Sezon na przetwory trwa. Jako przykładna pani domu (hehehe) postanowiłam i ja przetworzyć kilka produktów jadalnych w celu zaopatrzenia rodziny w witaminy na trudny okres zimowy.
Jak postanowiłam, tak zrobiłam! Ogórki zostały nastawione do zakiszenia w pięknym kamiennym garze (wykradzionym w tym właśnie celu od dziadka), dżem pyrkał sobie leniwie na kuchni, sok z malin gotował się intensywnie i w ogóle było "przetworniście":)
Niestety, nie dane mi było doczekać zachomikowania owych zapasów na długie zimowe wieczory w ciemnej i zimnej piwnicy. Ogórki zostały opierdzielone, nim uzyskały status kiszonych - wszak małosolne są najlepsze. Dżem był tak intensywnie próbowany, że pozostałej resztki nawet nie opłacało się "słoikować".
Z całej mojej radosnej twórczości uchowały się tylko malinki, których będę bronić rękami i nogami przed spożyciem nim nastaną siarczyste mrozy!
Reasumując: w dupie mam takie "przetworowanie"!
buahahaha nieźle Ci opendzlowali "przyszłe" zapasy...
OdpowiedzUsuńnie robisz kiszonych od razu w słoikach?
Następnym razem od razu zawekuję w słoiki! Ale też chciałam sobie spróbować małosolnych, a z tej "kamionki" wychodzą najlepsze:)
Usuńkamionkowe są najlepsze :)
Usuńostatnio się w sklepie śliniłam do jednego takiego garnka aż mnie stary za fraki musiał odciągać... ;)
Trzeba było brać! Taki zakup to na lata, a kamionkowe naprawdę są najlepsze:)
UsuńBo to trzeba większe porcje robić, żeby domownicy się najedli, a i na zimę coś zostało ;)
OdpowiedzUsuńNa większe porcje nie bardzo mam czas. Na zajęcia kulinarne wykorzystuję nieliczne chwile, kiedy dzieciaków nie ma w domu. Bo z nimi to naprawdę żadna robota - więcej szkody, niż pożytku z takich pomocników:)
Usuń