Mijający tydzień był zdecydowanie kontuzyjny:
W poniedziałek na dłoni Lenki zrobił się odcisk od łańcucha huśtawki. Dziecko moje młodsze potrafi się już bujać samo (w przeciwieństwie do dziecka starszego!) i huśtawki są Jej żywiołem. Odcisk przerodził się w bąbla, bąbel pękł i konieczna była kuracja plasterkiem.
We wtorek dzikie harce, wściekła bieganina i inne szaleństwa zakończyły się zderzeniem czołowym Nikodema i przedszkolnej koleżanki Marceliny. Efekt: Marcelina - głowa cała, Nikodem - intensywny krwotok z nosa.
Środa znowu należała do Nikodema:) W przeciwieństwie do wtorku ze zderzenia czołowego Nikodem wyszedł prawie bez szwanku (nie licząc niewielkiego guza na głowie). Ucierpiała natomiast "zderzona" z impetem dziewczynka - Jej rozcięta warga mocno krwawiła. Tajemnicą niezgłębioną pozostaje dla mnie, jak można biec centralnie na siebie i się nie widzieć!
Czwartek był w miarę spokojny. Jedynie kolega z piaskownicy sypnął Lence w oczy tak, że przez pół godziny nie mogła oka otworzyć. Na pomoc przyszła woda kranowa i słone łzy, które skutecznie wypłukały piasek.
W piątek, czyli dzisiaj kontuzji znowu uległ Nikodem.
Nasz plac zabaw okala dosyć niski płotek. W płotku tym jest furtka.Oczywistą oczywistością jest, że furtka owa służy małym dzieciom i ich matkom do wchodzenia na plac zabaw i wychodzenia z niego. Równie oczywistą oczywistością jest fakt, że sześciolatkom furtka służy głównie do wożenia się na niej. Wszak na plac zabaw normalne dzieci dostają się przechodząc przez ogrodzenie!
Młodzież tak się namiętnie woziła do momentu, kiedy Nikodem nieopatrznie wsadził paluchy w zawiasy i paluchy przycięło! Ręka momentalnie spuchła, paluch serdeczny zrobił się siny i pojawił się krwiak. Już myślałam, że będziemy jechać na pogotowie, bo palce pewnie połamane, ale po obmyciu zimną wodą i podmuchaniu okazało się, że ręka jednak cała, paluchy dają się wyginać i w ogóle "Mamo, już prawie nie boli":) Na noc wysmarowałam altacetem i chyba będzie dobrze.
No cóż, lato w pełni i kontuzje są nieuniknione. Niemniej jednak zaczynam poważnie myśleć o uwiązaniu moich dzieci na bardzo krótkim łańcuchu:)
Oj, dzieci i kontuzje idą w bardzo ścisłej parze, to fakt :)
OdpowiedzUsuńSzczególnie, kiedy są mocno ruchliwe, tak jak moje!
Usuń