Pierwsza w życiu praca domowa jest zwykle bardzo ważnym i przejmującym przeżyciem dla świeżo upieczonego ucznia pierwszej klasy szkoły podstawowej. Zwykle... chyba, że ma się w domu takiego oryginała i indywidualistę, jak mój Syn, który ma kompletnie wywalone na wszystko, co nie jest dobrą zabawą!
Pierwsza praca domowa została zadana już drugiego dnia szkoły. Praca owa polegała na dokończeniu szlaczka w dwóch ramkach oraz namalowaniu w tych ramkach siebie i swojego kolegi ze szkolnej ławy. Ot taka sobie praca domowa, bardzo prosta, łatwa i przyjemna, ale...
Miła Pani wychowawczyni klasy 1a zaznaczyła, że jeżeli ktoś zapomni, jak wygląda kolega z ławki, może ową pracę domową odrobić następnego dnia w szkole.
Nikodem uzyskawszy taką alternatywę natychmiast doznał permanentnej amnezji i radośnie oznajmił, że On właśnie zapomniał z kim siedział w ławce, nie wie, nie pamięta, nie zna się, nie ogarnia i w ogóle nie orientuje się! Dokończy jutro w szkole i czy On może już wyjść na plac zabaw, bo się umówił z kolegami?
No dobra. Pani nieopatrznie dała możliwość wymigania się od pracy domowej, ale może przysiądziemy chociaż do części tej pracy?
- Nikodemku, ale siebie chyba możesz narysować dzisiaj? A kolegę odmalujesz jutro w szkole.
- Pani nic nie mówiła o tym, żeby robić tylko część pracy domowej! Powiedziała, że można zrobić jutro w szkole, więc zrobię jutro...
- Yyyyyyyyyyy
Praca domowa numer dwa to labirynt do przejścia. Zanim zdążyłam zapytać, czy praca ta ma być wykonana długopisem, ołówkiem, kredką czy też może mazakiem, Nikodem przeleciał już cały labirynt i stwierdził, że odrobione!
- Zara! Moment! Chwila! Ja, starsza pani nie ogarniam! Labirynt labiryntem, ale może trzeba jeszcze pokolorować te zwierzątka, które tam występują???
- Pani nic na ten temat nie mówiła! Idziemy na plac zabaw???
W tym momencie wtrąciła się Lenka:
- To może ja pokoloruję???
- Chyba zwariowałaś! - oburzył się Nikodem - I co ja jutro powiem Pani w szkole? Że siostra odwaliła za mnie całą robotę???
- No to trzeba pomalować, czy nie??? - denerwuję się.
- Pani o kolorowaniu nic nie mówiła.
- Ale może pokolorujemy, będzie ładniej?
- Pani o kolorowaniu nic nie mówiła.
Ok, skoro Pani nic nie mówiła nie będę nadgorliwa, dałam spokój.
Następnego dnia okazało się, że jednak trzeba było ten cholerny labirynt pokolorować, tylko Pani uważała to za oczywiste i zapomniała o tym wspomnieć. Chyba muszę zwrócić Jej uwagę, żeby wyrażała się bardziej precyzyjnie!
Nawiasem mówiąc, miałam nadzieję, że panie po studiach pedagogicznych posiadają choćby blade pojęcie o podejściu do siedmiolatków, przynajmniej w tak błahej kwestii, jak wydawanie poleceń...