofrunęła do Kłapouchego.
"Przyjęcie na Moją cześć? - myślał Puchatek idąc. - To niesłychane!" - i zaczął rozmyślać, czy inne zwierzęta dowiedzą się o tym, że to będzie uroczystość specjalnie urządzona na jego cześć, i czy Krzyś opowiedział im o "Pływającym Misiu" i o "Rozumku Puchatka", i o wszystkich cudownych statkach, jakie
on, Puchatek, wynalazł i na jakich pływał. I pomyślał jeszcze, jakie by było straszne, gdyby Krzyś zapomniał o tym powiedzieć i gdyby nikt nie wiedział dokładnie, na czyją cześć jest przyjęcie. I im bardziej o tym myślał, tym bardziej wszystko mieszało mu się w głowie jak sen, w którym wszystko dziwnie się ze sobą plącze. I sen zaczął wyśpiewywać siebie samego w jego głowie, aż stał się czymś w rodzaju piosenki. Była to:
PIOSENKA ZATROSKANEGO PUCHATKA
Hejże ha! Niech żyje Miś!
(Kto? Kto taki? Co za Miś?)
Miś Puchatek, chyba wiecie.
Kubuś znany w całym świecie.
(Kubuś? Znany? Co to znaczy?)
Owszem, znany. Nie inaczej.
(Z czego?)
Zaraz wytłumaczę.
Więc ten Kubuś, jak to bywa,
Choć nie umiał wcale pływać
I choć nie miał żadnej łodzi,
Uratował od powodzi
Serdecznego przyjaciela.
To nie żadna bagatela...
(Jak to zrobił ten Puchatek?)
Więc wynalazł taki statek,
Nie łodzisko jakieś marne,
Lecz wspaniały okręt-garnek.
No i właśnie tym zasłynął,
Że po prostu nim popłynął.
(O kim mowa?)
O Puchatku. O Kubusiu. O niedźwiadku.
O tym Misiu, mężnym, znanym,
Co miał Rozum Niesłychany,
O tym, co jak głosi wieść,
Ponad wszystko lubił jeść
I był gruby jak baryłka.
(Czy to czasem nie pomyłka?
Czy na pewno to ten sam?)
Przecież ja go dobrze znam!
Tak, to Kubuś, Miś Puchatek,
Wielki mędrzec i bohater,
A więc, panie i panowie,
Pijmy teraz jego zdrowie!
Gdy Puchatek tak sobie pomrukiwał, Sowa rozmawiała z Kłapouchym.
- Kłapouchy - rzekła Sowa - Krzyś wydaje wielkie przyjęcie.
- To ciekawe - powiedział Kłapouchy - pewnie znowu chcieliby mnie posadzić między te małe kawałeczki, które pętały się za nami. W każdym razie dziękuję za Łaskawą Pamięć. I proszę cię, nie mów mi już o tym.
- Jest zaproszenie dla ciebie.
- Co takiego?
- Zaproszenie.
- Tak, już słyszałem. A kto mi to podsypie?
- To nie jest nic do jedzenia. To znaczy, że ciebie się prosi na przyjęcie. Jutro. Kłapouchy smutno potrząsnął głową.
- Masz chyba na myśli Prosiaczka. Tego małego z niespokojnymi uszami. To na pewno chodzi o Prosiaczka. Mogę mu to powtórzyć.
- Ależ nie - rzekła Sowa już bardzo zirytowana - tu chodzi o ciebie.
- Czy jesteś tego pewna?
- Najzupełniej. Krzyś powiedział: "Zawiadom ich wszystkich". Najwyraźniej: "Ich wszystkich".
- Ich wszystkich prócz Kłapouchego? - powiedział Kłapouchy z goryczą.
- Ich wszystkich, i basta! - huknęła Sowa ze złością.
- Ach - westchnął Kłapouchy. - To z pewnością nieporozumienie, ale mimo to przyjdę. Tylko nie miejcie do mnie żalu, jeśli będzie padał deszcz. 
Ale deszcz nie padał. Ustawiono długi stół na trawie, pod drzewem, i wszyscy siedli dokoła. Krzyś usiadł na jednym końcu, a Puchatek na drugim, a między nimi z jednej strony siedziała Sowa Przemądrzała, Kłapouchy i Prosiaczek, a z drugiej - Królik i Mama-Kangurzyca z Maleństwem. A wszyscy krewni-i-znajomi Królika rozsiedli się na trawie i czekali z utęsknieniem, aby ktoś do nich przemówił albo coś zrzucił ze stołu, albo zapytał ich, która godzina.
Było to pierwsze przyjęcie, na jakim było Maleństwo. Toteż było ono z tego powodu niesłychanie przejęte. Gdy wszyscy zasiedli do stołu, Maleństwo zaczęło gadać:
- Jak się masz, Puchatku! - zapiszczało.
- Jak się masz, Maleństwo! - odpowiedział Puchatek. Maleństwo podskoczyło parę razy na swoim wysokim krzesełku i zaczęło znowu.
- Jak się masz, Prosiaczku! - zapiszczało.
Prosiaczek skinął mu tylko z daleka łapką, bo był zanadto zajęty, żeby cokolwiek powiedzieć.
- Jak się masz, Kłapouchy! - zapiszczało Maleństwo. Kłapouchy posępnie skinął głową.
- Zaraz będzie deszcz - powiedział - jeśli już nie pada. Maleństwo spojrzało, czy deszcz nie pada. A ponieważ nie padał, zapiszczało:
- Jak się masz, Sowo!
- Jak się masz, mały bąku! - odpowiedziała Sowa bardzo uprzejmie i dalej opowiadała Krzysiowi o pewnym wypadku, który o mało co nie przytrafił się jednej z jej przyjaciółek, której Krzyś nie znał; a Mama-Kangurzyca powiedziała do swego Maleństwa: - Najpierw wypij mleczko, kochanie, a potem rozmawiaj! - I maleństwo, które właśnie piło swoje mleczko, powiedziało, że ono może robić i jedno, i drugie naraz... i trzeba je było potem przewrócić na grzbiecik i dość długo suszyć. Gdy wszyscy już sobie dobrze
podjedli, Krzyś zastukał łyżką w stół i wszyscy zamilkli z wyjątkiem Maleństwa, które właśnie kończyło głośny atak czkawki i starało się zrobić taką minę, jakby się to wydarzyło jednemu z Krewnych-i-Znajomych Królika.
- Dzisiejsze przyjęcie - powiedział Krzyś - urządzone jest na cześć tego, co ktoś zrobił, i wszyscy wiemy, kto jest ten ktoś, i to jest jego przyjęcie, bo urządzone jest na cześć tego, co on zrobił. A ja mam dla niego prezent i zaraz mu go dam. - Potem rozejrzał się wokoło i szepnął: - Gdzie on mi się podział?
Kiedy Krzyś rozglądał się dokoła, Kłapouchy chrząknął znacząco i zaczął mówić.
- Przyjaciele - powiedział - i wy, licznie tu zgromadzone drobnostki. Jest to dla mnie przyjemność, a raczej była do tej chwili wielka przyjemność widzieć was na przyjęciu urządzonym na moją cześć. To, co zrobiłem, to nic wielkiego. Każde z was na moim miejscu, z wyjątkiem Królika i Sowy, i Kangurzycy,
zrobiłoby to samo. No i Puchatka też. Nie biorę tu, oczywiście, pod uwagę Maleństwa ani Prosiaczka, bo oni są jeszcze za mali. Każdy z was, powtarzam, na moim miejscu zrobiłby to samo. Lecz właśnie przydarzyło się to mnie. Nie chodzi mi wcale o to, muszę to powiedzieć z całą stanowczością, za czym rozgląda się w tej chwili Krzyś - to mówiąc przyłożył przednią łapę do pyska i rzekł głośnym szeptem: - Spróbuj poszukać pod stołem - lecz o to, że powinniście wszyscy robić wszystko, aby sobie wzajemnie pomagać. Czuję, że powinniśmy wszyscy...
- Hep! - wyrwało się Maleństwu.
- Fe, Maleństwo! - rzekła Kangurzyca z wymówką.
- Czy to ja? - spytało Maleństwo trochę zdziwione.
- O czym mówi Kłapouchy? - szepnął Prosiaczek do ucha Puchatkowi.
- Nie wiem - odparł z bólem Puchatek.
- Myślałem, że to przyjęcie jest na twoją cześć.
- Kiedyś i ja tak myślałem, ale teraz już nie.
- Wolałbym, żeby to było na twoją cześć niż na Kłapouchego - rzekł Prosiaczek.
- I ja też - powiedział Puchatek.
- Hep! - znów wyrwało się Maleństwu.
- JAK WŁAŚNIE MÓWIŁEM - ciągnął dalej dobitnie i uroczyście Kłapouchy - gdy mi przerwały różne głośne dźwięki, czuję, że powinniśmy...
- Mam, mam! - zawołał Krzyś z przejęciem. - Podajcie to najmilszemu, poczciwemu Puchatkowi. To dla niego.
- Dla Puchatka? - spytał Kłapouchy.
- Oczywiście, dla najlepszego Misia pod słońcem.
- No, cóż? Wiedziałem o tym z góry - westchnął Kłapouchy. - Oto są przyjaciele... Różnie bywa na tym świecie.
Ale nikt nie słuchał tego, co mówił Kłapouchy, bo co chwila rozlegały się okrzyki: "Otwórz to, Puchatku!", "Co tam jest, Puchatku?", "Nie wiem", "Ale ja wiem", "Nie, nie wiesz" - i tym podobne uwagi. A Puchatek otwierał paczuszkę, jak tylko mógł najprędzej, nie przecinając sznurka, bo nigdy nie
wiadomo, na co w domu może się przydać kawałek sznurka.
Gdy Puchatek zobaczył, co jest w paczuszce, o mało co nie przewrócił się z radości. Była to skrzyneczka kolorowych ołówków. Były tam ołówki oznaczone literami M. R. - to znaczy dla Misia Ratownika, na innych znów były litery D. M. - co oznaczało dla Dzielnego Misia. Był tam jeszcze scyzoryk do ostrzenia ołówków i gumka do wycierania tego wszystkiego, co się źle napisało, i linia do rysowania linijek, żeby na nich równo pisać słowa, i podziałka, zrobiona na linii, żeby można nią było wszystko wymierzyć, i Niebieskie Ołówki, i Czerwone Ołówki, i Zielone Ołówki, żeby mówić o rozmaitych rzeczach na niebiesko, na czerwono i na zielono. I każda z tych ślicznych rzeczy leżała w osobnej przegródce, a wieko skrzyneczki zakończone było zameczkiem, żeby można ją było zamknąć. I wszystko to było dla Puchatka.
- Ojej! - powiedział Puchatek.
- Ojej, Puchatku! - powiedzieli wszyscy z wyjątkiem Kłapouchego.
- Dziękuję - powiedział Puchatek.
A Kłapouchy powiedział pod nosem do siebie: - Jakieś sztuczki do pisania. Ołówki i coś tam jeszcze. Mocno przecenione, moim zdaniem. Bzdura. Nic ważnego. A później, gdy wszyscy się już pożegnali i podziękowali Krzysiowi, Puchatek z Prosiaczkiem w złocisty wieczór wracali zamyśleni do domu i przez
dłuższy czas milczeli.
- Powiedz, Puchatku - rzekł wreszcie Prosiaczek - co ty mówisz, jak się budzisz z samego rana?
- Mówię: "Co też dziś będzie na śniadanie?" - odpowiedział Puchatek. - A co ty mówisz, Prosiaczku?
- Ja mówię: "Ciekaw jestem, co się dzisiaj wydarzy ciekawego". Puchatek skinął łebkiem w zamyśleniu.
- To na jedno wychodzi - powiedział.
A co było potem? - spytał Krzyś.
- Kiedy?
- Nazajutrz rano.
- Nie wiem.
- Czy mógłbyś pomyśleć i kiedyś opowiedzieć mnie i Puchatkowi?
- Gdybyście bardzo tego chcieli...
- Puchatek bardzo chce - powiedział Krzyś.
Po czym westchnął głęboko, wziął swego Misia za łapkę i ciągnąc go za sobą, poszedł w stronę drzwi.
Na odchodnym obrócił się i powiedział:
- Czy możesz przyjść do mnie, jak będę w kąpieli?
- Mogę.
- A czy Puchatka skrzyneczka do ołówków była ładniejsza od mojej?
- Była zupełnie taka sama jak twoja, Krzysiu - odpowiedziałem. Krzyś kiwnął główką i wyszedł... a po chwili usłyszałem, jak Kubuś Puchatek - tuk- tuk-tuk - właził za nim po schodach.
A. A. Milne

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Drukuj