Rozdział VI, w którym Kłapouchy obchodzi swoje urodziny i dostaje dwa prezenty
Kłapouchy, poczciwy, bury Osioł, stał nad brzegiem strumienia i patrzył na swoje odbicie w wodzie.
- Imponujące - mówił. - To jest właśnie to słowo. Imponujące. Obrócił się i powoli poszedł w dół strumienia. Potem z pluskiem przebrnął w bród wodę i zaczął iść z powrotem drugim brzegiem strumienia. I znowu spojrzał na swoje odbicie w wodzie.
- Tak jak przewidywałem - powiedział. - Wcale nie lepsze z tej strony. Ale mniejsza o to. Co komu do tego. Imponujące, i basta.
Nagle coś zaszeleściło w zaroślach i spośród wysokich paproci wyszedł Puchatek.
- Dzień dobry, Kłapouniu! - powiedział Puchatek.
- Dzień dobry, Puchatku! - powiedział Kłapouchy ponuro. - Jeśli ten dzień godzi się nazwać dobrym. O czym wątpię - dodał.
- Dlaczego? Co się stało?
- Nic, Kubusiu Puchatku, nic. Nie wszyscy mogą i któryś z nas też nie może. I w tym rzecz.
- Czego nie może? - zapytał Puchatek drapiąc się w nos. - Co masz na myśli?
- Szaleństwo. Śpiew i taniec... Ot, przechadzamy się teraz wśród morwowych krzewów...
- O - zdziwił się Puchatek. Pomyślał chwilkę i zapytał: - A co to znaczy "wśród morwowych krzewów"?
- O święta naiwności! - westchnął Kłapouchy. - Naiwność jest to wyraz oznaczający dobrotliwą niewinność - wyjaśnił.
Puchatek usiadł na wielkim kamieniu i spróbował pomyśleć o tym, co powiedział Kłapouchy. Brzmiało to zupełnie jak zagadka, lecz Puchatek nigdy nie był mocny w rozwiązywaniu zagadek, będąc, jak wiemy, Niedźwiadkiem o Bardzo Małym Rozumku. Więc zamiast tego zaśpiewał Sroczkę-Skoczkę:
Co to, Sroczko gadatliwa:
Kiedy brzęczy, to nie śpiewa,
Powiedz, jak się to nazywa,
Sroczko-Skoczko gadatliwa?
Była to pierwsza zwrotka. Kiedy ją skończył, a Kłapouchy nie powiedział, że mu się to nie podoba, Puchatek nie dając się prosić, bardzo uprzejmie zaśpiewał następną zwrotkę:
Co to, Sroczko gadatliwa:
Kiedy łazi, to nie pływa,
Powiedz, co to zwykle bywa,
Sroczko-Skoczko gadatliwa?
Kłapouchy milczał, więc Puchatek przemruczał ostatnią zwrotkę do siebie samego:
Co to, Sroczko gadatliwa:
Kiedy chodzi, to się kiwa,
Powiedz, co się za tym skrywa,
Sroczko-skoczko gadatliwa?
- Tak, tak - rzekł Kłapouchy. - Śpiew. Radość. Jumpa - jumpa - jumpa-pa. Oto idziemy zbierając orzeszki i ciesząc się majem...
- O, ja się bardzo cieszę - powiedział Puchatek.
- Niektórzy mogą - rzekł ponuro Kłapouchy.
- Dlaczego? Co się stało?
- Czy musiało się coś stać?
- Wydajesz mi się bardzo smutny, Kłapousiu!
- Smutny? Dlaczego miałbym być smutny? Dziś są moje urodziny. Najszczęśliwszy dzień w roku.
- Twoje urodziny? - zapytał Puchatek zdziwiony.
- Tak jest. Czy nie widzisz? Spójrz na prezenty, jakie dostałem. - To mówiąc, wskazał kopytem na prawo, a potem na lewo. - Spójrz na torcik urodzinowy. Na świeczki i na różowy lukier.
Puchatek spojrzał na prawo, a potem na lewo.
- Prezenty? - zapytał. - Torcik urodzinowy? - zapytał. - Gdzie?
- Czyż ich nie widzisz?
- Nie - odpowiedział Puchatek - nie widzę.
- I ja też nie widzę - rzekł Kłapouchy. - Żart - wyjaśnił. - Cha-cha! Puchatek podrapał się w ucho, lekko zakłopotany.
- Czy naprawdę są dziś twoje urodziny?
- Tak jest.
- Ach, więc przyjmij ode mnie najserdeczniejsze życzenia, Kłapousiu!
- Nawzajem, Kubusiu Puchatku.
- Przecież to nie moje urodziny.
- Nie, moje.
- Więc dlaczego powiedziałeś "Nawzajem"?
- A czemu by nie? Chyba nie chcesz być zawsze nieszczęśliwy w dniu moich urodzin, co?
- Aha, rozumiem - powiedział Puchatek.
- Jest już dostatecznie smutno - rzekł Kłapouchy zgnębionym głosem - że ja dziś jestem nieszczęśliwy, bez prezentów i bez torcika z różowym lukrem, zapomniany i opuszczony, ale czemu wszyscy inni mieliby dzisiaj czuć się nieszczęśliwymi? Tego już Puchatek nie mógł znieść. - Zaczekaj tu na mnie! -
zawołał, po czym obrócił się i ile sił w nogach pognał do domu. Czuł, że musi natychmiast zdobyć dla Kłapouchego jakiś upominek, a potem będzie mógł pomyśleć o czymś bardziej stosownym. Przed drzwiami swego domu zastał Prosiaczka, który wspinał się w górę i usiłował dosięgnąć kołatki.
- Jak się masz, Prosiaczku! - powiedział.
- Jak się masz, Puchatku! - powiedział Prosiaczek.
- Co robisz?
- Próbuję dosięgnąć kołatki - odparł Prosiaczek. - właśnie przechodziłem tędy...
- Pozwól, że cię wyręczę - rzekł uprzejmie Puchatek. Sięgnął w górę i zakołatał do drzwi. - Przed chwilą właśnie spotkałem Kłapouchego. Ach, biedny Kłapouchy jest dziś bardzo Smutny, ponieważ ma dziś urodziny, a nikt o tym nie pamiętał, i dlatego jest bardzo Ponury. Znasz go przecież i wiesz, jaki on jest. Jak długo ten, co tu mieszka, każe nam czekać pode drzwiami?
I zakołatał znowu.
- Ależ, Puchatku! - zawołał Prosiaczek. - Przecież to twoje własne mieszkanie!
- Prawda, zupełnie o tym zapomniałem - powiedział Puchatek. - Więc wejdźmy. I weszli. Puchatek zaraz od progu poszedł do spiżarni, by sprawdzić, czy jest tam jeszcze jedna, ostatnia już, mała baryłeczka miodu. Była. Więc wydobył ją z szafki.
- Dam to Kłapouchemu w prezencie - oświadczył. - A co ty mu dasz?
- Czy nie moglibyśmy dać mu tego razem? Od nas obydwóch?
- Nie - odparł Puchatek. - Nie jest to dobry pomysł.
- No, dobrze. Więc dam mu balonik. Mam w domu jeszcze jeden, został mi z zabawy. Pójdę po niego.
- To, widzisz, jest bardzo dobra myśl, Prosiaczku. Jest to właśnie to, co Kłapouchemu sprawi prawdziwą radość. Bo kogo nie ucieszyłby balonik? Więc Prosiaczek podreptał do domu, a Puchatek poszedł w drugą stronę ze swą baryłeczką miodu.
Był upalny dzień i Kubuś miał długą drogę do przebycia. Nie uszedł jeszcze i pół drogi gdy nagle ogarnęło go dziwne uczucie. Zaczęło się ono od czubka nosa, przeniknęło go całego na wskroś i wyszło mu przez podeszwy łapek. Było mu tak, jakby coś wewnątrz niego mówiło:
"No, a teraz, Puchatku, już czas na jakieś małe Conieco"...
- Ajajaj - rzekł Puchatek - nie wiedziałem, że to już tak późno! Więc przycupnął i zdjął pokrywkę z baryłki.
"Całe szczęście, że wziąłem ją z sobą - pomyślał. - Nie każdy miś wychodząc z domu w taki upał, jak dzisiaj, pomyślałby o tym, żeby wziąć z sobą swoje małe Conieco". I zaczął zajadać. "A teraz zastanowimy się - pomyślał, gdy wylizał resztę miodu z baryłki - dokąd to ja szedłem? Aha, do Kłapouchego".
I wstał powoli. Wtem przypomniał sobie, że prezent urodzinowy dla Kłapouchego został zjedzony!
- Masz ci los! - jęknął Puchatek. - Co ja teraz zrobię? Przecież muszę mu coś dać!
- Przez dłuższy czas nic mu nie przychodziło do głowy. Wreszcie pomyślał: "A kto wie? Jest to całkiem miła baryłeczka, nawet bez miodu; i jeśli ją czyściutko wymyję i poproszę kogoś, żeby wypisał na niej: "Z powinszowaniem urodzin", Kłapouchy może mieć z tego naczynka pożytek. A ponieważ przechodził właśnie przez Stumilowy Las, wstąpił do Sowy Przemądrzałej, która tam mieszkała.
- Dzień dobry, Sowo! - powiedział.
- Dzień dobry, Puchatku! - powiedziała Sowa.
- Najlepsze życzenia z okazji urodzin Kłapouchego - rzekł Puchatek.
- Czy w samej rzeczy Kłapouchy obchodzi dziś swoje urodziny?
- Tak. A co mu dasz w prezencie, Sowo?
- A co ty mu dasz, Puchatku?
- Daję mu Praktyczną Baryłeczkę do Przechowywania Różnych Różności i właśnie chciałem cię prosić...
- Czy to to? - zapytała Sowa wyjmując ją Puchatkowi z łapek.
- Tak, i właśnie chciałem cię prosić...
- Ktoś przechowywał w niej miód - rzekła Sowa Przemądrzała.
- Można w niej przechowywać wszystko - powiedział Puchatek z powagą. - Jest ona Bardzo Pożyteczna. I właśnie chciałem cię prosić...
- Powinieneś na niej napisać: "Z powinszowaniem urodzin".
- O to właśnie chciałem cię prosić - rzekł Puchatek. - Bo ja piszę dobrze, tylko Koślawo. To jest dobra pisownia, tylko Koślawa, to znaczy, że litery trafiają nie tam, gdzie trzeba. Więc czy nie zechciałabyś napisać dla mnie "Z powinszowaniem urodzin"?
- Baryłeczka jest niebrzydka - powiedziała Sowa oglądając ją na wszystkie strony. - Czy nie mógłbyś ofiarować jej Kłapouchemu od nas obojga? W naszym wspólnym imieniu?
- Nie - odparł Puchatek. - Nie jest to dobry pomysł. Muszę ją tylko umyć, a ty zrobisz napis.
Puchatek umył baryłeczkę, wytarł ją starannie, a Sowa polizała koniec ołówka i zaczęła medytować, jak się pisze "urodziny".
- Czy umiesz czytać, Puchatku? - zapytała z lekkim niepokojem. - Na moich drzwiach jest napis sporządzony przez Krzysia o dzwonieniu i pukaniu. Czy umiałeś go przeczytać?
- Krzyś powiedział mi, co tam jest napisane. I wtedy umiałem.
- Dobrze, więc i ja ci powiem, co napiszę. I wtedy przeczytasz. I Sowa napisała... i to właśnie napisała:
Z PĄWIĄSZĄWANIEM URORURODZIURODZIN
Puchatek przypatrywał się temu z podziwem.
- Napisałam właśnie "Z powinszowaniem urodzin" - rzekła Sowa niedbale.
- To powinszowanie jest śliczne i długie - rzekł Puchatek z wielkim podziwem.
- Bo, ściśle biorąc, napisałam, oczywiście, "Z serdecznym Powinszowaniem Urodzin od szczerze oddanego ci przyjaciela Puchatka". Aby wypisać tak długie zdanie, trzeba zużyć sporo ołówka.
- Tak, tak, rozumiem - powiedział Puchatek.
Tymczasem Prosiaczek wrócił do domu i wziął balonik dla Kłapouchego. Przycisnął go mocno do siebie, tak żeby mu nie wyfrunął, i popędził co tchu, żeby zjawić się przed Puchatkiem. Zdawało mu się, że to będzie dobrze zjawić się pierwszemu z prezentem. I gdy biegł naprzód, myśląc o tym, jak się
Kłapouchy ucieszy, nie patrzył, gdzie biegnie, i nagle potknął się o króliczą norkę, wywrócił się i upadł jak długi. BUMS!!!???!!!
Prosiaczek leżał rozważając, co się stało. Z początku zdawało mu się, że cały świat wystrzelił w górę; a potem, że to tylko Las wystrzelił w górę, a jeszcze potem pomyślał, że może to on, Prosiaczek, wystrzelił w górę i jest samotny na księżycu czy gdzie indziej i że nigdy już nie zobaczy ani Krzysia, ani Puchatka, ani Kłapouchego. I nagle pomyślał: "Więc dobrze. Jeśli nawet jestem na księżycu, nie muszę leżeć grzbietem do góry" - po czym wstał ostrożnie i rozejrzał się wokoło. Ciągle jeszcze był w Lesie!
"To dziwne - pomyślał. - Ciekaw jestem, skąd się wziął ten huk. To chyba nie ja narobiłem takiego hałasu... A gdzie mój balonik? I co tu robi koło mnie ta mokra szmatka?" Był to właśnie balonik!
- Ojej! - wrzasnął Prosiaczek. - Ojej! Ojej! Ale trudno. Stało się. Nie mam po co wracać do domu, bo nie mam drugiego balonika, i może Kłapouchy nie lubi baloników aż tak bardzo?
I poszedł bardzo smutny przed siebie, aż zaszedł na brzeg strumienia, gdzie stał Kłapouchy i wpatrywał się w swoje odbicie w wodzie.
- Dzień dobry, Kłapouszku! - powiedział.
A Kłapouchy na to:
- Dzień dobry, mały Prosiaczku! Jeśli ten dzień godzi się nazwać dniem dobrym. O czym wątpię - dodał.
- Ale mniejsza o to.
- Moje najlepsze życzenia w dniu twoich urodzin - powiedział Prosiaczek i podszedł bliżej.
Kłapouchy przestał patrzeć na swoje odbicie w wodzie, odwrócił się i spojrzał na Prosiaczka.
- Powtórz to jeszcze raz - powiedział.
- Moje najlep...
- Poczekaj chwilkę.
I chwiejąc się na trzech nogach, zaczął bardzo powoli podnosić swą czwartą nogę do ucha.
- Udało mi się zrobić to wczoraj - wyjaśnił Prosiaczkowi, gdy wywrócił się po raz trzeci - i przyszło mi to z łatwością, a w ten sposób mogę lepiej słyszeć... Więc coś ty takiego powiedział? - I przyłożywszy kopyto do ucha, nastawił je, by lepiej usłyszeć Prosiaczka.
- Moje najlepsze życzenia w dniu dzisiejszym - powtórzył Prosiaczek.
- Masz na myśli mnie?
- Oczywiście, mój Kłapousiu!
- Moje urodziny?
- Tak.
- Że ja mam prawdziwe urodziny?
- Tak, Kłapousiu, i właśnie przyniosłem ci prezent. Kłapouch odjął prawe kopyto od prawego ucha, okręcił się dokoła siebie samego i z wielkim trudem przyłożył lewe kopyto do lewego ucha.
- Muszę to usłyszeć drugim uchem - powiedział. - A teraz powtórz jeszcze raz to, coś powiedział.
- Prezent - rzekł Prosiaczek bardzo głośno.
- Masz wciąż mnie na myśli?
- Tak.
- Wciąż jeszcze moje urodziny?
- Ależ tak, Kłapouszku!
- Moje, przeze mnie obchodzone dziś, prawdziwe urodziny?
- Tak, i właśnie przyniosłem ci balonik.
- Balonik? - zapytał Kłapouchy. - Powiedziałeś: balonik? Wielki, kolorowy przedmiot, który fruwa w powietrzu? Szaleństwo, śpiew i taniec? Hopsasa?!
- Tak. Ale - niestety - bardzo mi przykro, Kłapouszku, bo kiedy biegłem tutaj, żeby ci go przynieść, upadłem.
- Ajaj! Co za nieszczęście! Pewnie biegłeś za szybko. Czyś się aby nie potłukł, mały Prosiaczku?
- Nie... Tylko balonik... Ach, Kłapouszku, ja go pękłem! Zapadła długa chwila milczenia.
- Mój balonik? - zapytał wreszcie Kłapouchy.
Prosiaczek skinął łebkiem.
- Mój urodzinowy balonik?
- Tak, Kłapousiu - odparł Prosiaczek z lekka pociągając nosem. - Proszę. I składam ci przy tym najserdeczniejsze życzenia. - I wręczył Kłapouchemu kawałek mokrej szmatki.
- Czy to to? - zapytał Kłapouchy trochę zdziwiony. Prosiaczek znów skinął łebkiem.
- Balonik?
- Tak.
- Dziękuję ci, Prosiaczku - powiedział Kłapouchy. - Nie gniewaj się, że cię o to pytam - ciągnął - ale jaki miał kolor ten balonik, kiedy jeszcze był balonikiem?
- Czerwony.
- Tak sobie właśnie myślałem... Czerwony... - mruczał do siebie. - Mój ulubiony kolor... A jaki był duży?
- Prawie taki jak ja.
- Tak sobie właśnie myślałem. Prawie tak duży jak Prosiaczek - powiedział smutno sam do siebie. - Mój ulubiony wymiar. Tak, tak.
Prosiaczek poczuł się strasznie nieszczęśliwy i sam nie wiedział, co powiedzieć, a wreszcie pomyślał sobie, że to i tak nie zda się na nic. Wtem usłyszał czyjeś wołanie z drugiej strony strumienia. Był to głos Puchatka.
- Przyjmij ode mnie najlepsze życzenia, Kłapouniu! - wołał Puchatek, który zapomniał, że to już dziś raz powiedział.
- Dziękuję ci, Puchatku, już mi je dziś składałeś - odpowiedział Kłapouchy ponuro.
- Przynoszę ci skromny upominek - powiedział Puchatek z przejęciem.
- Już dziś jeden dostałem - rzekł Kłapouchy.
Puchatek przebrnął wpław strumień i podszedł do Kłapouchego. Prosiaczek siedział trochę z boku i, ująwszy głowę w obydwie łapki, cichutko siąkał nosem.
- Jest to Praktyczna Baryłeczka - mówił Puchatek. - Proszę. A na niej jest napisane: "Z serdecznym Powinszowaniem Urodzin od szczerze ci oddanego przyjaciela Puchatka". To jest właśnie napisane. A baryłeczka służy do przechowywania różnych różności. Proszę. Gdy Kłapouchy obejrzał baryłeczkę, był bardzo wzruszony.
- Ach! - powiedział. - Myślę, że mój Balonik zmieści się akurat w tej Baryłeczce.
- O, nie, Kłapouszku - rzekł Puchatek. - Baloniki są o wiele za duże, żeby mieściły się w baryłeczkach. Baloniki trzyma się na sznurku.
- Ale nie mój - powiedział dumnie Kłapouchy. - Spójrz, Prosiaczku! I gdy Prosiaczek ze smutną miną rozglądał się dookoła, Kłapouchy wziął balonik w zęby i ostrożnie włożył go do baryłeczki. Potem znów wyjął go z baryłeczki i znów położył na ziemi. A potem jeszcze raz go podniósł i jeszcze raz włożył
ostrożnie z powrotem.
- Ależ tak! - rzekł Puchatek. - Wchodzi doskonale.
- Nieprawda? - powiedział Kłapouchy. - Wchodzi i wychodzi doskonale.
- Bardzo się cieszę - rzekł Puchatek uszczęśliwiony- że podarowałem ci Praktyczną Baryłeczkę, w której można przechowywać Różne Różności.
- Bardzo się cieszę - powiedział Prosiaczek uszczęśliwiony - że podarowałem ci coś, co można włożyć do Praktycznej Baryłeczki.
Lecz Kłapouchy nie słuchał. Wkładał balonik i wyjmował go z powrotem, szczęśliwy jak jeszcze nigdy w życiu.
- A czy ja mu nic nie dałem na urodziny? - zapytał Krzyś smutnym głosem.
- Oczywiście że dałeś - odparłem. - Czy już nic nie pamiętasz? Dałeś mu małe - małe...
- Pudełko z farbami do malowania rozmaitych rzeczy.
- A widzisz...
- A dlaczego nie dałem mu tego z rana?
- Bo musiałeś przygotować podwieczorek dla solenizanta. Był na tym podwieczorku torcik z kremem i trzema świeczkami, z wypisanym na wierzchu różowym lukrem imieniem i...
- Ach, prawda, przypominam sobie - powiedział Krzyś.
A. A. Milne |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz