Dzisiaj zapraszam na post na temat polskiej szkoły, systemu oświaty i nauczycieli. Ponieważ we wrześniu posyłam mojego starszego dziecia do pierwszej klasy, jestem tym tematem mocno zainteresowana.
Fakty są niestety przerażające: nauczyciele są coraz bardziej zmanierowani, ich poziom wykształcenia pozostawia wiele do życzenia a podejście do dzieci i ich rodziców woła o pomstę do nieba!
Niekompetencja i nieznajomość przepisów aż bije od każdego z nich. Większość z nauczycieli w życiu nie przeczytała ani karty nauczyciela, ani ustawy o systemie oświaty, czyli dwóch podstawowych dokumentów, na podstawie których funkcjonują w szkole! O pozostałych okołooświatowych ustawach nawet nie wspomnę. Dla większości z nich prawidłowe wypełnienie dziennika lekcyjnego, świadectwa szkolnego czy arkusza ocen jest czarną magią:P
Dzisiejszy nauczyciel winę za porażająco kiepskie efekty kształcenia w pierwszej kolejności zwala na dzieci, które nie chcą się uczyć. O la boga, jak świat światem, dzieci nigdy nie przepadały za nudnymi lekcjami, przepisywaniem i wkuwaniem formułek czy wzorów. Dzieci do nauki trzeba zachęcić, zainteresować, zainspirować, zmusić do myślenia. Przedyktowywanie książek do zeszytu naprawdę nie jest najlepszą metodą pracy nauczyciela.
Kolejnym słabym ogniwem w systemie edukacji (według nauczycieli) są durni rodzice, którzy nie chcą uczyć dzieci w domu! Przykład osobisty: na zebranie w przedszkolnej zerówce przychodzi nauczycielka szkoły podstawowej i z uśmiechem na ustach oznajmia, że 90% pracy dziecko musi wykonać w domu pod okiem rodziców. No do kurwy nędzy, to za co ona bierze (niemałe!) pieniądze w tej szkole??? Za sam fakt przyjścia do pracy??? Każdy by tak chciał!
 |
źródło: internet |
Co do czasu pracy nauczycieli wiecznie narzekających na nadmiar obowiązków:
- pensum nauczyciela w szkole wynosi 18 godzin tygodniowo, czyli niecałe 4 godziny dziennie - ponad połowę mniej, niż musi przepracować normalny człowiek (40 godzin), każda godzina ponad wymiarowe 18 jest dodatkowo płatna (około 30 zł/godz. netto - żadna grupa zawodowa nie ma takich stawek za godzinę!).
- przysłowiowa "godzina" pracy nauczyciela nijak się ma do godziny zegarowej - lekcja trwa wszak 45 minut, z czego 5 minut zabiera znalezienie odpowiedniego dziennika lekcyjnego (ciężka sprawa), klucza od odpowiedniej sali (jeszcze bardziej skomplikowane zadanie) i pogaduchy z innymi nauczycielami. Kolejne 10 minut zajmuje sprawdzenie listy obecności, wpisanie tematu do dziennika i inne czynności okołolekcyjne. Jeżeli skończy się lekcję parę minut przed czasem (co jest zjawiskiem notorycznym), zyskuje się kolejną chwilę wolnego. W sumie stricto merytorycznej pracy na lekcji wypada mniej niż pół godziny!
- każde zajęcia pozalekcyjne są dodatkowo płatne, żaden nauczyciel za darmo nie kiwnie palcem ponad swoje ustawowe 18 godzin,
- dziewiętnasta i dwudziesta godzina zapisana w ustawie o systemie oświaty, jako przeznaczona na dodatkowe zajęcia rozwijające zainteresowania uczniów jest absolutną fikcją tworzoną jedynie na papierze. W rzeczywistości te zajęcia przeważnie w ogóle się nie odbywają!
- dyżury nauczycieli na przerwach są kolejną totalną fikcją. Każdemu z nich przypada średnio 6-7 pięcio- lub dziesięciominutowych dyżurów tygodniowo. Owe dyżury nauczyciel najczęściej spędza na piciu kawy (bo akurat był spragniony, a przecież kiedyś kawę wypić musi), na posiedzeniu w toalecie (bo akurat mu się zachciało), na papierosie (bo przecież kiedyś musi zapalić).
- zebrania z rodzicami: to dopiero wyzwanie! Zebranie z rodzicami wypada średnio cztery razy w roku, zajmuje około godziny. Chyba, że trafi się wyjątkowo upierdliwy rodzic, interesujący się swoim dzieckiem i zadający niewygodne pytania - koszmar! Chcąc, nie chcąc trzeba poświęcić mu czas - w końcu co miesiąc pobiera się prawie 100 zł netto dodatku za wychowawstwo!
- rady pedagogiczne: znowu nie więcej niż 5-6 razy do roku po około 2 godziny, bo każdy popędza, żeby tylko szybciej skończyć, istotne sprawy wychowawcze omawiane są "po łebkach", bo szkoda czasu na pierdoły.
- słynne "przygotowywanie się do lekcji w domu" - z wypowiedzi nauczycieli wynika, że zajmuje im to około 12 godzin dziennie:P Prawda wygląda tak, że do lekcji przygotowuje się jedynie młody, świeżo upieczony nauczyciel. Każdy pedagog z kilkuletnim stażem swój przedmiot ma "jako, tako" opanowany i do lekcji przygotowywać się nie musi. Wszak od lat w matematyce 2+2=4 a ziemia od zawsze krąży wokół słońca. Powtarzane od lat formułki jest w stanie zrozumieć i zapamiętać nawet średnio inteligentny szympans (ale nie nauczyciel!).
- kolejny dyżurny temat wiecznie jęczących nauczycieli, to wycieczki szkolne: otóż na wycieczki nauczyciele jeżdżą gratis, nie pokrywają absolutnie żadnych kosztów - ani za przejazd, ani za wyżywienie, ani za wstępy do instytucji kultury! Co więcej - za wycieczki mają płacone nadgodziny! Poza tym, nikt ich absolutnie nie zmusza do organizowania wycieczek. Jest to ich dobra wola i chęć zwiedzenia kolejnych miejsc za free. Opieką nad dziećmi nie przejmują się zupełnie - w razie czego zawsze można zadzwonić do rodziców i naskarżyć na niesfornego bachora:P
- następnym mitem jest sprawdzanie i przygotowywanie przez nauczycieli klasówek po nocach: obecnie nauczyciele dostają bezpłatnie od wszelkich wydawnictw książki z gotowymi testami i modelami odpowiedzi. Wystarczy tylko skserować odpowiednią ilość egzemplarzy, a najlepiej zlecić to uczniowi, posyłając go do ksero dziesięć minut po dzwonku:P
- no i wreszcie słynne, oczywiście płatne, dni wolne: wypada tego naprawdę sporo! Ferie zimowe, wiosenne, letnie - w sumie 56 dni (w porównaniu do 26 dni normalnie pracującego człowieka to dosyć sporo) Do tego dochodzą wszelkie święta i inne dni okołoświąteczne, dni wolne w czasie egzaminów - nieważne, że są to dni wolne jedynie od zajęć dydaktyczno-wychowawczych, czyli tak naprawdę dni wolne tylko dla dzieci. Nauczyciele traktują to jako kolejny dzień wolny od pracy (takich dni wypada w roku około 15!)
Generalnie, nauczyciele wciąż domagają się podwyżek za pracę, której de facto nie wykonują, a jeśli już wykonują, to efektów tej pracy raczej nie widać.
A teraz niech mnie zlinczują wszyscy uciśnieni pseudopedagodzy, którzy tak ciężko pracują przez trzy godziny dziennie trzy dni w tygodniu:P