Wczoraj Lenka została w domu z Tatą, bo była jakaś niewyraźna. Dostała wypieków, miała stan podgorączkowy, sporo spała w dzień i ogólnie widać było, że coś jest nie tak:(
Myślałam, że rozbiera Ją zwyczajne przeziębienie. Niestety dzisiaj rano wstała usiana wysypką - głównie na brzuchu i na plecach. Mimo, że medycyny nie kończyłam od razu zdiagnozowałam ospę! Zwłaszcza, że ostatnio panowała w przedszkolu. Wizyta u pediatry potwierdziła moje przypuszczenia. Mamy w domu ospę wietrzną.
Na szczęście Nikodem już tę chorobę dziecięcą przechodził (miał wtedy około 2,5 roku). O dziwo Lenka, która w tym okresie była kilkumiesięcznym niemowlęciem jakoś się wtedy ospą nie zaraziła. Dopiero teraz Ją dopadło.
Ku mojej uciesze krostek ma niewiele. Zlokalizowane są głównie na tułowiu, dodatkowo jedna wykwitła we wnętrzu dłoni i jedna na skroni. Pewnie jutro wysypie się ich więcej, ale na razie nie jest źle:) Najważniejsze, że gardło, oczy i uszy są czyste! Nikodem na przykład miał jedną paskudną krostę w środku ucha. Wiem, że ospa w takich miejscach potrafi być niebezpieczna i prowadzić do poważnych powikłań.
Generalnie samopoczucie mojej córki jest kiepskie, ale znośne. Trochę gorączkuje, jest osłabiona, marudna, nie ma apetytu. Na szczęście sporo śpi w dzień, więc organizm trochę się regeneruje.
Jakoś to chyba przeżyjemy:)