Rozdział VII, w którym Mama-Kangurzyca z Maleństwem przybywają do Lasu i Prosiaczek bierze kąpiel
Nikt dobrze nie wiedział, skąd się wzięli, dość że pewnego dnia zamieszkali w Lesie we dwoje: Mama-Kangurzyca i mały jej synek zwany Maleństwem. Gdy Puchatek zapytał Krzysia: - Skąd się oni tutaj wzięli? - Krzyś odpowiedział: - Całkiem po prostu, jeśli wiesz, co to znaczy, Puchatku. - A Puchatek, który nie wiedział, co to znaczy, powiedział: - Aha! - Potem kiwnął łebkiem raz i drugi i powiedział: - Całkiem po prostu, aha... - A potem poszedł do swego przyjaciela Prosiaczka, by się dowiedzieć, co on myśli o tym. W mieszkaniu Prosiaczka zastał Królika. I tak wszyscy trzej zaczęli o tym gawędzić.
- Nie podoba mi się to wszystko - rzekł Królik. - Jesteśmy sobie wszyscy u siebie, w Lesie, ty, Puchatku, ty Prosiaczku, i ja - a tu naraz...
- I Kłapouchy - wtrącił Puchatek.
- I Kłapouchy, a tu naraz...
- I Sowa Przemądrzała - dodał Puchatek.
- I Sowa Przemądrzała, a tu na...
- I Kłapouchy - rzekł Puchatek. - Zapomniałem o nim.
- Jesteśmy wszyscy u siebie - ciągnął dalej Królik powoli i dobitnie - a tu naraz budzimy się pewnego pięknego dnia i kogo zastajemy? Jakieś Dziwne Zwierzę. Zwierzę, o którym nawet nigdy nie słyszeliśmy. Zwierzę, które nosi całą swoją rodzinę w kieszeni. Przypuśćmy, że ja na przykład zacznę nosić całą moją rodzinę w kieszeni. Ile kieszeni musiałbym mieć?
- Szesnaście - kiwnął Prosiaczek.
- Siedemnaście, nieprawda? - powiedział Królik. - I jeszcze jedną na chusteczkę do nosa. To już osiemnaście. Osiemnaście kieszeni w jednym ubraniu. To o wiele za dużo. Tu nastąpiło długie milczenie... Przerwał je Puchatek, który od paru chwil siedział głęboko zamyślony: - A mnie wypada
piętnaście.
- Co? - spytał Królik.
- Piętnaście.
- Piętnaście czego?
- Piętnaście osób twojej rodziny.
- No i co?
Puchatek podrapał się w nosek i powiedział, że mu się zdawało, że Królik mówił coś o swojej rodzinie.
- Czy tak? - spytał Królik niedbale.
- Tak, powiedziałeś, że...
- Mniejsza z tym, Puchatku - rzekł Prosiaczek zniecierpliwiony. - Chodzi o to, co mamy zrobić z Kangurzycą.
- Aha - powiedział Puchatek.
- Najlepiej będzie tak - odezwał się Królik - porwiemy Maleństwo i ukryjemy je, a kiedy Mama-Kangurzyca zapyta: "Gdzie jest Maleństwo?", powiemy: "Akuku!"
- Akuku! - powiedział Puchatek dla wprawy. - Akuku! Akuku! To bardzo ładnie brzmi. Moglibyśmy powiedzieć "akuku!" bez porywania Maleństwa.
- Puchatku! - rzekł Królik grzecznie. - Nie masz ani krzty rozumu.
- Wiem o tym - odparł Puchatek pokornie.
- Po to powiemy "akuku!", żeby Mamie-Kangurzycy dać do zrozumienia, że my wiemy, gdzie jest Maleństwo. "Akuku!" ma oznaczać: Powiemy ci, gdzie jest Maleństwo, jeśli nam obiecasz, że zabierzesz się z Lasu i już nigdy w te strony nie wrócisz. Puchatek usiadł na boczku i wprawiał się w mówieniu "akuku!" na różne sposoby. Czasami zdawało mu się, że to oznacza to właśnie, co miał na myśli Królik, a czasem zdawało mu się, że co innego.
"Sądzę, że to jest tylko wprawa - myślał. - Ciekaw jestem, czy Mama-Kangurzyca też będzie musiała się wprawiać, żeby to zrozumieć".
- Jest tylko jedna ważna rzecz - wtrącił Prosiaczek kręcąc się niespokojnie. - Rozmawiałem z Krzysiem, który mi powiedział, że Kangury są powszechnie znane jako jedne z Najdzikszych Zwierząt. Na ogół nie boję się Dzikich Zwierząt, ale każdy o tym wie, że jeśli jednemu z Najdzikszych Zwierząt zabrać Jego Małe, ono staje się tak dzikie jak Dwa Najdziksze Zwierzęta. Wobec tego powiedzenie "akuku!" jest może trochę nierozsądne. Królik poślinił koniec ołówka i powiedział:
- Prosiaczku, nie masz ani krzty odwagi!
- Niełatwo jest być odważnym - odparł Prosiaczek, lekko pociągając noskiem - kiedy jest się tylko Bardzo Małym Zwierzątkiem.
Królik, który z wielkim skupieniem zabierał się do pisania, podniósł łebek i powiedział:
- Właśnie dlatego, że jesteś Bardzo Małym Zwierzątkiem, możesz się przydać w przedsięwzięciu, jakie mamy przed sobą.
Prosiaczek był tak przejęty myślą o tym, że może się przydać, że zapomniał się bać, i gdy Królik oświadczył, że Kangury są Niebezpieczne tylko podczas zimowych miesięcy, a w innych okresach są Łagodnego Usposobienia, Prosiaczek ledwo mógł usiedzieć na miejscu, tak bardzo mu się śpieszyło, żeby się przydać.
- A co ja będę robił? - spytał Puchatek ze smutkiem. - Chyba nie będę mógł się przydać?
- Nic nie szkodzi, Puchatku - rzekł Prosiaczek pocieszająco. - Może innym razem.
- Bez Puchatka - powiedział Królik uroczyście, ostrząc szpic ołówka - całe przedsięwzięcie będzie niemożliwe.
- Och - westchnął Prosiaczek i usiłował nie wyglądać na rozczarowanego, Puchatek zaś poszedł do kącika i rzekł z dumą do siebie:
- Niemożliwe beze mnie. Taki to już ze mnie Miś.
- A teraz proszę posłuchać - powiedział Królik, gdy skończył pisać. I Puchatek z Prosiaczkiem usiedli obok, słuchając pilnie z otwartymi pyszczkami. A Królik to właśnie napisał:
PLAN PORWANIA MALEŃSTWA
1. Uwagi ogólne. Mama-Kangurzyca biega prędzej niż którekolwiek z nas, nawet ja.
2. Uwagi bardziej ogólne. Mama-Kangurzyca nigdy nie spuszcza oka z Maleństwa, chyba tylko wtedy, gdy jest ono bezpiecznie zapięte w jej kieszeni.
3. A zatem. Jeśli mamy porwać Maleństwo, musimy uzyskać Znaczną Przewagę, ponieważ Kangurzyca biega prędzej niż ktokolwiek z nas, a nawet ja (patrz 1).
4. Uwaga. Jeśli Maleństwo wyskoczy z kieszeni Kangurzycy, a na jego miejsce wskoczy Prosiaczek, Kangurzyca nie zauważy różnicy, gdyż Prosiaczek jest Bardzo Małym Zwierzątkiem.
5. Jak Maleństwo.
6. Jednak Kangurzyca musiałaby patrzeć w inną stronę, tak aby nie zauważyła wskakującego do jej kieszeni Prosiaczka.
7. Patrz 2.
8. Inna uwaga. Jednak gdyby ją Puchatek zajął interesującą rozmową, mogłaby przez chwilę patrzeć w inną stronę.
9. A wtedy ja mógłbym uciec z Maleństwem.
10. Prędziutko.
11. I Kangurzyca nie spostrzegłaby różnicy. Dopiero Potem.
Królik odczytał to uroczyście i przez krótką chwilę nikt nie odzywał się słowem.
Wreszcie Prosiaczek, który tylko w milczeniu otwierał i zamykał ryjek, zdołał wykrztusić ochrypłym głosem:
- A co potem?
- Co przez to rozumiesz?
- Kiedy Kangurzyca Zobaczy Różnicę...
- Wtedy wszyscy mówimy "akuku!"
- My wszyscy troje!
- Tak.
- Ojej!
- O co chodzi, Prosiaczku?
- O nic - odparł Prosiaczek - dopóki my wszyscy troje mówimy "akuku". Dopóki my wszyscy mówimy - powtórzył Prosiaczek - to nic nie szkodzi. Ale nie zależy mi na tym specjalnie, żeby powiedzieć "akuku" samemu. Zresztą to nawet nie brzmiałoby ładnie. A czy jesteś zupełnie pewien tego, co mówiłeś o zimowych miesiącach?
- O zimowych miesiącach?
- Tak, o tym, że one są Niebezpieczne tylko w zimowych miesiącach?
- O, tak, najzupełniej. Więc co, Puchatku? Czy wiesz już, co będziesz miał do roboty?
- Nie - odparł Kubuś Puchatek. - Jeszcze nie wiem. A co będę robił?
- Więc masz tylko mówić bez przerwy do Kangurzycy, tak żeby odwrócić jej uwagę.
- Oo... ale czym?
- O czym ci się podoba.
- Czy myślisz, że mógłbym jej powiedzieć na przykład kawałek wierszyka czy coś w tym rodzaju?
- O, to-to właśnie - odparł Królik. - Doskonale. Więc ruszamy. I poszli wszyscy wypatrywać Mamy-Kangurzycy.
Kangurzyca z Maleństwem spędzali miłe popołudnie w Lesie, na piaszczystej polance. Maleństwo ćwiczyło się w niewielkich skokach na piasku, wpadało do mysich norek, a potem wyłaziło na wierzch, a Mama-Kangurzyca kręciła się koło swego synka mówiąc: - Jeszcze tylko jeden skok, kochanie, i idziemy do domu. A tu nagle kto się zjawia, gramoląc się na piaszczysty pagórek? Kubuś Puchatek.
- Dobry wieczór, Mamo-Kangurzyco!
- Dobry wieczór, Puchatku!
- Popatrz, jak ja skaczę - zapiszczało Maleństwo i wpadło do innej mysiej norki.
- Jak się masz, Maleństwo, dzielny kawalerze!
- Właśnie mieliśmy wracać do domu - rzekła Kangurzyca. - Dobry wieczór, Króliku! Jak się masz, Prosiaczku!
Królik i Prosiaczek, którzy ukazali się z drugiej strony pagórka, powiedzieli: "Dobry wieczór!" i "Jak się masz, Maleństwo!" - a Maleństwo dopominało się, żeby koniecznie popatrzyli, jak ono skacze, więc stanęli i patrzyli. I Mama-Kangurzyca też patrzyła...
Królik dwa razy mrugnął na Puchatka, który zwrócił się do Kangurzycy.
- Droga Kangurzyco - powiedział - nie wiem, czy ty interesujesz się Poezją?
- Raczej nie - odparła Kangurzyca.
- Czyżby? - zdziwił się Puchatek.
- Maleństwo kochane, jeszcze tylko jeden skok, a potem musimy już iść do domu. Nastąpiło króciutkie milczenie, podczas którego Maleństwo wpadło do mysiej norki. A Królik przyłożył łapkę do pyszczka i powiedział głośnym szeptem:
- No, zaczynaj!
- Jeśli chodzi o Poezję - mówił Puchatek - to idąc sobie teraz Lasem, ułożyłem taki mały wierszyk. To brzmi mniej więcej tak. Czekaj, zaraz sobie przypomnę...
- Doskonale - rzekła Kangurzyca. - Maleństwo kochane, już idziemy.
- Bardzo ci się spodoba ten poemacik - rzekł Królik.
- Rozkochasz się w nim po prostu - powiedział Prosiaczek.
- Musisz go posłuchać bardzo uważnie - powiedział Królik.
- Tak, aby nic z niego nie opuścić - mówił Prosiaczek.
- O, tak - odparła Mama-Kangurzyca nie spuszczając oka z Maleństwa.
- Jak to idzie, Puchatku? - zapytał Królik.
Puchatek chrząknął lekko i zaczął deklamować:
STROFY NAPISANE PRZEZ MISIA
O BARDZO MAŁYM ROZUMKU:
W poniedziałek, w chmurny dzień,
Rozmyślałem idąc lasem:
"Czemu tym jest zawsze ten,
A ów owym - tylko czasem?"
A we wtorek myślę tak
(Było ciepło i słonecznie):
"To na pewno, tak czy siak,
Ale tamto - niekoniecznie".
Znów we środę padał deszcz,
Więc rozważam z niepokojem:
"Wasi naszym mogą też,
Lecz nie mogą twoje moim".
W czwartek znów był mróz i szron...
Pomyślałem: "Coś tu będzie...
Bo choć tutaj dzisiaj on,
Ale oni zawsze wszędzie".
W piątek...
Ach, tak, tak - rzekła Mama-Kangurzyca, nie czekając, aż usłyszy, co stało się w piątek.
- Tylko jeszcze jeden skok, kochane Maleństwo, i naprawdę musimy już iść do domu. Królik dał Puchatkowi szturchańca dla zachęty.
- Wracając do Poezji - rzekł w tej samej chwili Puchatek - czyś zwróciła kiedy uwagę na tamto drzewo, o tam, tam?
- Gdzie? - spytała Kangurzyca. - No, Maleństwo, już najwyższy czas.
- O, tu, akurat na wprost - rzekł Puchatek wskazując poza plecy Kangurzycy - czy widzisz?
- Nie - odparła Kangurzyca. - Teraz, kochane Maleństwo, smyk! Do kieszeni. Idziemy do domu.
- Powinnaś koniecznie popatrzeć na to drzewo, o tam, akurat na wprost - odezwał się Królik. - Czy mam cię podsadzić, Maleństwo?
I ujął Maleństwo w łapki.
- Na drzewie siedzi ptaszek - powiedział Kubuś Puchatek. - Widzę go stąd. A może to rybka?
- Powinnaś stąd widzieć ptaszka - powiedział Królik. - Chyba, żeby to była rybka...
- To nie rybka, to ptak - rzekł Prosiaczek.
- Tak, to ptak - powiedział Królik.
- Czy to szpak, czy kos? - zapytał Puchatek.
- O to właśnie chodzi - powiedział Królik - czy to kos, czy szpak? Wreszcie Kangurzyca odwróciła głowę i w chwili gdy ją odwracała, Królik powiedział głośno:
- Właź do środka, Maleństwo. - I Prosiaczek wskoczył do kieszeni Mamy- Kangurzycy, a Królik czmychnął ile sił w nogach z Maleństwem.
- Co się stało? Gdzie jest Królik? - spytała Kangurzyca odwracając się znowu. - Jak ci jest, kochane Maleństwo?
Prosiaczek wydał piskliwy, cienki głosik z głębi kieszeni Kangurzycy.
- Królik musiał odejść - wyjaśnił Puchatek. - Zdaje się, że coś sobie nagle przypomniał i musiał pójść i to załatwić.
- A Prosiaczek?
- Zdaje się, że i Prosiaczek w tej samej chwili o czymś sobie przypomniał. Zupełnie nagle.
- No, więc i my już uciekamy do domu - rzekła Kangurzyca. - Do widzenia, Puchatku!
I w trzech wielkich susach znalazła się daleko.
Puchatek patrzył w ślad za nią i myślał: "Gdybym to ja tak potrafił... Są tacy, co potrafią, a są tacy, co nie potrafią. W tym cała rzecz". A tymczasem były chwile, kiedy Prosiaczek życzył sobie, żeby Kangurzyca nie potrafiła. Nieraz, gdy mu droga wypadała przez Las, marzył o tym, żeby być ptaszkiem, aby móc fruwać.
Ale teraz siedząc na spodzie kieszeni Kangurzycy, podrzucany w górę i w dół, tak sobie myślał: to nie chcę, jeśli ma być to nigdy fruwanie, tego robić.
I gdy unosił się w górę, mówił: "Oooo!" - a gdy opadał w dół, mówił: "Aaaa!" - I mówił: "Oooaaa" - przez całą drogę, aż do domu Kangurzycy. Ma się rozumieć, że gdy tylko Kangurzyca odpięła swoją kieszeń, zobaczyła, co się stało. I tylko przez krótką chwilę zdawało jej się, że jest niespokojna. Ale zaraz potem poczuła, że wcale, a wcale się nie boi, ponieważ wiedziała, że Krzyś nie pozwoli, aby jej Maleństwu stała się najmniejsza krzywda. Więc tak sobie pomyślała: "Jeśli oni płatają mi figle, to i ja spłatam im figla".
- A teraz, kochane Maleństwo - powiedziała, gdy wyjęła Prosiaczka z kieszeni - pora spać.
- Akuku! - rzekł Prosiaczek, jak tylko potrafił najgłośniej, po swej Straszliwej Podróży. Lecz nie było to widocznie bardzo dobre "akuku", bo Kangurzyca nie zrozumiała, o co chodzi.
- Najpierw kąpiel - powiedziała ochoczo.
- Akuku - powtórzył Prosiaczek i rozejrzał się z niepokojem dokoła, szukając swoich towarzyszy.
Lecz towarzysze byli daleko. Królik siedział u siebie w domu i zabawiał się z Maleństwem, czując, że coraz bardziej je lubi, a Puchatek, który postanowił zostać Kangurem, siedział na piaszczystej polance, na skraju Lasu, ćwicząc się w skokach.
- Tak sobie myślę - rzekła Kangurzyca głosem pełnym zastanowienia - czy nie przydałaby ci się dzisiaj zimna kąpiel? Czy miałbyś na nią ochotę, kochane Maleństwo? Prosiaczka, który na ogół nie lubił kąpieli, przeszedł długi dreszcz obrzydzenia. Powiedział więc z odwagą, na jaką tylko mógł się zdobyć:
- Mamo-Kangurzyco, widzę, że nadszedł czas, abyśmy pomówili ze sobą otwarcie.
- Śmieszne, małe Maleństwo - rzekła Kangurzyca dobrotliwie, przygotowując wodę do kąpieli.
- Nie jestem Maleństwo - oświadczył Prosiaczek głośno. - Jestem Prosiaczek.
- Tak, tak - powiedziała Kangurzyca niby to na serio - a jak ślicznie naśladujesz głos Prosiaczka! Jakiś ty mądry i cacany - mówiła wyjmując z szafki spory kawałek żółtego mydła. - Ciekawa jestem, co teraz porabia Prosiaczek.
- Czy ty mnie nie widzisz?! - wrzasnął Prosiaczek. - Czy nie masz oczu? Spójrz na mnie!
- Właśnie patrzę, drogie Maleństwo - rzekła Kangurzyca raczej surowo. - A ty przypomnij lepiej sobie, co ci wczoraj mówiłam o robieniu min. Jeśli będziesz robił miny takie jak Prosiaczek, to jak podrośniesz, staniesz się do niego podobny. A wtedy, pomyśl, jak ci będzie przykro. No, ale teraz marsz do ceberka! I nie każ mi sobie tego powtarzać dwa razy.
I nim Prosiaczek zdążył zorientować się, co się dzieje, był już w ceberku z wodą, a Kangurzyca szorowała go z całych sił wielką namydloną gąbką.
- Ojej! - krzyczał Prosiaczek. - Puść mnie! Jestem Prosiaczek!
- Nie otwieraj buzi, kochanie, bo nałykasz się mydła - rzekła Kangurzyca. - A widzisz, co ci mówiłam?
- Tyś - tyś - tyś to zrobiła naumyślnie - wykrztusił Prosiaczek, gdy tylko znowu mógł mówić... i potem tak się stało, że znów miał usta pełne mydlin.
- Dobrze już, dobrze kochanie, tylko nic nie mów - i w chwile potem Prosiaczek został wydobyty z ceberka i wytarty suchym ręcznikiem.
- Teraz jeszcze Maleństwo dostanie łyżkę tranu - powiedziała Kangurzyca - i marsz do łóżka.
- Po-po co, po co tran? - spytał Prosiaczek.
- Po to, żebyś urósł duży i silny, kochanie. Nie chcesz chyba być podobny do małego i słabego Prosiaczka, co? A widzisz...
W tej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę - rzekła Kangurzyca i do pokoju wszedł Krzyś.
- Krzysiu, Krzysiu! - zawołał Prosiaczek. - Powiedz Kangurzycy, kim ja jestem! Ona upiera się i mówi, że jestem Maleństwem, prawda?
Krzyś popatrzył na niego uważnie i potrząsnął głową.
- Nie możesz być Maleństwem - powiedział - bo właśnie przed chwilą widziałem Maleństwo, które bawi się wesoło u Królika.
- No, no - rzekła Kangurzyca - to wprost nie do wiary. To nie do wiary, żebym aż tak się pomyliła!
- A widzisz? - powiedział Prosiaczek. - Mówiłem ci. Jestem Prosiaczek. Krzyś znów potrząsnął głową.
- Nie jesteś Prosiaczek - powiedział. - Znam dobrze Prosiaczka, który jest zupełnie innego koloru.
Prosiaczek zaczął tłumaczyć, że to wszystko dlatego, ponieważ wziął przed chwilą kąpiel, a potem pomyślał, że może nie trzeba było tego mówić. I gdy otworzył ryjek, aby powiedzieć coś innego, Mama-Kangurzyca wlała mu łyżeczkę lekarstwa, poklepała po grzbiecie i powiedziała, że to lekarstwo ma
zupełnie miły smak, gdy się do niego przyzwyczaić.
- Wiedziałam, że to nie jest Prosiaczek - powiedziała Kangurzyca - ale ciekawa jestem, kto to może być?
- Może to jakiś krewny Puchatka? - rzekł Krzyś. - Może jakiś bratanek czy wujaszek, czy coś podobnego?
Kangurzyca zgodziła się z przypuszczeniem Krzysia i powiedziała, że wobec tego trzeba go będzie jakoś nazwać.
- Nazwijmy go Nieboraczek - powiedział Krzyś. - Dla skrótu: Tomasz Nieboraczek. I właśnie gdy to postanowiono, Tomasz Nieboraczek wyrwał się z objęć Kangurzycy i skoczył na ziemię. Ku jego wielkiej radości Krzyś zostawił drzwi otwarte. I nigdy jeszcze Tomasz Nieboraczek-Prosiaczek nie pędził tak
szybko jak wtedy. Zatrzymał się dopiero niedaleko swego domku. Gdy był już o jakie sto kroków od niego, resztę drogi odbył tarzając się po ziemi, żeby odzyskać swój dawny, ulubiony kolor. I tak Kangurzyca z Maleństwem zostali w Lesie. I co wtorek Maleństwo spędzało cały dzień ze swym serdecznym przyjacielem Królikiem, i co wtorek Kangurzyca spędzała cały dzień ze swym serdecznym przyjacielem Puchatkiem, ucząc go skakać, i co wtorek Prosiaczek spędzał cały dzień ze swym serdecznym przyjacielem Krzysiem. I znowu wszyscy byli bardzo szczęśliwi.
A. A. Milne |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz