Za oknem znowu zima:( Spadł śnieg, wieje zimy wiatr i ogólnie jest do dupy! A już była taka fajna wiosna:(
Kaszlący Nikodem został dziś rano odtransportowany do dziadka, Lenka została zaprowadzona do przedszkola, a ja udałam się na niezwykle pasjonujące szkolenie.
Na szczęście szkolenie zakończyło się wcześnie i już przed 13.00 mogłam odebrać Lenkę z przedszkola a Nikodema od dziadka. No i niespodziewanie zrobiło mi się bardzo, bardzo długie popołudnie:)
Z tej okazji zrobiłam dzieciakom na obiad kopytka z gulaszem. Tzn. gulasz był głównie dla Lenki, dla Nikodema była wersja "półwegetariańska", czyli kopytka z sosem, absolutnie bez mięsa:)
Ponadto akurat dzisiaj, jak na zawołanie, przyjechał kurier z naszymi wygranymi na blogu Mama Ka i Synuś Em bezogniowymi bańkami firmy Medplus.
W opakowaniu znaleźliśmy osiem sztuk szklanych baniek bezogniowych (te ogniowe do dzisiaj czuję na swoich plecach, brrrrrrr), pompkę oraz instrukcję obsługi.
Po dokładnym przestudiowaniu instrukcji i konsultacji z lekarzem pediatrą, postanowiłam od razu przetestować bańki na kaszlącym Nikodemie.
Dziecko moje starsze podeszło do kuracji ze stoickim spokojem. Oczywiście w przeciwieństwie do mnie!!! Ręce mi się trzęsły, sto razy zaglądałam do instrukcji i cała akcja zakończyła się na postawieniu dwóch baniek.
Chyba trochę za mocno operowałam pompką, ale robiłam to po raz pierwszy a dziecię moje przez cały czas radośnie twierdziło, że tylko trochę Go łaskocze. Niemniej jednak mnie przeraziły zassane czerwone place na skórze i poprzestałam na dwóch bańkach. Bałam się, że zrobię Mu krzywdę, że będzie Go bolało, że ta zassana skóra w końcu pęknie i w ogóle będzie niedobrze!
Po całej operacji i przejrzeniu dokumentacji fotograficznej, Nikodem z radością w głosie stwierdził, że teraz Jego plecy wyglądają cytuję "jak dupka pawiana albo cycki szympansicy".
No cóż, następnym razem na pewno pójdzie nam lepiej:)
O wszystkim i o niczym. O rzeczach ważnych, mniej ważnych i tych zupełnie błahych. Zapiski z codziennego, beztroskiego życia moich diabelskich łupieży: Lenki i Nikodema. "Dzieci najuważniej słuchają, kiedy mówi się nie do nich" — Eleonora Roosevelt
piątek, 8 marca 2013
Bańki, kopytka i inne głupoty...
Autor:
Unknown
o
18:35
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety:
bańki,
bańki bezogniowe,
gulasz,
konkurs,
kopytka,
Lenka,
Mama Ka i Synuś Em,
Medplus,
Nikodem,
obiad,
pawian,
plecy,
przedszkole,
stawianie baniek,
szkolenie,
wegetarianin,
wygrana
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Coś mi świta, że moja babcia mówiła, że jak są takie placki to chorobę wyciąga. ale to było w zeszłym wieku, więc nie wiem na ile to prawda. Zdrówka dla Nikusia!
OdpowiedzUsuńMój Ojciec też tak mówi.
Usuńdobrze wyszło, powinny być własnie takie placki. ja też mam ale plastikowe i za Chiny Adaś nie da sobie przystawić :( a te jego teksty bomba haha!!
OdpowiedzUsuńMi to się z dzieciństwa kojarzy raczej z samymi czerwonymi obwódkami wokół miejsca postawienia bańki a nie z takimi czerwonymi placami, ale mój Tata mówi tak, jak Wy, że tak ma być...
Usuń:))) a kopytka to bym zjadła
OdpowiedzUsuńTeż lubię kopyteczka:D
UsuńDzisiaj dostawiłam jeszcze dwie bańki na Nikodemowych plecach:) Poszło całkiem sprawnie!
OdpowiedzUsuńKopytka uwielbiam, robiła je zawsze moja Babcia . Zdrówka dla Małego :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, chyba pomogło, bo od czasu postawienia baniek kaszlu nie słychać:)
Usuńjej to Nokodem taki jak mój Jaś z tym że on na sucho tylko oszaleć idzie Adasko to już mięsny na szczęscie
OdpowiedzUsuńCiężka sprawa z tymi niejadkami:)
OdpowiedzUsuń