Rozdział VIII, w którym Krzyś staje na czele Przyprawy do Bieguna Północnego
Pewnego pięknego poranka Puchatek przydreptał na skraj Lasu, aby się przekonać, czy jego przyjaciel Krzyś interesuje się jeszcze trochę niedźwiadkami. Tego właśnie poranka przy śniadaniu (po prostu trochę marmolady lekko rozsmarowanej na plastrze czy dwóch miodu) Puchatek nagle ułożył nową piosenkę. Zaczynała się ona w ten sposób:
Hejże ha! Niech Kubuś żyje!
Gdy już ułożył tyle, poskrobał się za uchem i tak sobie powiedział: - Początek piosenki jest bardzo dobry, ale co będzie z drugą linijką? - Próbował śpiewać: Hejże ho! dwa czy trzy razy, ale jakoś nic nie pomagało: "Może będzie lepiej - pomyślał - jeśli zaśpiewam Hejże hi! Niech Kubuś żyje!"
I tak zaśpiewał, ale i z tego nic nie wyszło.
- W takim razie - powiedział - pierwszą linijkę zaśpiewam bardzo szybko dwa razy, a może wtedy druga, trzecia i czwarta wymyślą mi się same. Więc dalej:
Hejże ha! Niech Kubuś żyje!
Niechaj tyje, je i pije!
Czy przy środzie, czy przy wtorku
On w miodowym jest humorku.
I niewiele o co dba,
Gdy na nosie miodek ma!
Więc śpiewajcie wszyscy dzisiaj
Hymn na cześć Puchatka-Misia,
Który swe Conieco zje
Za godzinę lub za dwie!
Puchatkowi tak się podobała ta piosenka, że śpiewał ją przez całą drogę, aż zaszedł na skraj Lasu. "I jeśli ją jeszcze parę razy prześpiewam - tak sobie pomyślał - będzie już czas na moje małe Conieco, a wtedy ostatnia linijka nie będzie prawdziwa". Wobec tego zastąpił ją cichym mruczeniem.
Tymczasem Krzyś siedział przed swoim domkiem i wciągał na nogi wysokie buty. Gdy tylko Puchatek ujrzał wysokie buty, wiedział, że zanosi się na daleką Wyprawę, więc grzbietem łapki starł resztę miodu z koniuszka nosa i otrzepał się starannie, żeby wyglądać jak ktoś przygotowany na wszystko.
- Dzień dobry, Krzysiu! - zawołał.
- Jak się masz, Puchatku! Nie mogę wciągnąć tego buta.
- To niedobrze - powiedział Puchatek.
- Może będziesz tak dobry i podeprzesz mnie plecami, bo kiedy tak mocno ciągnę i ciągnę, przewracam się za każdym razem.
Puchatek usiadł, wbił tylne łapki mocno w ziemię i z całych sił napierał grzbietem na plecy Krzysia, a Krzyś pchał plecami grzbiet Puchatka i wciągał swój wysoki but, aż go w końcu wciągnął.
- No, nareszcie - odsapnął Puchatek. - A co teraz będzie?
- Wyruszamy wszyscy na Wyprawę - odparł Krzyś wstając i otrzepując się z piasku.
- Dziękuję ci, Puchatku.
- Wyruszamy wszyscy na przyprawę? - spytał Puchatek z przejęciem. - Nigdy jeszcze nie byłem na żadnej przyprawie.
- Wyprawie, głupi Misiu! To się zaczyna na W.
- Wiem, wiem - rzekł Puchatek. Ale, prawdę mówiąc, to nie wiedział.
- Wyruszamy na odkrycie Bieguna Północnego.
- O - powiedział Puchatek. - A co to jest Biegun Północny?
- To jest coś, co się odkrywa - rzekł Krzyś wymijająco, ale sam nie był pewien, co to znaczy.
- Aha, rozumiem - odpowiedział Puchatek. - A czy niedźwiadki nadają się do tego?
- Naturalnie. I Królik, i Kangurzyca, i wszyscy. I to jest Wyprawa. To właśnie to oznacza. Tacy różni, co idą. A ty byś lepiej zrobił, gdybyś wszystkim dał znać, żeby się przygotowali. A ja sprawdzę, czy moje fuzje są w porządku. Musimy z sobą zabrać Prowianty.
- Co zabrać?
- Rozmaite rzeczy do jedzenia.
- Ach! - zawołał Puchatek uszczęśliwiony. - Myślałem, że powiedziałeś Prowianty. Więc idę i wszystkich zawiadomię. - I poszedł.
Pierwszą osobą, którą spotkał, był Królik.
- Jak się masz, Króliku - powiedział - czy to ty?
- Przypuśćmy, że to nie ja, tylko kto inny - odpowiedział Królik - i co wtedy?
- Mam wiadomość dla Królika.
- Powiedz, to mu powtórzę.
- Idziemy wszyscy na Przyprawę z Krzysiem.
- A co to jest to, na czym będziemy?
- Myślę, że to rodzaj statku - rzekł Puchatek.
- Aha! Rodzaj statku!
- Tak. I odkryjemy Biegun czy coś takiego. Nie wiem dobrze, co to jest, ale mamy to odkryć.
- My? My?
- Tak. I mamy zabrać ze sobą rozmaite Pro-rzeczy do jedzenia na wypadek, gdybyśmy je chcieli zjeść. A teraz idę do Prosiaczka. A ty zawiadom Kangurzycę, dobrze? Pożegnał Królika i poszedł do Prosiaczka.
Prosiaczek siedział na ziemi pode drzwiami swego domu i dmuchał w puszysty mlecz, z którego wróżył sobie, czy to się stanie w tym roku, czy w przyszłym, czy kiedyś, czy nigdy. Dowiedział się właśnie, że nigdy, i starał się przypomnieć sobie, co miało "to" oznaczać, i miał nadzieję, że to nie było nic przyjemnego, gdy nadszedł Puchatek.
- Prosiaczku - powiedział z ożywieniem - idziemy na Przyprawę, wszyscy, ile nas jest, z rozmaitymi rzeczami do jedzenia. Żeby coś odkryć.
- A co odkryć? - zaniepokoił się Prosiaczek.
- Ach, cokolwiek.
- Może coś dzikiego?
- Krzyś nic nie mówił o dzikości. Powiedział tylko, że to się zaczyna na W. Po chwili wszyscy stali już na skraju Lasu gotowi do drogi i Przyprawa ruszyła. Przodem szedł Krzyś z Królikiem, za nimi Puchatek z Prosiaczkiem, a potem Kangurzyca z Maleństwem w kieszeni i Sowa Przemądrzała. Potem Kłapouchy. A na samym końcu szli długim szeregiem wszyscy krewni-i-znajomi Królika.
- Ja ich nie prosiłem - mówił Królik z lekceważeniem w głosie. - Oni przyszli sami. Oni tak zawsze. Niech sobie idą na końcu za Kłapouchym.
- Moim zdaniem - mówił Kłapouchy - to wszystko nie ma sensu. Ja wcale nie chciałem pójść na tę Przy... - jak to Puchatek powiedział. Poszedłem tylko przez grzeczność. Ale trudno, stało się. A jeżeli jestem szarym końcem tej waszej Przy... - jak to się nazywa - to pozwólcie mi być tym szarym
końcem. Ale jeśli za każdym razem, kiedy zechcę usiąść, żeby trochę wypocząć, będę musiał uprzątać co najmniej z półtora tuzina krewnych-i- znajomych Królika, w takim razie to nie jest żadna Przy... - jak to się nazywa - tylko wielki Bałagan. Oto jest moje zdanie.
- Wiem, co masz na myśli - rzekła Sowa. - Jeśli chcesz wiedzieć, jakie jest moje zdanie...
- Nie pytam nikogo o zdanie, tylko mówię swoje. Możemy szukać Bieguna Północnego albo bawić się w Lata ptaszek po ulicy, albo łapać ptaszki w sidła. Jest mi to zupełnie obojętne.
Nagle rozległo się wołanie Krzysia:
- Idziemy!
- Idziemy! - zawołali Prosiaczek z Puchatkiem.
- Idziemy! - huknęła Sowa.
- Ruszamy! - zawołał Królik i razem z Krzysiem pomaszerował na czele Przyprawy.
- Dobrze - powiedział Kłapouchy - chodźmy. Tylko nie miejcie do mnie pretensji, jeśli będzie padał deszcz.
I wyruszyli na odkrycie Bieguna. I gdy tak wędrowali, gawędzili między sobą o tym i o owym, z wyjątkiem Puchatka, który w myśli układał nową piosenkę.
- Mam już pierwszą zwrotkę - rzekł do Prosiaczka. Gdy już sobie w głowie wszystko ułożył.
- Pierwszą zwrotkę czego?
- Mojej piosenki.
- Jakiej piosenki?
- Tej.
- Której?
- Jak jej posłuchasz, Prosiaczku, to ją usłyszysz.
- A skąd wiesz, że ja nie słucham?
Puchatek nie mógł odpowiedzieć na to pytanie, więc zaczął śpiewać:
Wszyscy w długim szli szeregu,
By Północny odkryć Biegun.
Więc na przedzie kroczył Krzyś,
Za nim Królik, potem Miś.
A za Misiem szedł Prosiaczek,
Co wełniany wziął serdaczek.
Gardząc wręcz niebezpieczeństwem
Kangurzyca szła z Maleństwem.
Osioł, Sowa Przemądrzała,
Wykształcona i bywała,
A na końcu - cała klika
Krewnych-i-znajomych Królika.
- Cyt! - szepnął Krzyś obracając się do Puchatka. - Zbliżamy się do Niebezpiecznego Miejsca.
- Cyt! - szepnął Puchatek do Prosiaczka.
- Cyt! - szepnął Prosiaczek do Kangurzycy.
- Cyt! - szepnęła Kangurzyca do Sowy, gdy tymczasem Maleństwo szepnęło cichutko parę razy - cyt! - do siebie samego.
- Cyt! - szepnęła Sowa do Kłapouchego.
- Cyt! - straszliwym głosem wrzasnął Kłapouchy obracając się do wszystkich krewnych-i-znajomych Królika. I - cyt! - szepnęło jedno drugiemu wzdłuż całego szeregu, aż - cyt! - dotarło do ostatniego z nich. A ostatni krewny-i-znajomy Królika był tak przerażony tym, że wszyscy mówią do niego - cyt! -
że schował łebek w małą rozpadlinę w ziemi i siedział tam przez dwa dni, aż niebezpieczeństwo minęło. Potem co tchu wrócił do domu i odtąd resztę życia spędzał spokojnie u boku swojej Cioci. A nazywał się on Alojzy Chrząszcz. I tak wszyscy, ile ich było, doszli do strumyka, który wił się i toczył wśród kamieni. Krzyś zauważył od razu, jakie tu kryją się niebezpieczeństwa.
- W tym miejscu - wyjaśnił - może być Zasadzka.
- Posadzka? - szepnął Puchatek do ucha Prosiaczka.
- Drogi Puchatku - rzekła Sowa tonem wyższości - czyżbyś nie wiedział, co to jest Zasadzka?
- Sowo - rzekł Prosiaczek patrząc na nią surowo - szepnięcie Puchatka było Najzupełniej prywatnym szepnięciem i nie ma żadnego powodu...
- Zasadzka - rzekła Sowa - jest to coś w rodzaju przykrej niespodzianki.
- Tak samo bywa czasami z Posadzką - rzekł Puchatek.
- Zasadzka, jak to właśnie tłumaczyłem Puchatkowi - rzekł Prosiaczek - jest to rodzaj przykrej niespodzianki.
- Jeśli ktoś nagle wyskoczy na ciebie - rzekła Sowa - to jest właśnie Zasadzka.
- To jest właśnie Zasadzka, Puchatku, jeśli ktoś nagle wyskoczy na ciebie - wyjaśnił Prosiaczek.
Puchatek, który teraz wiedział już, czym jest Zasadzka, powiedział, że kiedyś, kiedy spadł z krzesełka, posadzka nagle wyskoczyła na niego i potem przez całe sześć dni miał pełno siniaków.
- Nikt tutaj nie mówi o posadzkach - rzekła Sowa trochę obrażona.
- Ale ja mówię - rzekł Puchatek.
Pełzli cichutko brzegiem strumyka, aż zatrzymali się w miejscu, gdzie rosła miękka, równiutka trawa, na której mogli usiąść i odpocząć. Na komendę Krzysia: - Stać! - wszyscy, ile ich było, usiedli i wypoczywali.
- Myślę - powiedział Krzyś - że teraz powinniśmy zjeść wszystkie nasze Prowianty, żebyśmy nie mieli tyle do dźwigania.
- Zjeść wszystkie nasze co? - spytał Puchatek.
- Wszystko, co wzięliśmy z sobą do jedzenia - wyjaśnił Prosiaczek biorąc się do dzieła.
- To wcale niezła myśl - powiedział Puchatek i też zabrał się do dzieła.
- Czy wszyscy macie coś do jedzenia? - zapytał Krzyś z pełnymi ustami.
- Wszyscy z wyjątkiem mnie - powiedział Kłapouchy. - Jak zwykle. - I spojrzał smętnie po wszystkich zebranych. - Czy nikt z was przypadkiem nie usiadł na kępce ostu?
- Zdaje się, że ja - powiedział Puchatek. - Ajaj! - Po czym wstał i obejrzał się za siebie. - Tak, to ja. Czułem to.
- Dziękuję ci, Puchatku, jeśli już masz tego dosyć. - To mówiąc, zbliżył się do miejsca, gdzie przed chwilą siedział Puchatek, i zaczął zajadać.
- Oset, moi drodzy, nie ma żadnego pożytku z tego, kiedy się na nim siedzi - mówił Kłapouchy spoglądając w górę i chrupiąc. - To odbiera mu życie. Pamiętajcie o tym wszyscy na przyszłość. I miejcie trochę względów, trochę troski o innych. W tym cała rzecz. Gdy Krzyś skończył śniadanie, szepnął coś do ucha Królikowi, a Królik powiedział: - Tak, tak, oczywiście - i poszli razem w górę strumienia.
- Nie chciałem, żeby inni słyszeli - powiedział Krzyś.
- Ma się rozumieć - odparł Królik z ważną miną.
- Tylko widzisz, Króliku... jestem bardzo ciekaw... czy ty nie wiesz czasem, jak wygląda Biegun Północny.
- Jak to? - powiedział Królik strosząc wąsiki. - Teraz dopiero pytasz o to?
- Kiedyś wiedziałem - tłumaczył się Krzyś - tylko trochę o tym zapomniałem...
- To zabawne - rzekł Królik - ale ja też trochę o tym zapomniałem, chociaż kiedyś o tym wiedziałem. Najważniejsza rzecz to wiedzieć, gdzie to sterczy.
- O to nam właśnie chodzi.
Wrócili do reszty uczestników wyprawy. Prosiaczek leżał na grzbiecie i spał spokojnie, Maleństwo myło sobie pyszczek i łapki w kałuży, gdy tymczasem Kangurzyca opowiadała każdemu z dumą, że Maleństwo po raz pierwszy myje się własnoręcznie. A Sowa Przemądrzała opowiadała Kangurzycy ciekawą Anegdotkę, pełną długich słów, jak Encyklopedia i Rododendron, czego Kangurzyca wcale nie słuchała.
- Jeśli chodzi o mnie - gderał Kłapouchy - to nie znoszę tego całego mycia. Nowoczesna bzdura, i tyle. Co myślisz o tym, Puchatku?
- Tak - odparł Puchatek - myślę...
Ale nigdy nie dowiemy się, co myślał Puchatek, bo nagle rozległ się plusk wody, pisk Maleństwa i rozpaczliwy krzyk Kangurzycy.
- Oto są skutki mycia - powiedział Kłapouchy.
- Maleństwo wpadło do wody! - zawołał Królik i razem z Krzysiem pobiegli na ratunek.
- Patrzcie, jak ja pływam! - piszczało Maleństwo ze środka kałuży i w tej samej chwili zostało zniesione przez wartki prąd do następnej kałuży.
- Czy nic ci się nie stało, najdroższe Maleństwo?! - wołała z niepokojem Kangurzyca.
- Nie! - krzyczało Maleństwo. - Patrzcie, jak ja pływam! - i szybki prąd wody zniósł je do następnej kałuży.
Każdy robił coś, żeby ratować Maleństwo. Prosiaczek, nagle obudzony hałasem, podskakiwał w górę i wołał: - Ach, wiecie co?! - Sowa Przemądrzała tłumaczyła, że w wypadku Nagłego i Chwilowego Zanurzenia Ważną Rzeczą jest Trzymanie Głowy Ponad Wodą, Mama-Kangurzyca skakała wzdłuż brzegu wołając:
- Czy aby na pewno nic ci się nie stało, najdroższe Maleństwo?! - na co Maleństwo z każdej kałuży, w której się właśnie znajdowało, odpowiadało: - Patrzcie, jak ja pływam! - Kłapouchy obrócił się dookoła, stanął tyłem do kałuży, w której pluskało się Maleństwo, i zwiesiwszy ogon do wody, gderał:
- Oto są skutki mycia. Ale nie bój się, Maleństwo, złap mnie za ogon i wszystko będzie w porządku - a Krzyś z Królikiem przeszli szybko, mijając Kłapouchego, i nawoływali innych, stojących obok.
- Nie bój się, Maleństwo! Już idę! - wołał Krzyś.
- Hej, chłopcy - krzyczał Królik - przerzućcie jakieś drewienko w poprzek strumyka! Puchatek pobiegł niedaleko, w gęste zarośla wikliny, do miejsca, którego nikt nie znał, prócz niego i Krzysia, i które nazywało się Umówiona Kryjówka. Krzyś przechowywał tam swoje stare zabawki: drewnianego konia z
odłamaną nogą, blaszany samochód, wózek drabiniasty i dużo innych rzeczy, którymi bawić się już nie można, a z którymi rozstać się ciężko.
- Mam, mam! - wołał Puchatek z daleka i, kołysząc się z boku na bok, przybiegł zdyszany, trzymając w łapce spore drewienko. Kangurzyca chwyciła jeden jego koniec i przerzuciła na drugi brzeg w poprzek strumyka. A Maleństwo, które, prychając dumnie, krzyczało: - Patrzcie, jak ja pływam! - zostało zniesione przez wodę na to właśnie drewienko. I ociekając wodą, przeszło sobie po nim, jak po mostku, na brzeg.
- Widzieliście, jak pływałem?! - wołało Maleństwo z przejęciem, gdy tymczasem Mama-Kangurzyca strofowała je i wycierała do sucha. - Puchatku, widziałeś, jak ja pływam? To się nazywa pływać, co ja robiłem! Króliku, widziałeś, co robiłem? Pływałem! Hej, Prosiaczku, słuchaj! Jak ci się zdaje, co ja robiłem? Pływałem! Krzysiu, czyś ty widział, jak ja...
Ale Krzyś nie słuchał. Patrzył tylko na Puchatka.
- Puchatku - powiedział - gdzie znalazłeś to drewienko? Puchatek spojrzał na drewienko, które przyniósł z sobą, mrugnął na Krzysia porozumiewawczo i szepnął mu do ucha: - W Umówionej Kryjówce. - A potem głośniej, już do wszystkich: - Pomyślałem, że mogłoby się przydać, więc je przyniosłem. Krzyś
przypatrzył się dobrze drewienku.
- To biegun od mojego drewnianego konia z odłamaną nogą - zawołał - poznaję! - A po chwili rzekł uroczyście: - Puchatku, Wyprawa jest zakończona. Znalazłeś Biegun Północny.
- Ojej! - powiedział Puchatek.
Kłapouchy wciąż siedział na brzegu strumienia, z ogonem w wodzie, gdy zjawiła się cała gromadka.
- Niech ktoś z was powie Maleństwu, żeby się pośpieszyło - powiedział - bo ja zaziębię sobie ogon. Nie chcę tego zaznaczyć, ale muszę to zaznaczyć. Nie chcę się skarżyć, ale tak jest. Zaziębiłem ogon.
- Jestem tutaj! - zapiszczało Maleństwo.
- Ach, jesteś?
- Czy widziałeś, jak ja pływam?
Kłapouchy wyciągnął ogon z wody i zaczął nim wymachiwać na prawo i na lewo.
- Tak jak przewidywałem - powiedział - mój ogon został pozbawiony wszelkiego czucia. Zdrętwiał. Ot, co się stało. Zdrętwiał zupełnie.
- Biedny Kłapouniu, ja ci go osuszę i rozetrę - powiedział Krzyś. Wyjął chusteczkę do nosa i wytarł nią mokry ogon.
- Dziękuję ci, Krzysiu! Ty jeden, mam wrażenie, rozumiesz się tu trochę na ogonach. Tamci nie zastanawiają się nad tym, ot, co można o nich powiedzieć. Oni po prostu nie mają wyobraźni. Ogon to dla nich nie ogon, tylko Mały Dodatkowy Kawałeczek przyczepiony z tyłu.
- To nic, Kłapouszku - rzekł Krzyś wycierając go z całych sił. - Czy już mu lepiej?
- Już bardziej czuję, że go mam. Czuję, że on znów do mnie należy.
- Hej, Kłapouchy! - zawołał Puchatek idąc ze swoim drewienkiem.
- Drogi Puchatku, dziękuję ci za pamięć. Mogę cię uspokoić, że za dzień, dwa będę mógł znów go używać.
- Czego używać?
- Tego, o czym mówimy.
- Ja nie mówiłem o niczym - powiedział Puchatek zakłopotany.
- Znów pomyłka. Zdawało mi się, że ci jest przykro z powodu mego ogona, który zupełnie zdrętwiał, i że chciałbyś mi pomóc.
- Nie - powiedział Puchatek - to nie ja mówiłem. - Pomyślał przez chwilę i powiedział Kłapouchemu na pociechę: - Może to był kto inny?
- No, to podziękuj mu w moim imieniu, jak go zobaczysz - powiedział Kłapouchy. Puchatek spojrzał zatroskany na Krzysia.
- Puchatek odkrył Biegun Północny - rzekł Krzyś - czy to nie cudowne? Kubuś Puchatek skromnie spuścił oczy.
- Czy to to? - spytał Kłapouchy.
- Tak - odparł Krzyś.
- Czy to to, czegośmy szukali?
- Tak - odpowiedział Puchatek.
- Aha - rzekł Kłapouchy. - A jednak deszcz nie padał... Wreszcie drewienko znalezione przez Puchatka zostało wbite w ziemię i Krzyś zawiesił na nim tabliczkę z napisem:
BIEGUN PÓŁNOCNY ODKRYTY PRZEZ PUCHATKA
PUCHATEK GO ZNALAZŁ
Potem wszyscy wrócili do domu. I zdaje się, choć nie jestem pewien, że Maleństwo wzięło gorącą kąpiel i poszło do łóżeczka, a Puchatek wrócił do domu bardzo dumny z tego, co uczynił, i zjadł swoje małe
Conieco, bo był bardzo głodny.
A. A. Milne |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz