Na balkonie mamy karmnik (wykonany chałupniczo, nieco już zdezelowany i właściwie wymagający renowacji, ale czasu ciągle brak). Dzieciaki bardzo pilnują, żeby zawsze było w nim coś do jedzenia. Dziś rano zarządzili karmienie ptactwa, więc ubraliśmy się ciepło i wyszliśmy dorzucić paszy - ptaszyska zostały uraczone trzema lekko czerstwymi bułkami (wiem, wiem, nie powinno się ptaków karmić pieczywem, ale i tak wszystko zżerają i mają się ok) i świeżym kawałkiem słoninki.
Lenka pyta:
- Mamusiu, a prawda, że od zimna ptaszki mogą 
umrać?
- Ty, głupia, Ty! - wtrąca się od razu Nikodem - Nie mówi się 
umrać, tylko 
umarnąć!
No więc tłumaczę cierpliwie, że nie mówi się ani umrać, ani umarnąć, tylko umrzeć. A jeśli chodzi o ptaki i inne zwierzęta, to mówi się raczej, że mogą zdechnąć.
Nikodem po głębokim namyśle stwierdza zadowolony:
- No, i wtedy można iść kupić nowe do sklepu 
zozogicznego:)
 
hihihihihi
OdpowiedzUsuńgramatykę mają opanowaną:D
OdpowiedzUsuń