Z moim młodszym dzieckiem czasami gada się, jak z dupą w nocy. Dzisiaj np. mała bakteria zapragnęła nalać kotu wody do miseczki. Z pozoru prosta czynność zamieniła się po chwili w bardzo skomplikowaną operację.
- Mamuś! Mogę nalać kotu wody do miseczki, bo ma mało?
- Jasne Skarbie, nalej.
- Ale jakiej?
- Co jakiej?
- No wody jakiej? Naszej z butelki czy z kranu?
- Z kranu, Kochanie.
- Aha! A do której miseczki?
- A w której ma wodę?
- W niebieskiej!
- No to nalej do niebieskiej.
Chwila ciszy. Młoda stoi nad miskami i intensywnie myśli.
- Mamuś! A co zrobić z tą wodą, która jest w miseczce? Wylać???
- Wylej.
- A gdzie?
No, jak rany boskie, przecież chyba nie za okno!
- Do zlewu wylej, Kochanie.
- A do którego???
- Obojętnie!!!
- A zimną wodę cy ciepłą?
- Zimną.
- Mamuś, a zimna to niebieska, prawda?
- Tak!
- A dużo jej wlać???
Tak sobie myślę, że gdyby Lenka na co dzień zajmowała się kotem, to biedny zwierzak rychło padłby z głodu i pragnienia.
ah te dzieciaki ;)
OdpowiedzUsuńhahaha, niezła jest :-)
OdpowiedzUsuńJak bym słyszała oje dziecko:-p
OdpowiedzUsuń:D hihi
OdpowiedzUsuńfajnie byc dzieckiem:)
A rodzicem trochę mniej fajnie:)))
UsuńTylko czy do dobrej miski wlała?! ;)
OdpowiedzUsuńO dziwo, do dobrej:)
Usuń