Pogodę mamy piękną! Łupieże od 9.00 rano wojują z Ojcem na dworze. Ja usiłuję odpocząć. Sytuacja wydawałoby się iście komfortowa. Cisza, spokój, absolutny brak kłótni i wrzasków. Można spokojnie przygotować obiad, podlać kwiatki, nakarmić kota, poczytać blogi, tudzież książkę. Istna sielanka po prostu.
Nic bardziej mylnego! Średnio co pięć minut rozlega się walenie do drzwi (ewentualnie dzwonek, kiedy przybiega Nikodem, bo On sięga do przycisku). Równie często rozlega się pod balkonem gromkie:
- Mamoooooooooooooooooooooooooo!!!!
Problemów są tysiące. A to pić, a to srać, a to rzuć Im klucze od piwnicy, bo będą jeździć na rowerach. A to zmień bluzkę, bo się zalałam, a to daj piątaka na lody. Nalej wody do konewki, bo idziemy podlewać magnolię, rzuć piłkę, daj arbuza, poszukaj klucza francuskiego, to Tata odkręci Nikodemowi boczne kółka przy rowerze i milion innych spraw.
Zamiast zasłużonego odpoczynku biegam od drzwi do balkonu i cierpliwie spełniam życzenia i zachcianki łupieży. Ale moja cierpliwość powoli się kończy. Jeszcze jeden dzwonek do drzwi i chyba dostanę apopleksji!
niby z tatusiem - mamusia odpocznie nic bardziej mylnego - u nas tez tak jest a Maja ma dopiero roczek, boje sie myslec co oni by bez mam robili :)
OdpowiedzUsuńNo i po raz kolejny wyszło na to ze matki są niezastąpione:)
OdpowiedzUsuńJasne, że są niezastąpione:)))
OdpowiedzUsuń